Zagłębie postawiło się Legii
Mistrzowie Polski 2018 rok zamykają w Sosnowcu. Legia będzie chciała powtórzyć wynik Lecha Poznań sprzed tygodnia, natomiast Zagłębie pragnie wymazać przeszłość zwycięstwem.
Czy Legia ponownie sięgnie po trzy punkty? (fot. Piotr Kucza)
Co prawda na trybunach panować miała przyjazna atmosfera, jednak nie mogło być o niej mowy na boisku. Obie drużyny potrzebują punktów, Legia, by gonić lidera, a Zagłębie, by gonić resztę ligi. Drużyna dzisiejszych gospodarzy zajmuje ostatnie miejsce w tabeli i jest faworytem do spadku, jednak zwycięstwo z mistrzem Polski z pewnością zwiększyłoby morale w zespole.
Padający śnieg na szczęście nie przeszkodził w zorganizowaniu spotkania, choć w momencie pierwszego gwizdka arbitra zaczęło śnieżyć naprawdę intensywnie.Tuż przed 20.30 piłkarze obu drużyn pojawili się na placu gry. Mecz rozpoczęli piłkarze Zagłębia Sosnowiec.
Od pierwszych minut przeważali zawodnicy Legii, czego można się było spodziewać. Goście spokojnie budowali swoje akcje i nie spieszyli się z dochodzeniem do sytuacji strzeleckich. Piłkarze Zagłębia grali natomiast bardzo żwawo i dało się zauważyć, że zależy im na odkupieniu swoich win za mecz sprzed tygodnia.
Nieoczekiwanie wynik spotkania otworzyli jednak właśnie zawodnicy z Sosnowca. Fantastyczną serię Radosława Majeckiego zakończył Piotr Polczak, który strzałem głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego doprowadził do wielkiej niespodzianki.
Już kilka minut później Legia mogła wyrównać. Rajd Dominika Nagy’a zakończył się podaniem na lewą stronę do Adama Hlouska, dośrodkowanie Czecha zostało zablokowane, a po chwili piłka mogła wpaść do siatki, jednak Zagłębie uratował Dawid Kudła.
W 17. minucie William Remy blokował uderzenie Szymona Pawłowskiego nogą, ale piłka odbiła się po chwili od jego ręki. Sędzia Mariusz Złotek skorzystał z wideoweryfikacji, jednak nie zdecydował się na odgwizdanie rzutu karnego, co było raczej słuszną decyzją, bowiem zagranie Francuza było bardzo przypadkowe.
Po pierwszych 20 minutach gry trzeba było przyznać, że spotkanie wyrównało się. Zagłębie wyszło na prowadzenie i skupiło się na defensywie, natomiast Legia próbowała zaatakować, ale nie potrafiła stworzyć sobie dogodnej okazji strzeleckiej. Ricardo Sa Pinto musiał znaleźć sposób na złą dyspozycję swoich piłkarzy w pierwszej połowie.
Trzeba docenić poprawę w grze Zagłębia, bo łatwo było dostrzec, że jego piłkarze przygotowali się do tego spotkania. Wnioski po spotkaniu z Lechem Poznań zostały wyciągnięte, i pomimo swojej niewielkiej aktywności w ataku piłkarze beniaminka prezentowali się o niebo lepiej w poprzedni weekend.
Nieoczekiwanie jednak w 34. minucie kolejną szansę miało Zagłębie. Vamara Sanogo odebrał piłkę na połowie Legii i błyskawicznie odegrał ją do Konrada Wrzesińskiego. Były piłkarz Pogoni Siedlce zdecydował się na uderzenie z ostrego kąta, ale przegrał pojedynek z bramkarzem mistrzów Polski. Chwilę później po prostopadłym podaniu sam na sam z golkiperem Legii wyszedł Sanogo, jednak w doskonałej sytuacji nie udało mu się trafić w światło bramki.
Do końca pierwszej połowy wynik utrzymał się. Piłkarze z Sosnowca mądrze utrzymywali się przy piłce, udało im się zneutralizować wszelkie atuty Legii, ponadto schodzili na przerwę z korzystnym wynikiem. Można było powiedzieć, że jest ono zasłużone.
Po przerwie trener Sa Pinto zdecydował się dokonać zmiany. Sandro Kulenović pojawił się na placu gry w miejsce Pawła Stolarskiego. Nowe założenia taktyczne najwyraźniej przyniosły efekty, bo już w 47. minucie po dośrodkowaniu Andre Martinsa w pole karne z rzutu wolnego William Remy wyrównał wynik spotkania mocnym strzałem głową.
To może wydawać się niewiarygodne, ale już w 49. minucie zrobiło się 2:1 dla Zagłębia po golu… Carlitosa. Hiszpan trafił do własnej bramki po kolejnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Co za otwarcie drugiej połowy!
Legia dalej próbowała odrabiać straty, ale to Zagłębie miało lepsze sytuacje. Konrad Wrzesiński znalazł się z piłką w polu karnym Legii, chciał podać do lepiej ustawionego kolegi, ale trafił prosto w nogi Mateusza Wieteski. W okolicach 70. minuty gry mecz musiał zostać na moment przerwany z powodu pokazu pirotechnicznego, jaki urządzili kibice Legii i Zagłębia. Wyglądało to efektownie, ale w pewnym momencie fajerwerki trafiły na boisko, co stało się niebezpieczne dla zdrowia zawodników.
Do gry wróciliśmy dopiero po niemal dziesięciu minutach, choć pokaz pirotechniczny trwał nadal. Legia miała coraz mniej czasu, by nie wyjechać z Sosnowca bez niczego. Mistrzowie Polski stanęli przed jedną z ostatnich szans do zdobycia bramki. Z rzutu wolnego fantastycznie uderzył Andre Martins, piłkę przed siebie odbił Kudła, a do bramki wbił ją Adam Hlousek, który sprawił sobie prezent na 30. urodziny, które dziś obchodzi.
Gdy już wydawało się, że Zagłębie zdoła wreszcie zdobyć trzy punkty, fantastyczne dośrodkowanie z boku boiska wykonał Michał Kucharczyk. Do piłki doskoczył Sandro Kulenović, który strzelił trzeciego gola Legii w dzisiejszym meczu i znacznie przybliżył warszawian do zwycięstwa. Sędzia doliczył aż dziesięć minut wobec pirotechnicznych popisów kibiców.
Ostateczne arbiter znacznie przedłużył doliczony czas, jednak więcej goli nie padło. Legia wygrała z Zagłębiem 3:2, choć dwukrotnie przegrywała. Dziś warszawianie awansowali na pozycję lidera i pozostaną na niej przynajmniej do końca starcia Lechii z Górnikiem.
pber, PiłkaNożna.pl