Znowu angielski finał Ligi Mistrzów
Patrząc na końcową tabelę Premier League, notowania bukmacherów przed startem imprezy i przed jej wiosenną fazą, na to wszystko wreszcie, co działo się w obu klubach w całym mijającym sezonie, za murowanego faworyta starcia Manchesteru City z Chelsea należałoby uznać ten pierwszy zespół. Jednak jest inaczej: mecz w Porto nie ma faworyta.
LESZEK ORŁOWSKI
Pandemiczna przerwa w rozgrywkach futbolowych wywołana atakiem koronawirusa wiosną 2020 roku najmocniej zaszkodziła klubom angielskim. W 2019 roku wszystkie cztery miejsca w finałach europejskich pucharów zostały obsadzone przez ekipy z Premier League, w 2020 nie było w nich ani jednej, teraz zaś są trzy. Nikt by się akurat tego nie spodziewał, przecież latami powtarzano tezę, że angielskie zespoły są wiosną bardziej zmęczone niż inne i dlatego dostają baty. A tymczasem dostały je akurat wtedy, gdy sobie odpoczęły, zaś w normalnym cyklu drugi raz z rzędu Premier League pokazuje Europie zadek.
TURBULENCJE
Obie drużyny wielkim meczem zwieńczą sezon, który nie od początku układał się po myśli ich kibiców. Manchester City wystartował fatalnie, po 9. kolejkach, mając jeden mecz rozegrany mniej, zajmował 13. miejsce w tabeli i powoli zaczęły pojawiać się tezy, że cykl Pepa Guardioli w tym klubie dobiegł końca, że zespołowi potrzeba nowego menedżera. Szefowie MC szybko ukręcili łeb podobnym spekulacjom, podpisując akurat wtedy z Katalończykiem nowy kontrakt. A prawda okazała się inna: team Guardioli po prostu powoli się rozkręcał, zawodnicy nie potrafili wybudzić się z letniego letargu. W końcu jednak doszło do kilku szczerych rozmów między nimi w szatni, sprawy w swoje ręce wziął lider zespołu, doświadczony Brazylijczyk Fernandinho i kryzys udało się zażegnać, drużyna wyszła na prostą. Przegrany 22 listopada 0:2 mecz z Tottenhamem Jose Mourinho był ostatnią porażką aż do derbów z Manchesterem United rozegranych 7 marca. Między tymi datami zespół odnotował 17 zwycięstw i 2 remisy, oba zresztą jeszcze w grudniu. Sprawa tytułu mistrza Anglii rozstrzygnęła się de facto zanim wiosną wróciła Liga Mistrzów, The Citizens mogli się skoncentrować na tych rozgrywkach.
Droga Chelsea przez sezon była jeszcze bardziej ciernista. Frank Lampard nie okazał się drugim Guardiolą w Barcelonie ani Zidanem w Realu. Zespół pod jego wodzą tkwił na mieliźnie, z której nie potrafił się ruszyć. W końcu po 19. kolejce i przegranej 0:2 z Leicester, po której The Blues wylądowali na 9. miejscu w tabeli, Roman Abramowicz podjął decyzję o zmianie sternika. Akurat do wzięcia był Thomas Tuchel, który wyleciał z PSG, więc bez wahania się na niego zdecydował. Chelsea pod wodzą Lamparda w 19 kolejkach zdobyła 29 punktów, pod wodzą Tuchela w 18 (nie wliczając ostatniej serii spotkań) – 38 i zapewniła sobie miejsce w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Różnic między pracą poprzedniego i obecnego menedżera zespołu jest wiele, najważniejszą można wyrazić jednym zdaniem: Lampard stawiał na wychowanków, Tuchel na najlepszych. Symbolem tej zmiany myślenia jest utrata pozycji w zespole przez Calluma Hudsona-Odoi.
NAJLEPSZE WIOSNĄ
Faworyta więc nie ma, bo przepaść w tabeli między obiema ekipami powstała w początkowym etapie sezonu, a do finału Ligi Mistrzów obie dotarły bez większych problemów (Manchester wiosną: 2:0 i 2:0 z Borussią Mgl, 2:1 i 2:1 z Borussią D., 2:1 i 2:1 z PSG; Chelsea 1:0 i 2:0 z Atletico, 2:0 i 0:1 z Porto, 1:1 i 2:0 z Realem). Jeśli brać pod uwagę tylko 2021 rok, finaliści Ligi Mistrzów są zdecydowanie najlepsi w Premier League. Do 37 kolejki włącznie City zdobyli w tym okresie 42 punkty, a Chelsea 38. Ponadto to Chelsea wygrała z City 8 maja, już po awansie obu zespołów do finału. Oczywiście wynik tamtego meczu – 2:1 dla grających na wyjeździe The Blues – oraz jego przebieg nie mogą być postrzegane jako zapowiedź scenariusza finału, gdyż obaj trenerzy zachowali w rezerwie kilku kluczowych zawodników. Zwłaszcza Guardiola wystawił osobliwy skład, w którym jedynym środkowym pomocnikiem był Rodri, a za rozgrywanie odpowiadali Raheem Sterling i Ferran Torres. To była lekka kpina, ostentacja. Niemniej także wskutek bardzo dobrej, pewnej gry Chelsea, Guardiola pierwszy raz w trenerskiej karierze (220 meczów w Primera Division, Bundeslidze i Premier League) zaliczył drugą z rzędu porażkę w meczu domowym.
Zmiana trenera w trakcie sezonu to dla Chelsea jedyny sposób, by dotrzeć do finału Ligi Mistrzów. Sezon 2007-08, gdy dokonała tego po raz pierwszy, zaczynał przecież Mourinho, a w decydującym, przegranym po karnych, boju z Manchesterem United zespół prowadził Avram Grant, który zajął miejsce Portugalczyka już 7 września. W kampanii 2011-12 aż do 12 marca zespół prowadził inny Luzytanin, Andre Villas-Boas, by potem ustąpić miejsca Roberto Di Matteo, a ten doprowadził drużynę do finału wygranego po karnych z Bayernem. Gdyby prawo serii miało działać, w Porto też powinno dojść do jedenastek. Jednak patrząc na wyniki Manchesteru City, taki wynik wydaje się zupełnie nieprawdopodobny. Od remisu z West Bromem 15 grudnia drużyna Guardioli (znów nie wliczając starcia ostatniej kolejki ligowej) zaliczyła passę 39 meczów bez remisu (34 zwycięstwa, 5 porażek) we wszystkich rozgrywkach.
CITY BEZ DZIEWIĄTKI
Manchester, wydaje się, okres szczytowej formy w sezonie 2020-21 ma już za sobą. Nie znaczy to, że obecna jest kiepska, po prostu było ciut lepiej. Dziś siła MC zasadza się na świetnej grze bloku obronnego. Postawienie na parę stoperów Ruben Dias – John Stones okazało się strzałem w dziesiątkę. Obaj mogą konkurować do jedenastki all star sezonu nie tylko Premier League, ale także Europy. Na ławce zasiada przeto również znakomity Aymeric Laporte. Także boczni obrońcy stanowią mocny punkt zespołu. Na pewien czas wczesną wiosną mocno rozbłysnęła gwiazda Joao Cancelo, jednak potem mogący grać na obu bokach defensywy i angażujący się z nich w rozegranie piłki zawodnik spuścił z tonu. W tej chwili na prawym boku raczej przegrywa rywalizację z solidnym Kyle’m Walkerem, na lewym zaś Aleksandr Zinczenko wykazuje wyższość nad Benjaminem Mendym.
Pep Guardiola przez długi czas regularnie powracał do ustawienia z dwoma defensywnymi pomocnikami: Fernandinho i Rodrim. Jednak od pewnego czasu wyraźnie od niego odszedł. Weteran z Brazylii nie musi już grać tak często, gdyż młody Hiszpan uzyskał stabilizację formy na bardzo wysokim poziomie i w pojedynkę zabezpiecza środek pola. Dzięki temu uwolnił się potencjał Ilkaya Guendogana, który z głębi pola atakuje tak skutecznie – bo zaskakując rywali – że jest w tej chwili najlepszym strzelcem City w sezonie. Obsadę środka pola kończy Kevin De Bruyne, jak zwykle wspaniały, nieprzewidywalny, łamiący schematy. W końcówce sezonu już jednak odpoczywał, pewnie po to, by na finał odnaleźć maksymalny poziom werwy.
W zasadzie mimo umiłowania Guardioli do rotacji, „coachowania”, czyli wymyślania oryginalnych wariantów na każdy mecz, obsada dolnych ośmiu miejsc w jedenastce na finał nie budzi większych wątpliwości. Problem zaczyna się z górną trójką. Ostatnim pomysłem Guardioli jest rezygnacja z typowej dziewiątki. Akurat w ligowym meczu z Chelsea zagrały obie: Gabriel Jesus i Sergio Aguero, co także było elementem kpienia z Tuchela, ale zdaje się, że na Estadio do Dragao będzie inaczej. Droga do wielkości prowadzi bowiem dziś, według katalońskiego maga, przez granie dwójką bardzo szeroko ustawionych napastników, w których to rolach można spodziewać się Riyada Mahreza raz Phila Fodena i krążącego gdzieś na wysokości końcowej linii pola karnego dodatkowego ofensywnego pomocnika, najprawdopodobniej Bernardo Silvy. Doprawdy, nikt nie postawiłby jeszcze kilka miesięcy temu złamanego pensa na to, że o miejsce na boisku będzie musiał martwić się Sterling, a jednak tak jest.
Guardiola rzadko ostatnio korzysta z ustawienia z tercetem obrońców – oczywiście zastosował je w starciu z Chelsea. Chyba nie zdecyduje się na taką rewolucję w obliczu finału, choć jego stać na wszystko. Siłą MC jest bowiem to, że w jakimkolwiek ustawieniu zespół wychodzi na mecz, piłkarze zawsze czują się na boisku komfortowo, każdy wie, co ma robić, kiedy założyć pressing, a kiedy odpuścić, jak i gdzie zdublować pozycję itd. MC potrafi długie minuty spokojnie grać na automatycznym pilocie, by na chwilę włączyć tryb mocy i zniszczyć rywala.
JAK NAKRĘCENI
Tyle że Chelsea nie jest łatwo zniszczyć. Podopieczni Tuchela zabiegali wręcz Atletico i Real. Kondycja to jest czynnik, którym wiosną The Blues kasują chyba wszystkich w Europie. Ale takie są prawa młodości, a Chelsea to dziś właśnie znakomicie zarządzana młodość, pełna charakterystycznej dla niej euforii, ale nie pozbawiona wyrafinowania, umiejętności kalkulowania i dyscypliny taktycznej. Można ponadto odnieść wrażenie, że The Blues o wiele lepiej radzą sobie obecnie z rywalami z górnej półki, niż z tymi w teorii znacznie od siebie słabszymi.
Niemiecki trener tylko w dwóch pierwszych meczach grał kwartetem obrońców, potem przestawił zespół na system 1-3-4-2-1, któremu pozostaje wierny. Grając w tym schemacie drużyna wróciła do najlepszego okresu pod wodzą Antonio Conte.
Za kadencji Tuchela kilku zawodników eksplodowało formą. Nowym liderem linii obrony stał się Antonio Ruediger. Statystyki pokazują, jak ważnym jest obecnie zawodnikiem: bez niego w składzie drużyna traci trzy razy więcej goli, niż kiedy jest na boisku. Dobra forma Andreasa Christensena i Cesara Azpilicuety sprawiła, że tak wybitni obrońcy jak Thiago Silva i Kurt Zouma są najczęściej rezerwowymi. Reece James z prawej (Tuchel może tu ustawić Azpilicuetę) i Ben Chilwell oraz Marcos Alonso z lewej stanowią na wahadłach boczne silniki zespołu. Wielką formę odzyskał także N’Golo Kante. Francuz mając zabezpieczone przez Włocha Jorginho, bezbłędnego wykonawcę jedenastek, tyły, pokazuje niebywały wręcz potencjał kreacyjny, niczym automat posyła do przodu piłki, których nie powstydziliby się najlepsi urodzeni playmakerzy. Drobny uraz odniesiony przezeń w meczu z Leicester nie powinien wykluczyć go z udziału w wielkim finale Ligi Mistrzów.
Bardzo istotną rolę odgrywa w zespole Mason Mount. Jest zarazem cofniętym napastnikiem i rozgrywającym. Wraz z Hakimem Ziyechem bądź Kaiem Havertzem (za czasów Tuchela to on strzelił dla The Blues najwięcej goli) albo Christianem Pulisicem tworzy duet zawodników nieszablonowych, nieprzewidywalnych, stale biegających, zmieniających pozycje i dlatego niezwykle trudnych do upilnowania. Osobnym zagadnieniem pozostaje pozycja środkowego napastnika. Timo Werner od początku sezonu wyśmiewany jest z powodu marnowania stuprocentowych, wydawało się, sytuacji, ma drugi w Premier League najgorszy stosunek goli do okazji bramkowych. Jednak w globalnym rozrachunku obecnego sezonu i tak ma najwięcej punktów za gole i asysty (6+8 przed ostatnią kolejką) w zespole. Poza tym stale biega, nęka obronę rywala. Notabene, brak ukierunkowania ataków na wypracowanie sytuacji konkretnemu zawodnikowi to kolejny atut Chelsea.
PIĘKNE UMYSŁY
Finał w Porto zapowiada się na znakomite widowisko. Z początku będzie to mecz bardzo taktyczny. Gdy Tuchel dopiero sposobił się do przejęcia Borussii, zaprzyjaźnił się z Guardiolą. Obaj spotkali się w restauracji w Monachium i używając solniczek oraz pieprzniczek jako piłkarzy rozegrali do późnej nocy na stole kilka zapewne fascynujących batalii. Teraz też na pewno obaj wysilą się, by się nawzajem czymś zaskoczyć. To będzie starcie pięknych umysłów na ławkach trenerskich i wybitnych piłkarzy na boisku. Do decydującego boju staną zespoły, które wyraźnie odczuwają radość z grania w piłkę. Tak więc i kibice zapewne owej radości doświadczą w dużej dawce.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 21/2022)