Przejdź do treści
Z czego żyją polskie piłkarki?

Polska Reprezentacja Polski

Z czego żyją polskie piłkarki?

Kobiety w polskim futbolu zarabiają o wiele mniej niż mężczyźni, ale nie domagają się równego traktowania tak, jak chociażby w Ameryce. Zdecydowana większość zawodniczek Ekstraligi utrzymuje się głównie z piłki nożnej, ale zdarzają się wyjątki, kiedy profesjonalne piłkarki chodzą normalnie do pracy. W tym gronie są też dwie etatowe reprezentantki Polski.


– Do pracy trzeba chodzić, bo z czegoś trzeba żyć – mówiła Agnieszka Winczo na łamach „PN” kilkanaście miesięcy temu. Dwukrotna królowa strzelczyń zaplecza Bundesligi przez osiem lat była zawodniczką Cloppenburga, ale latem tego roku zdecydowała się na zmianę otoczenia i przeszła do ekstraklasowego SC Sand. Jednym z warunków, który musiał spełnić nowy klub polskiej napastniczki, było zapewnienie pracy.

W Cloppenburgu Winczo pracowała w laboratorium, w którym badano mięso. – Do Niemiec przeszłam nie ze względu na pieniądze, bo ich po prostu w Cloppenburgu nie ma, ale chciałam zobaczyć trochę innego futbolu i się czegoś nauczyć. W Polsce osiągnęłam praktycznie wszystko, na co było mnie stać – opowiadała Winczo na łamach „PN”. – Wstaję codziennie o 5.10, daję sobie 10 minut na przebudzenie, robię śniadanie, przygotowuję się i o 6.30 wyjeżdżam do laboratorium. O 7.00 rozpoczynam pracę, nie może być żadnych opóźnień, bo robota czeka. Codziennie osiem godzin, więc kończę o 15 i mam dwie godziny, aby przygotować się do treningu. Później futbol i wracam do domu między 19 a 20 – tak wyglądał dzień dwukrotnej królowej strzelczyń 2. Bundesligi. Teraz jest nieco inaczej, bo Winczo rozpoczęła pracę w biurze. Reprezentantka Polski nie postawiła tylko na futbol, bo uważa, że trzeba mieć jakieś umiejętności, aby poradzić sobie po zakończeniu kariery. – W Cloppenburgu piłka była dodatkiem, a teraz jest odwrotnie i to praca jest dodatkiem. Gdybym męczyła się fizycznie lub psychicznie, to przestałabym to robić i tyle.

Napastniczka SC Sand jest jedną z dwóch piłkarek, które selekcjoner Miłosz Stępiński regularnie powołuje na zgrupowania reprezentacji Polski. Drugą z nich jest Anna Szymańska – bramkarka Czarnych Sosnowiec, która pracuje w zasadzie na trzech etatach. Poza kontraktem z klubem, prowadzi także warsztaty dla bramkarek – ostatnio zasiliła także sztab projektu PZPN „Talent PRO” dla najzdolniejszych golkiperek młodego pokolenia – ale również pracuje w szkole. Jest nauczycielem wychowania fizycznego, a w roku szkolnym 2019-20 otrzymała także wychowawstwo w czwartej klasie szkoły podstawowej.

– To jest dla mnie wielkie wyzwanie, ale cieszę się, że mogę zdobywać nowe doświadczenia – tłumaczy reprezentantka Polski. – Wszystko jest bardzo dobrze poukładane: w szkole idą czasami na ustępstwa, kiedy muszę wyjechać na przykład na zgrupowanie reprezentacji, a i w klubie też miewam taryfę ulgową, kiedy wypada rada pedagogiczna albo wywiadówka. Oczywiście, wszyscy nauczyciele i rodzice u nas w szkole wiedzą, czym się zajmuję, ale nikt nie ma z tym problemu. Z każdej strony czuję wsparcie, co widać nawet na domowych meczach Czarnych, kiedy moi uczniowie siadają na trybunach i mnie dopingują. Dziewczyny się śmieją, że mam swój prywatny fan club. Zdaję sobie sprawę, że mam autorytet wśród uczniów, dlatego staram się ich w każdy możliwy sposób zachęcać do aktywności fizycznej i to niekoniecznie związanej z piłką nożną. Z dziewczynami z mojej szkoły ostatnio wywalczyłyśmy mistrzostwo Katowic w siatkówkę, więc widać, że stawiamy także na inne dyscypliny. Chłopcy z kolei grają bardzo dobrze w piłkę ręczną.

Jak zatem wygląda sytuacja, kiedy pani wychowawczyni wyjeżdża na zgrupowanie kadry? – Mamy już sprawdzony system, są zastępstwa i wszystko jest ogarnięte. Zresztą z rodzicami jestem w stałym kontakcie, czasami zadzwonią, kiedy jestem na zgrupowaniu reprezentacji, ale to rzadkość. W dzisiejszych czasach, kiedy są dzienniki elektroniczne, rodzic ma stały podgląd na dziecko, więc wszystkie sprawy wyjaśniamy na bieżąco. Z dzieciakami widzę się praktycznie codziennie na lekcjach wychowania fizycznego, choć nie jesteśmy klasą sportową. W dodatku raz w tygodniu jest godzina wychowawcza, kiedy rozwiązujemy różne problemy, ale dla mnie to jest czas, aby ich motywować do nauki i dawać wsparcie. Wiem, jak ważne jest to w tym wieku – odpowiada bramkarka Czarnych. – Czasami się zdarzy, że obejrzymy fragmenty jakiegoś meczu, zresztą w naszej szkole były organizowane też wieczorki piłkarskie, kiedy oglądaliśmy wspólnie spotkanie. Dzieciaki śledzą moje poczynania i często zagadują o ostatnią kolejkę czy mecz reprezentacji.

Model zawodniczki, która pracuje jako trenerka z grupami młodzieżowymi oraz nauczycielka wychowania fizycznego, szczególnie rozwinął się w Medyku Konin, gdzie wiele piłkarek łączy te funkcje. Wśród nich są m.in. Anna Gawrońska, Natalia Pakulska, Sandra Sałata, a także… trener i jednocześnie prezes Medyka – Roman Jaszczak. W Górniku także kilka piłkarek pracuje z młodymi zawodniczkami, ale nie w szkole, lecz w klubowej akademii. Chociażby Natasza Górnicka, która jest kapitanem mistrzyń Polski i koordynatorką sekcji kobiecej akademii w Łęcznej.

– Miałam za dużo wolnego czasu i zaczęłam szukać sobie innych zajęć – śmieje się Górnicka. – W piłkę wiecznie grać nie będę, dlatego zaczęłam się rozglądać za czymś więcej. Mam już sporo doświadczenia i głowę pełną pomysłów, dlatego chciałam rozwijać się w kierunku trenerskim. Udało się założyć akademię dla dziewczynek w Łęcznej, w czym duża zasługa także trenera Piotra Mazurkiewicza, który mnie poparł, kiedy szłam do prezesa na rozmowy. Lubię się uczyć i zdobywać nowe doświadczenia, dlatego jestem zadowolona, że pracuję jako koordynator oraz trenerka przy grupach młodzieżowych. W dodatku niedawno ta praca została doceniona, bo otrzymałam propozycję od selekcjonera reprezentacji U-17, aby zostać jego asystentką. To dołożyło trochę dodatkowych obowiązków, ale wszystko udaje się spokojnie pogodzić. Wstaję około godziny ósmej, później siadam do komputera, przygotowuję konspekty, rozpiski i załatwiam różne sprawy organizacyjne. Po godzinie piętnastej stawiam się w klubie, gdzie czasami trzeba załatwić coś w księgowości lub inne formalności. O 17 zaczynam trening, a później mam zajęcia w akademii. Do domu zazwyczaj wracam grubo po 21.

Nie wszystkie piłkarki mają jednak komfort pracy przy futbolu. Jest także grupa zawodniczek grających w Ekstralidze, które łączą pracę na etacie z profesjonalnym uprawianiem tej dyscypliny sportu. Przykłady? Anna Lewandowska z KKP Bydgoszcz oraz Magdalena Dragunowicz z UKS SMS Łódź. – Pracuję jako kurier i rozwożę części samochodowe – opowiada Lewandowska. – Dzień zaczynam różnie, czasami muszę wstać nawet przed czwartą rano. Samochodem robię dziennie około 300-400 kilometrów, wieczorem idę na trening. Z samej piłki nie da się wyżyć, trzeba coś robić. U nas w drużynie jest wiele młodych zawodniczek, które jeszcze się uczą, a kilka starszych normalnie pracuje na etatach. Ja jestem kurierem, jedna z koleżanek pracuje w sklepie z artykułami papierniczymi. Żyjemy normalnym życiem, może kiedyś sytuacja się poprawi i młodsze koleżanki nie będą musiały pracować i wyżyją z samej piłki. Wszystko idzie powoli do przodu, pensje pomału rosną, ale ja już chyba tego nie doczekam.

Dragunowicz z kolei została zatrudniona przez prezesa jednej z firm, która wspiera UKS SMS Łódź. – Pracuję przy wędlinach, codziennie normalnie chodzę do pracy na osiem godzin – mówi zawodniczka. – Z pensji piłkarki trudno byłoby wyżyć, dlatego trzeba coś robić. Weekendy mam wolne, więc nie muszę się martwić o mecze. Wszystko jest jednak tak poukładane, że nie mam problemu z grą w piłkę.

Paweł Gołaszewski

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024