Zapowiedź 25. kolejki La Liga
FC Barcelona spróbuje przyćmić dobrą dyspozycją ostatnie medialne afery, Atletico Madryt pójść za ciosem po zwycięstwie 1:0 nad Liverpoolem w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów, Real Madryt utrzymać – a najchętniej powiększyć – przewagę w tabeli nad resztą stawki, Sevilla przełamać niechlubną passę pięciu meczów bez zwycięstwa, a Celta i Leganes zgarnąć trzy punkty w istotnej rywalizacji o ligowy byt. Oto co nas czeka w 25. kolejce hiszpańskiej La Liga.
Zinedine Zidane nie krył zadowolenia z powrotu do pełni sprawności największej gwiazdy Realu Madryt – Edena Hazarda. (fot. Susana Vera)
Wszystko wskazywało na to, że za sprawą sobotniego zwycięstwa, choć nie bez problemów, nad Getafe (2:1) oraz niedzielnego potknięcia Realu Madryt w starciu z Celtą Vigo (2:2), najbliższe dni upłyną na Camp Nou względnie spokojnie i optymistycznie. W końcu strata do liderujących „Królewskich” zmniejszyła się do zaledwie jednego oczka.
Nim jednak na dobre rozpoczął się nowy tydzień, w Barcelonie wybuchło – co nie jest przesadą – trzęsienie ziemi. Dziennikarze z redakcji „Cadena SER” ujawnili bowiem, że zarząd aktualnych mistrzów Hiszpanii zatrudnił firmę trudniącą się szeroko pojętym marketingiem, której zadaniem było, między innymi, za pośrednictwem mediów społecznościowych dyskredytowanie wewnętrznej opozycji (a głównie Victora Fonta – kandydata na urząd prezydenta FCB w przyszłych wyborach), a także samych piłkarzy, w tym Leo Messiego, któremu oberwało się za chociażby… wysoką pensję.
To drugi tak poważny kryzys wizerunkowy klubu ze stolicy Katalonii w ostatnim czasie. Nie tak dawno przecież doszło do publicznej scysji na linii Messi-Abidal. Ten drugi w jednym z wywiadów oskarżył zawodników, że pod wodzą Ernesto Valverde wielu z nich niezbyt chętnie przykładało się do pracy na treningach, a ogólna atmosfera wówczas nie należała do najlepszych, na co drugi stanowczo odpowiedział na Instagramie, że „każdy powinien brać odpowiedzialność za swoje obowiązki i decyzje, które podejmuje” oraz, że „kiedy ktoś postanawia mówić o słabej grze piłkarzy, niech poda nazwiska”.
Ale to nie koniec nieprzychylnych głosów pojawiających się w kontekście „Dumy Katalonii”. Zarówno dziennikarze, jak i kibice zgodnie skrytykowali transfer Martina Braithwaita z Leganes. Doprawdy przecież nie trzeba nikogo przekonywać, że przenosiny duńskiego napastnika na Camp Nou to wcale nie efekt skrupulatnie zaplanowanej strategii, a skutek jej braku. 28-latek zdecydowanie nie jest zawodnikiem, którego Barcelona chciała mieć w swoich szeregach od dawna za wszelką cenę, jednak rywalizacja na trzech frontach (Champions League, La Liga, Copa del Rey) niejako wymusza regularną rotacją, a z Braithwaitem będzie o to o wiele łatwiej.
Nie ulega żadnym wątpliwościom, że nic tak nie przyćmi medialnych afer, przynajmniej na jakiś czas, jak efektowna gra na boisku. A tej w Barcelonie wszyscy są spragnieni niczym osamotniony pustelnik wody. Odkąd na ławce trenerskiej zasiadł Quique Setien niezmiennie oczekuje się od niego radykalnej poprawy stylu gry prezentowanego przez „Blaugranę”. Stylistyczne reformy póki co przebiegają dość topornie. Zatem nadchodząca konfrontacja z Eibarem jawi się jako świetna szansa ku akceleracji wspomnianego procesu. Ekipa z Estadio de Ipurua nigdy bowiem w historii nie pokonała „Dumy Katalonii” (dziesięć porażek i remis), tracąc równocześnie średnio 3,6 gola na mecz.
***
Zwycięstwo nad aktualnym zdobywcą pucharu Europy – Liverpoolem – sprawiło, że w Atletico zapomniano o trapiących drużynę problemach. I nie można się temu dziwić. Przecież piłkarze prowadzeni przez Diego Simeone w starciu z „The Reds” jednogłośnie byli skazywani na sromotną porażkę. Tymczasem za sprawą najpierw szybko zdobytego gola przez Saula Nigueza, a następnie wzniesieniu przed własną bramką muru nie do sforsowania, to właśnie „Los Colchoneros” są bliżej awansu do kolejnej rundy rozgrywek Champions League.
Teraz „Los Rojiblancos” muszą udowodnić, że wtorkowa wygrana bynajmniej nie była dziełem przypadku i że słaba dyspozycja na przestrzeni ostatnich tygodni jest już tylko wspomnieniem. A zadanie wcale nie będzie należało do łatwych, ponieważ na Estadio Wanda Metropolitano przyjedzie Villarreal. „Z pewnością znajdujemy się w naszym najlepszym dotychczasowym momencie aktualnych rozgrywek. I nie możemy zbaczać z tego kursu. Zarazem mamy świadomość, że musi każdego dnia ciężko pracować, aby utrzymać lokatę w górnych rejonach tabeli” – powiedział obrońca „El Submarino Amarillo” Raul Albiol.
Istotnie „Żółta Łódź Podwodna” notuje bardzo dobre rezultaty. Jeśli spojrzeć na tabelę hiszpańskiej ekstraklasy, uwzględniając wyłącznie pięć poprzednich kolejek, podopieczni Javiera Callejy plasują się na czwartej pozycji z dziesięciopunktowym dorobkiem. Dla porównania – w tym samym okresie zebrało raptem pięć oczek co daje, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt chlubną, bo siedemnastą lokatę.
Ponadto Villarreal przeważa nad Simeone i spółką pod względem liczby strzelonych goli. Gracze z Estadio La Ceramica trafili do siatki przeciwników czterdzieści dwa razy. Lepszym wynikiem mogą szczycić się tylko FC Barcelona (57) i Real Madryt (46). Na zupełnie innym biegunie znajduje się Atletico, które jak dotąd skompletowało raptem dwadzieścia pięć bramek. To właśnie bramkowa impotencja należy do największych bolączek madrytczyków. Najlepszy strzelec zespołu – Alvaro Morata – po raz ostatni wpisał się na ligową listę strzelców w grudniu zeszłego roku. Spore oczekiwania czerwono-białej społeczności stoją zatem przed powracającym do gry Diego Costą. Hiszpan z brazylijskim paszportem wyleczył właśnie uraz kręgosłupa, z którym zmagał od listopada, i od tego momentu na jego barkach spoczywać będzie część odpowiedzialności za zdobywanie goli.
***
W drugiej części stolicy Hiszpanii również wiąże się niemałe nadzieje z powodu powrotu do pełni sprawności pewnego zawodnika. Chodzi oczywiście o Real Madryt i Edena Hazarda. Belgijski atakujący od początku przygody z ekipą „Królewskich’ częściej przebywa w lekarskich gabinetach, aniżeli na na placu gry. Hazard wskutek trapiących go kontuzji pauzował w bieżącym sezonie aż dziewięćdziesiąt siedem dni (czyli ponad trzy miesiące!), co przełożyło się w sumie na czternaście ligowych kolejek przerwy.
„To wielki piłkarz. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak dużo zyskuje cały zespół, gdy on przebywa na murawie. Najwyższy czas, by powrócił do gry. Jest gotowy w stu procentach. Bardzo się cieszę, że w końcu wraca” – powiedział wyraźnie zadowolony szkoleniowiec „Los Blancos”, Zinedine Zidane, o Hazardzie przed meczem z Celtą Vigo (2:2). Jak powiedział, tak zrobił. 29-latek rzeczywiście zagrał od pierwszej minuty, prezentując się z całkiem niezłej strony, co zresztą udokumentował notując asystę, jednak jego dobra dyspozycja nie wystarczyła, by pokonać broniącą się przed spadkiem Celtę, co zarazem sprawiło, że przewaga w tabeli nad drugą Barceloną stopniała z trzech do zaledwie jednego punktu.
Teraz „Los Merengues” muszą przekonać swoich sympatyków, że potknięcie w poprzedniej serii gier hiszpańskiej ekstraklasy to nic innego jak zwykły wypadek przy pracy. Ich rywalem w sobotni wieczór będzie dryfujące w środkowej części tabeli Levante. „Las Granotas” smaku zwycięstwa nad Realem nie zaznali przed własną publicznością od niespełna dziewięciu lat. Jednak ten, kto myśli, madrytczyków czeka szybka, łatwa i przyjemna przeprawa, grubo się myli, bowiem podopieczni Paco Lopeza nieraz udowodnili, że potrafią stawić czoła największym. Levante w pierwszych dniach listopada pokonała bez większych problemów pokonali 3:1 Barcelonę, a na samym początku rozgrywek o mały włos nie sprawili niespodzianki na Estadio Santiago Bernabeu, gdy niespodziewanie udało im się odrobić dwie z trzech straconych bramek.
***
Passę pięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa spróbuje przerwać Sevilla. Piłkarze prowadzeni przez Julena Lopeteguiego ostatnimi czasy znajdują się wyraźnie pod formą. A wszystko zaczęło się od pucharowej porażki z drugoligowym Mirandes końcem stycznie (1:3). Następnie w trzech meczach w hiszpańskiej ekstraklasie ani razu nie zdołali ani razu zgarnąć trzech punktów, choć mierzyli się z zespołami z dolnej części tabeli (Alaves – 1:1; Celta – 1:2; Espanyol – 1:1). Do tego wszystkiego doszedł czwartkowy remis z rumuńskim CFR Cluj w ramach 1/16 finału Ligi Europy.
„Czujemy smutek i gniew równocześnie” – powiedział były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii w odniesieniu do ostatnich rezultatów ekipy ze stolicy Andaluzji.Trudno jednak oczekiwać, że przełamanie sewilczyków nastąpi właśnie w 25. serii gier, bowiem ich rywalem będzie rewelacja bieżącego sezonu – Getafe. Podopieczni Jose Bordalasa przed własną publicznością we wszystkich aktualnych rozgrywkach polegli raptem trzykrotnie. Nie bez powodu zatem plasują się na najniższym stopniu podium. I w ogóle nie mają zamiaru go opuszczać.
***
Interesująco zapowiada się bezpośrednia rywalizacja Celty Vigo z Leganes. Oba zespoły od samego początku sezonu znajdują się w okolicach strefy spadkowej i jawią się jako jedni z głównych kandydatów do spadku na zaplecze hiszpańskiej ekstraklasy. Faworytem starcia wydają się być podopieczni Oscara Garcii, bowiem ekipa z Estadio Butarque w bardzo krótkim czasie została pozbawiona dwóch z trzech najlepszych strzelców. Najpierw Sevilla aktywowała klauzulę Youssefa En-Nesyriego, a następnie, już poza oknem transferowym, co sprawia zarazem, że „Ogórki” nie mają możliwości zakontraktowania następcy, FC Barcelona zapłaciła pełną kwotę odstępnego zapisaną w kontrakcie Martina Braithwaita. W takich oto warunkach przyszło Javierowi Aguirre walczyć o utrzymanie. Warunkach, które – wszystko na to wskazuje – oznaczają rychły spadek.
Jan Broda