Przejdź do treści
Wywiad ze Zbigniewem Bońkiem: Reelekcja? Nie podjąłem decyzji

Polska Reprezentacja Polski

Wywiad ze Zbigniewem Bońkiem: Reelekcja? Nie podjąłem decyzji

Historia tego wywiadu jest niecodzienna. Zaczęła się na Twitterze, gdzie na prywatnym kanale zapytałem Zbigniewa Bońka, kiedy zamierza ocenić trzylecie działalności w PZPN. Od twita do twita, ustaliliśmy, że podsumujemy ten okres we dwóch. W formie autoryzowanej rozmowy, która także nie była standardowa. Trwała prawie trzy godziny, a kiedy wyszedłem z gabinetu prezesa związku, sekretarka szefa najpierw upewniła się, czy obaj jesteśmy cali. Otóż – jesteśmy, choć emocji rzeczywiście nie brakowało.

Zbigniew Boniek podsumował okres spędzony w PZPN

Lech z patentem na Legię, co czerwony pasek dał Surmie i procenty Lewego – KLIKNIJ!

rozmawiał Adam GODLEWSKI


– Będziemy podsumowywać trzylecie pańskiej kadencji w PZPN. Jest pan gotowy?

– Nie jestem politykiem, żeby podsumowywać kadencję, ale jeśli pan chce czegoś się dowiedzieć – odpowiem – stwierdził Boniek.

– Na początek gratulacje. Za awans do Euro 2016, czyli de facto za zatrudnienie Adama Nawałki, od tego bowiem wszystko się zaczęło. Choć nie od razu wszystko w kadrze funkcjonowało tak, jak życzyliby sobie kibice.
– Kiedy przyszedłem do PZPN, zastałem w reprezentacji zupełnie inną rzeczywistość. I w biegu nic nie można było zmienić. Trzeba było poczekać do zakończenia eliminacji mistrzostw świata w Brazylii. Mimo że poprzedniego trenera nie ja wybierałem, starałem się wspierać do końca. Bez tworzenia gabinetu cieni. I do końca, no prawie, miał szanse, bo gdyby wygrał z Ukrainą i Anglią w ostatniej serii meczów, pewnie świętowalibyśmy awans. Czy szansa była tylko iluzoryczna, nie wnikam. Liczy się tylko to, że była. Przypomnę, że od początku kadencji powtarzałem, że wyjazd na mistrzostwa świata to byłby jeden wielki cud. Na mistrzostwa Europy do Francji obiecałem już jednak wszystkich zabrać. Bo wszystkich brak awansu do Euro obciążyłby strasznie. Słowa dotrzymałem. I nie jest moją winą, że widzę rzeczywistość lepiej od większości dziennikarzy. Bo dla większości dziennikarzy Adam Nawałka był starszym trenerem z Zabrza, o którym niewiele się mówi i pisze. Miałem inne spojrzenie, spojrzenie człowieka, który się trochę na tym wszystkim zna. Czułem po prostu, że reprezentacji potrzeba było człowieka, który nie robi sobie łatwego PR, nie siedzi z dziennikarzami i nie próbuje się sprzedać za dobrego, mimo że nim nie jest i na każdą porażkę ma usprawiedliwienie. Kandydat musiał mieć międzynarodowe doświadczenie, a poza tym powinien być twardym nauczycielem. Bo po latach tylko takich pamiętamy ze szkoły. Wiadomo było jednak z gry, że jak Nawałka przyjdzie do reprezentacji, to po tym co było wcześniej, nastąpi okres przystosowywania się do nowych zasad. Adam też musiał przecież zobaczyć jaka jest różnica między zawodnikami z naszej ligi i reprezentacji. Nie miałem wątpliwości, że mu to wyjdzie. Nawet przez moment, mimo że na początku więcej zanotował porażek i remisów niż wygranych i gra była słaba.

– Proszę nie uogólniać. „Piłka Nożna” bardzo mocno, od początku, wspierała Nawałkę. Tego nam pan nie odbierze.
– Czasami widziałem, że wasza gazeta specjalnie i nawet nadmiernie dowartościowywała Adama, żeby dowalić PZPN. Takie było nasze przeczucie.

– Proszę darować, ale pańska teoria jest absurdalna i zupełnie nieprawdziwa. Do tego stopnia, że jestem wręcz rozbawiony takim postawieniem sprawy.
– E tam, z tymi waszymi intencjami, to chyba zawsze było jak z liczeniem szabel… Zostawmy to jednak. Cieszę się, że wy jako gazeta od początku do końca w Nawałkę rzeczywiście nie strzelaliście. Bo nawet w dniu nominacji widziałem, że kiedy podawaliśmy sobie z Adamem ręce, to po drugiej stronie niektórzy się śmiali. I nie dlatego, że my się uśmiechaliśmy. Tylko z nas. Nawałka trenerem reprezentacji? Na piłce wszyscy się znają, ale wyłącznie teoretycznie. Nasz sukces nie jest przypadkowy. To pomijając, oczywiście sprawy sportowe, czyli taktykę i selekcję, które są w wyłącznej gestii Nawałki, efekt systemu i organizacji. Dziś piłkarze przyjeżdżają na reprezentację, bo przede wszystkim jest to dla nich przyjemność. Jest luz na zgrupowaniu, jest dobra atmosfera. A za tym stoi PZPN.

– Był plan B, to znaczy kontrkandydat dla Nawałki?
– W momencie wyboru był tylko Adam. Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy – oczy mu naprawdę zabłysły.

– O nominacji dowiedział się dużo wcześniej niż nastąpiła oficjalna prezentacja.
Nie. Cztery albo pięć miesięcy wcześniej zadzwoniłem i powiedziałem tylko: Adam przyglądaj się reprezentacji, może ci się kiedyś przyda. I na tym był wtedy koniec. Natomiast kiedy już zacząłem rozmawiać z Nawałką, a nawet kiedy wszystko dopięliśmy, był trenerem Górnika. I to było jego zabezpieczenie na emeryturę. Adam jest człowiekiem twardym i chciał do czerwca potrenować Górnika. Tymczasem dla mnie mógł zostać w Zabrzu, ale tylko na najbliższy mecz. Na szczęście sam na to wpadł, zadzwonił i powiedział, że tego jednak nie da się połączyć. Opcji B nie było, ale na początku rozpatrywałem kandydaturę także innego trenera, który mi się ewentualnie podobał. Tylko że upadła na samym początku. Miał wówczas kontrakt, który szybko został przedłużony.

– Kto zatem nie został konkurentem Nawałki?
– Lars Lagerback. Adam był jednak od początku na pierwszym miejscu. Bo nam był potrzebny jednak polski selekcjoner, który dogada się z piłkarzami w ich języku bez udziału tłumacza.

– Awans to dla pana cel czy zaledwie środek do celu?
– Myślałem, że przyszedł pan pogadać o trzech latach prezesury… Żeby myśleć o rzeczy wielkiej, trzeba najpierw dokonać rzeczy małej. A mała rzecz nie okazała się wcale łatwa i prosta. W eliminacjach walczyliśmy do końca, choć tak wcale być nie musiało, bo mógł je zakończyć znacznie wcześniej jeden z najważniejszych piłkarzy tej reprezentacji Kamil Grosicki. Ale tak się nie stało, mimo że miał ku temu sporo sytuacji – przede wszystkim w pierwszym spotkaniu ze Szkocją i drugim z Niemcami. Na koniec, kiedy już udało się awansować, dziennikarze i tak skrytykowali nas za radość na Stadionie Narodowym. Tymczasem my nie robimy piłki dla mediów, tylko dla kibiców. Z Suwałk, Nakła, czy Inowrocławia. I ci ludzie chcieli się cieszyć z kadrą. Dziwię się, że komuś się nie spodobało, że zrobiliśmy piłkarzom rundę honorową i konfetti. Bo najważniejsze jest oczywiście to, że jedziemy do Francji. To jest nasz cel. Ale czy nie wolno w tej drodze było się zatrzymać na dziesięć minut?

– Znów zgłasza pan pretensje do niewłaściwego człowieka. Wyraźnie napisałem, że akurat w tym nie widziałem nic zdrożnego. Był powód, to była feta.
– Nikt z tego powodu nie uprawiał też żadnej propagandy sukcesu.

– Określenie tej drużyny złotą było przesadą.

– Przesadą? Będziemy się do jednego słowa doczepiali? W dziale marketingu mamy młodych ludzi, świeżo ożenionych, którzy entuzjazmem zarażają nawet zawodników. A wszystkiego przecież w kierownictwie PZPN nie skontrolujemy. Kiedyś musieliśmy na przykład przepraszać Legię, bo młodzi pracownicy związku ucieszyli się z gola Arka Milika w Lidze Europy. Mimo że był to gol strzelony Legii, a większość naszych ludzi zasiada regularnie na żylecie i kibicuje Legii. Pewne rzeczy mogą się po prostu zdarzyć. To cena pracy w dużej instytucji.

– O cel nie pytam dlatego, że wystrzeliliście konfetti i ozłociliście zespół. Tylko z tego powodu, że w XXI wielu turnieje nie udawały się biało-czerwonym. I to bardzo.
– Naszym wcześniejszym problemem było zarządzanie sukcesem. Na przykład drużyna Jurka Engela odpłynęła po awansie. Natomiast za kadencji Leo Beenhakkera do momentu awansu był jeden sposób myślenia, a potem zupełnie inny, polegający na pouczaniu Polaków, gdzie mogą wyprowadzić psa. W tej reprezentacji takiego problemu nie ma, dobrze zarządzamy sukcesem. Jest trener, który nie będzie miał syndromu awansu, gwarantuję. Właśnie dlatego wybrałem jego. Nie ma tarć z zawodnikami, bo mimo że ludzie funkcjonujący wokół nich próbowali wsadzać nas na konia, obustronnie – tłumacząc, że ten PZPN jest taki sam jak poprzedni – ale wszystko sobie z piłkarzami wyjaśniliśmy. A to fajni i inteligentni ludzie. Wszyscy trenerzy, którzy wcześniej przygotowywali drużynę do turniejów popełnili błąd polegający na złym przygotowaniu fizycznym. Jestem przekonany, że Nawałka tego uniknie. Był też błąd mentalny: zawodnicy z dnia na dzień mieli kompletny odlot. A my Polacy jak odlecimy, ciężko nas zatrzymać. I nie ma sposobu, żeby potem wrócić na właściwe tory i odzyskać koncentrację. Teraz mamy lepszych piłkarzy niż byli kiedykolwiek w ostatnich latach, a Robert Lewandowski zalicza się do ścisłej światowej czołówki.

– Powiedział pan w trakcie eliminacji, że ta drużyna jest lepsza od tej z 1982 roku z Hiszpanii z panem w składzie, która przywiozła medal mistrzostw świata. To było budowanie morale czy realna ocena?
– Ta drużyna nie jest gorsza. Może być taka sama. Tak powiedziałem, a nie że jest lepsza. Ma podobnie jak nasza dobrych bramkarzy. I kłopot na lewej obronie tak jak i my mieliśmy, bo mundial kończył na tej pozycji Stefan Majewski, który przecież nie był lewym obrońcą. Ta drużyna ma indywidualności w każdej formacji. W ataku, w pomocy, w obronie. I kilku innych zawodników, którzy potrafią grać w piłkę. Jeśli ci piłkarze nie zauroczą się sobą, spokojnie poradzą sobie we Francji. O ile w formie będzie Grosicki. Jeśli chcemy coś osiągnąć w finałach Euro, na poziomie liderów kadry musi grać Kamil. Takie jest moje zdanie.

– Nawałka dostał podwyżkę?
– A dlaczego miałby dostać?

– Bo wykonał dobrą robotę.
– Zgodnie z zapisem w jego umowie z PZPN, jego kontrakt został automatycznie przedłużony do zakończenia mistrzostw Europy. Miał też zapisaną indywidualną premię za awans.

– Premia dla piłkarzy rzeczywiście wyniosła 12 milionów złotych, jak podał „Przegląd Sportowy”?

– Umawiałem się z piłkarzami i trenerem, że nie będziemy ujawniać wysokości nagród. Polscy kibice kochają reprezentację i nie interesują się premiami. To interesuje tylko media, które nawet rozumiem. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, czy było dwa miliony mniej, czy może milion więcej. Zawodnicy dostaną tyle, na ile zasłużyli. I podzielą sobie tę kwotę jak zechcą. Zresztą pieniądze nie były dla nikogo najważniejsze w tej reprezentacji. Priorytety były inne i czynnik motywacyjny też. I pewnie też dlatego wszystko tak dobrze skończyło się na tym etapie.

– Czy na dziś polski futbol jest tak dobry jak wskazują wyniki reprezentacji?
– Nie. To są dwie zupełnie różne rzeczywistości. Nasza piłka klubowa jest pod względem opakowania fajna i dobra, ale poziom sportowy pozostawia dużo do życzenia. Nie może być jednak inaczej, skoro mówi się, że jeśli ktoś zarabia 10, czy 15 tysięcy euro na miesiąc jest bardzo drogi. Bo za te pieniądze można pozyskać przeciętnych zawodników. A logiczne jest, że przeciętni zawodnicy będą tworzyć przeciętne zespoły. Dlatego nie dziwmy się, że tak długo mistrz Polski nie wszedł do Champions League. Ja się pytam, dlaczego miałby wejść?

– Bo wchodzą biedniejsi. Z Białorusi, Czech, Słowacji. I nie tylko.
– Może mają więcej szczęścia i lepszych piłkarzy, bo ich systemy też są inne. Czesi na pewno mają inną mentalność, Białorusini też. My jako nacja jesteśmy bardzo roszczeniowi, pośpiech za pieniędzmi zaczyna się już w wieku 18 lat…

– …dlatego nie mamy dobrych reprezentacji młodzieżowych firmowanych przez PZPN?
– Mamy bardzo dobre! To, że nie mają wyników, nie oznacza, że nie potrafią grać w piłkę. Szwedzi którzy wygrali mistrzostwo w kategorii U-21 wprowadzili do pierwszej reprezentacji zero zawodników z tego rocznika. I zagrają o Euro 2016 baraż z Danią. A Polska wywalczyła awans bezpośredni. I w kadrze grają Arek Milik, który odegrał wielką rolę, Karol Linetty znajdujący się na krzywej wznoszącej, a za 5 minut może być jeszcze Tomasz Kędziora. Do Grecji na decydujące spotkanie eliminacji młodzieżówka pojechała bez Milika, bo był potrzebny w kadrze Nawałki w meczu z Gibraltarem. I przegrała tam, ponieważ straciliśmy gola z półtorametrowego spalonego. Ale nie płakaliśmy z tego powodu. Bo nie napinamy się na sukcesy w młodszych kategoriach, nie będziemy przecież plakatami z takich imprez tapetować PZPN. Piłkarze mają się rozwijać, i wchodzić do poważnej piłki. Ja widzę piłkę głębiej niż pan. Proszę mi wierzyć, jak po drodze zdarzy się sukces w młodzieżówkach, to OK. Ale bardziej istotne jest dostarczanie kandydatów do najważniejszej drużyny narodowej.

– A jaka jest prawda o szkoleniu na Orlikach? Przychodził pan do PZPN z programem, który zakładał zagospodarowanie wszystkich takich boisk między godziną 16 a 19 przez związek, w porozumieniu z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz samorządami. Idea była piękna, ale nie stała się realna.
– To było nie do wykonania, nie można było tego spiąć finansowo. Osamotniony PZPN zatkałby się tym projektem. A akurat akademii jest w Polsce nawet za dużo. Tylko że 90 procent tych prywatnych powstała po to, żeby zarabiać pieniądze, a nie rzeczywiście szkolić. W wieku 14-15 lat i tak zdolny zawodnik idzie do klubu, do sekcji młodzieżowej. Akademie klubów też są zresztą na bocznym torze, spełniają taką rolę, jaką kiedyś spełniało podwórko. Chociaż podwórko uczyło życia w szerszym wymiarze.

– Czy PZPN dostarczył prywatnym i klubowym akademiom chociaż zunifikowany program szkoleniowy?

– Chwilę, zaraz dojdziemy do tego. Nasze Akademie Młodych Orłów funkcjonują dobrze.

– Z wyjątkiem tej w Warszawie, która upadła.

– Nie, nie upadła! Po prostu okazało się, że nie ma w Warszawie potrzeby istnienia AMO. Nawet ci, którzy nas krytykowali i śmiali się że upadła, twierdzili, że metodologia była dobra. Tylko ciężko było dowozić dzieciaki w różne części miasta.

– Czytałem, że rodzice skarżyli się przede wszystkim na metodologię.

– Rodzice? To byli tendencyjni dziennikarze, którzy przedstawiali się za rodziców. A mówienie, że błędem jest, że siedmiolatki nie grają meczów, jest tylko potwierdzeniem, że ktoś kto wygłasza takie opinie, nie zna się na szkoleniu. Okazało się, że nie ma woli politycznej w Warszawie, żeby dać PZPN za darmo Orlika i halę. Dlatego odstąpiliśmy od tego pomysłu w stolicy. Mamy jednak 25 innych AMO w Polsce. I na razie na tym chcemy poprzestać. Za Warszawą nikt jednak nie będzie płakał, bo jest tu dużo możliwości uprawiania piłki nożnej. Ideą AMO nie jest zresztą szkolenie, które ma być konkurencją dla klubów. To ma być alternatywa dla biedniejszych zdolnych chłopaków. I dodatkowa formuła dla dzieci ćwiczących w klubach, bo na AMO nie ma przynależności klubowej.

– Ile kosztuje ta zabawa?
– A dlaczego to pana interesuje?

– DFB nie robi tajemnicy z tego, ile wydaje na szkolenie w swoich ośrodkach (jeszcze przed finałami Euro 2012 było to 7 milionów euro w skali roku – przyp. red).

– My mamy roczny budżet związku na poziomie 110-120 milionów złotych, podczas gdy niemiecka federacja tylko od sponsorów dostaje 120 milionów euro. A na utrzymaniu mamy nie tylko AMO, ale i Ośrodki Szkolenia Sportowego Młodzieży. Na każde AMO wydajemy przeciętnie 120 tysięcy złotych rocznie. Na wszystkie OSSM 3 miliony rocznie. Więc też uzbiera się 6 milionów złotych. To nie jest mała kwota.

– Czy praca na AMO jest systemowa? Tak samo pracuje się w Rzeszowie i Bydgoszczy każdego dnia?

– Proszę po prostu pojechać i sprawdzić, najlepiej bez zapowiadania się. Tak samo jak do szkoły trenerów, którą zmieniliśmy diametralnie. Mamy metodologię szkolenia i system nauczania. Niedługo oficjalnie zaprezentujemy Narodowy Model Szkolenia. To będzie konstytucja, wytyczne, które będzie trzeba co dwa lata nowelizować, bo teraz świat szybko idzie do przodu.

– Czyli do tej pory tego nie było. To była największa bolączka PZPN?

– Praca nad NMS zaczęła się, jak tylko przyszliśmy do związku.

– A nie dopiero po dramatycznych apelach mediów?
– Nie. W obecnym PZPN nikt się nie budzi z myślą o tym: co o nas napisali? Wiemy wszystko i szybko o publikacjach, bo taka jest po prostu specyfika dzisiejszych mediów, ale nie spędza to nikomu w związku snu z powiek. Wychodzimy z założenia, że jeśli w mediach będzie coś mądrego, to nam tylko pomoże. Skorzystamy. Zmianę systemu szkolenia zaczęliśmy od tego, że zmieniliśmy szkołę trenerów. Uznaliśmy po prostu, że w pierwszej kolejności musimy przygotować ludzi, którzy będą nauczać. Bo wcześniejsza szkoła tylko z nazwy przypominała szkołę trenerów.

– Dała dyplomy wszystkim ostatnim polskim selekcjonerom, także Nawałce. Czyli dobrze przygotowywała do zawodu. Nie było zatem spalonej ziemi.
– Zostawmy to, innej po prostu nie było. Jakość tej poprzedniej była jednak nie do zaakceptowania. Ziemia była prawie spalona. Niech nikt nie wyrzuca dyplomów z poprzedniej szkoły, ale koncepcję uczelni trzeba było diametralnie zmienić. I sprofesjonalizować to wszystko, bo wcześniej trenerzy na trzydniowej sesji więcej czasu spędzali w kasynie niż na wykładach. Zmienił się poziom wykładowców, ewidentnie wzrósł. Dyscyplina na zajęciach także się podniosła.

– Na pewno? Jeśli kursanci niszczą samochody innym słuchaczom podczas sesji to na pewno nie jest pod tym względem lepiej.

– A właśnie że wzrosła! Dlatego tak nam przeszkadza, jeśli ktoś nie potrafi się właściwie zachować. A akurat sprawcy wspomnianego incydentu bardzo szybko zapłacili za przewinienie wydaleniem ze szkoły.

– Nowa siedziba PZPN – miała być a nie ma.

– Nigdy nie było takiego punktu w moim programie wyborczym. Przeciwnie, chciałem sprawdzić, czy warto kontynuować inwestycję rozpoczętą w poprzedniej kadencji. Bo już zakup ziemi i cała procedura z tym związana były dziwne.

– Prokuratura nie podzieliła pańskich wątpliwości.

– Nie interesuje mnie, co ustaliła prokuratura. Myśmy z tym do prokuratury nie poszli. A biegli sądowi wycenili działkę na poziomie o 45 procent niższym niż wyniosła cena zakupu. Ten projekt nie spodobał się nam także dlatego że miejsce znajdowało się na uboczu, wjazd od podwórka, a plan zakładał trzy kondygnacje podziemne, i tylko 50 procent ogólnej powierzchni do celów użytkowych.

– To rozsądne argumenty, ale już pański PZPN miał potem wykupić budynek obok Stadionu Narodowego. Sprawa jednak utknęła.
– Wyznaczyliśmy działki, mapy, sprawdziliśmy czy nie ma żadnych roszczeń własnościowych. Wszystko było w zasadzie ustalone, ale jeśli statystycznie co osiem miesięcy zmieniają się ministrowie, niczego nie można dopiąć. Nie z naszej winy. Ponieśliśmy pewne koszty, ale na siłę nie wykupimy tej działki, skoro po drugiej stronie – rządowej – brakuje poważnego partnera. Dlatego – dobrze jest, jak jest. Na dziś płacimy 1,8 miliona złotych rocznie za wynajem obecnej siedziby, i to jest komfortowe rozwiązanie. Nie interesują nas naprawy, ochrona, i tym podobne sprawy. Projektem numer jeden było dla mnie robienie piłki. W dalszej kolejności logistyka, czyli zarządzanie biurem i zmiana schematu organizacyjnego w związku, inny styl prowadzenia młodzieżowych reprezentacji. A siedziba była tematem zupełnie pobocznym – nie chciałem budować jej w złym miejscu i w oparciu o zły projekt. Po wyborach pójdziemy jednak jeszcze raz porozmawiać o tym co nas interesuje. Do Ministerstwa Sportu i Turystki, i ponownie do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.

– Temat zmiany statutu pojawił się już w trakcie kadencji. Był istotny? Bo inicjatywa zupełnie się nie powiodła.
– Po niespełna roku rządów chcieliśmy zmienić statut. Tak, żeby był lepszy i bardziej demokratyczny. No i nie powodował niepotrzebnych emocji. Na zjeździe okazało się jednak, że nie wszyscy pogodzili się z wynikiem wyborów.

– Konkretnie poszło o to, że delegaci nie chcieli, aby Komisja do Spraw Nagłych pod pańskim kierownictwem nie wymknęła się spod kontroli zarządu.

– Myślałem, że będziemy rozmawiać poważnie, a to jest temat zastępczy. Komisji ds. Nagłych mogłoby nawet nie być. Bo zarząd mógłby głosować nawet mailowo w każdej sprawie. To były krzyki dla krzyków. Pobawiliśmy się wszyscy, ale nawet nie głosowaliśmy, bo uznałem wówczas, że nie ma ku temu klimatu.

– Statut trzeba jednak zmienić, bo nie jest nawet dostosowany do obecnego podziału administracyjnego Polski. Kiedy zatem to nastąpi?
– To prawda, że nie jest dostosowany, a zawiera także głupie zapisy. Na przykład powodujące, że polski klub nie ma prawa wygrać sporu z zawodnikiem. Wojewódzkie związki i kluby wiedzą, że ten dokument trzeba doszlifować. Także dlatego że statut nie przewiduje procedury ustąpienia wiceprezesa związku. Bogusław Biszof przestał być szefem Ekstraklasy SA i chciał ustąpić z zarządu PZPN, ale prawo tego nie przewiduje.

– Chciałby pan wprowadzić zmiany jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami?

– Jeśli będzie taka ogólna chęć – proszę bardzo. Tym bardziej że związkiem nigdy nie powinien kierować polityk…

– …tylko człowiek zameldowany w Polsce.

– Mam od lat stałe zameldowanie pod adresem, pod którym mieszka w Bydgoszczy mój brat. Łatwo to sprawdzić. Osoba czynnie związana z polityką nie powinna mieć prawa kandydowania na prezesa PZPN. Najsilniejsza federacja sportowa w Polsce powinna być apolityczna, jeśli nie chce mieć kłopotów, i uniknąć rządowych ingerencji. Uważam za jeden z największych plusów mojej kadencji, że związek udało się utrzymać z dala od polityki.

– Uważa pan, że dla wszystkich szesnastu wojewódzkich baronów powinno być miejsce w zarządzie PZPN?
– Myślę, że zarząd można powiększyć o kilka miejsc. Każdy nowo wybrany baron powinien jednak w pierwszej kolejności zająć się przede wszystkim robieniem piłki w regionie. Gdybym tylko chciał, wszedłbym do Komitetu Wykonawczego UEFA. Uznałem jednak, że za dużo jest pracy w Polsce, żeby działać na kilku frontach.

– Mógłby pan wystartować do Komitetu Wykonawczego, ale wynik byłby niepewny…

– Gwarantuję, że zostałbym wybrany. A jeśli pan nie wierzy – pańska sprawa…

– Nie tylko pańskie zameldowanie wywoływało kontrowersje, ale i fakt zasiadania w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy S.A. Po co to panu?
– Kwestię pierwszą, a naprawdę od stu lat jestem zameldowany w Bydgoszczy, już wyjaśniłem. A przeszkadzała jedynie grupce ze stowarzyszenia trenerów…

– … które już zapłaciło karę, bo zostało relegowane z siedziby PZPN.

– Nie za to. Tylko za to, że nie działa tak jak powinno. Nie ma składek i środków na opłacenie uczestnictwa w europejskich strukturach. Na dodatek szef stowarzyszenia Heniu Kasperczak dostając ofertę z zagranicy, spakował się w pięć minut i wyjechał. Zostawmy to zresztą. Nie udało się tej grupce, z którą zresztą środowisko szkoleniowców się nie utożsamia, zastopować mnie w wyborach. Przejdźmy do tematu, do którego wraca pan z zaciekłością, czyli mojej obecności w RN ESA.

– Z zaciekłością?
– Z zaciekłością. Tymczasem spółka ESA została powołana do życia przez PZPN i związek jest jej największym, siedmioprocentowym, udziałowcem. Rada Nadzorcza ma pilnować biznesu, a nie kontrolować kluby. Prezes związku zgodnie ze statutem związku nie może zasiadać w Komisji Licencyjnej. Zresztą idąc pańskim tokiem myślenia, w RN ESA mogliby zasiadać wszyscy z PZPN tylko nie prezes. A przecież ja pomogłem w kontrakcie telewizyjnym, powywierałem presję na kogo trzeba było. Bo to także mój, czyli związku, interes.

– Interpretacje tego punktu statutu są różne.
– Nie, jest jedna. Druga wynika wyłącznie z donosu, który nawet wiem, kto napisał.

– Skoro nie znajdziemy konsensusu w tej kwestii, postawię zatem pytanie inaczej: po co prezesowi PZPN taka funkcja i czy tak mało wartościowych ludzi jest w związku, że prezes musi wszystkiego doglądać samodzielnie.

– Chwila, przecież sami pisaliście, że przeszkadza wam pan Zdzisław Drobniewski jako przedstawiciel związku w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy S.A.

– Nigdy czegoś takiego nie pisaliśmy.
– No to inni pisali. A skoro było tyle strzałów do pana Zdzisława, poprosiłem, żeby zrezygnował. I zarząd uznał, że to ja powinienem reprezentować związek. Zresztą nikt inny się nie zgłosił. Bo z tego nie ma pieniędzy, ani prestiżu. Na zebrania chodzi się raz na trzy, cztery miesiące, a pomiędzy nimi nic tam się nie dzieje.

– Skoro nie ma splendorów i pieniędzy, to powtórzę: po co to panu?

– A czy prezes PZPN musi być tylko tam, gdzie dostaje pieniądze? Przecież ja nawet w związku nie biorę pensji.

– Czy stwierdzenie: nie biorę pensji, jest równoznaczne z: pracuję społecznie?

– Oczywiście, że pracuję społecznie.

– Nawet nie pobierając premii?

– Premii za co? Za awans do Euro 2016? Oczywiście, że nie.

– Kiedyś wiceprezes PZPN Eugeniusz Kolator nie pobierał wynagrodzenia w związku, ale partycypował w rocznych premiach. To była forma jego wynagradzania.

– Nie partycypuję w żadnych premiach. Oczywiście, jak gdzieś wyjeżdżam czy reprezentuję związek, to mam koszty reprezentacyjne. Jeśli zaprosiłbym pana na kolację i rozmawialibyśmy o sprawach związku, to też mógłbym pokryć rachunki z funduszu reprezentacyjnego. Ale moja premia za awans do Euro wyniosła zero, nie wziąłem też żadnej premii z tego tytułu, że jestem prezesem PZPN. Skoro jednak tak zwani życzliwi na każdym kroku powtarzają, że prezes związku powinien mieć pensję, to poważnie się zastanowię, czy do tego pomysłu nie wrócić.

– Ale to przecież uczciwe rozwiązanie, że za dobrą robotę i poświęcony czas dostaje się pieniądze.
– Nie dokładam do działalności w PZPN. Kiedy jadę na mecz do Gdańska, płaci za to związek. Kiedy jednak lecę do Rzymu w prywatnych sprawach, a wcale nie muszę podróżować w klasie biznes, płacę ze swojej karty kredytowej.

– Czemu prezes PZPN nie jest już członkiem Komisji ds. Bezpieczeństwa Na Stadionach FIFA?

– Bo sam z tego zrezygnowałem. To znaczy nie przyjąłem funkcji po Grzegorzu Lacie. Już wtedy wiedziałem, że z panem Josephem Blatterem nie chcę mieć do czynienia.

– A nie jest czasami tak, że Kodeks Etyki FIFA zabrania działaczom tej organizacji reklamowania bukmacherów? I w innym przypadku to FIFA pana by nie chciała?
– Nie, tylko pan może tak uważać. To ja zrezygnowałem, argumentując, że mam wiele do zrobienia w polskim futbolu. Prezydent FIFA nie rezygnuje z prezesów krajowych federacji, bo to są jego wyborcy. Strzelałby sobie sam w kolano. A poza wszystkim – jestem dumny, że mam kontrakt z bukmacherem. W 2009 roku ktoś chciał dopuścić się w Polsce korupcji, a ktoś inny – żeby go chronić – napisał na kolanach w pięć minut bubel prawny. I na tej źle napisanej ustawie tracą polskie kluby, polski sport, i polskie media. Pańska gazeta jako polski podmiot nie może zamieścić reklamy niezarejestrowanego w kraju bukmachera, ale ja żadnego prawa nie łamię. Ja jako Zbigniew Boniek podpisałem kontrakt sponsorski respektowany w zjednoczonej Europie i na całym świecie. Żeby być twarzą firmy bukmacherskiej, przede wszystkim trzeba być człowiekiem o uznanym autorytecie. Bo żaden bukmacher nie zwiąże się z kimś, z kim kojarzą się negatywne emocje. A poza tym proszę pamiętać, że kiedy reklamowałem piwo z Luisem Figo i Marco van Bastenem, to nie oznaczało, że nakłaniam do picia kierowców.

– Ale ludzi, których nakłania pan do obstawiania zakładów, ściga polska Izba Celna.
– Spokojnie, za chwilę będą za to ścigać Izbę Celną. Ale generalnie to nie jest mój problem. Mam podpisany kontrakt z firmą angielską i płacę z tego tytułu podatek. Posiadam też ekspertyzę prawną ze świetnej kancelarii, że nie łamię prawa. Gdybym zresztą łamał polskie przepisy – od dawna miałbym kłopoty. A nie mam żadnych.

– Słyszę, że prezes Boniek jest zręcznym dyplomatą. Na wymogi statutu jest zameldowany w Bydgoszczy, ale już na potrzeby reklamowania bukmacherów powołuje się na obywatelstwo europejskie.
– Boniek od 28 lat płaci podatki we Włoszech. Czy się komuś to podoba, czy nie – będzie płacił tam dalej. Bo tam wrócę na starość. Tam mam swoje posiadłości, dom, znak towarowy. Nie mam kłopotów z włoskim urzędem skarbowym, ani żadnym innym, bo nie łamię żadnego prawa. Ani statutu PZPN, w którym nigdzie nie jest napisane, że muszę płacić podatki w Polsce. Koniec i kropka. Dlaczego nie interesujecie się tym, jak grałem w piłkę, że byłem trzecim piłkarzem w plebiscycie „France Football”? I to zanim na dobre zacząłem grać z Michelem Platinim. To dla kibiców byłoby ciekawsze.

– Do Platiniego zaraz dojdziemy. Dlaczego Figo został po cichu kandydatem PZPN na szefa FIFA?
– Nie po cichu, tylko dostał naszą rekomendację w normalnym trybie.

– A miał jakiekolwiek szanse?

– Nie, bo nikt nie miał wtedy szans z Blatterem. Czy to jednak oznaczało, że mam dać poparcie Blatterowi, skoro powiedziałem mu trzy lata temu: nie? I to nie w polskiej gazecie, tylko zagranicznej – że przedłużanie kadencji Szwajcara jest jedynie przedłużaniem agonii.

– Ostatnio wyszło jednak na jaw, że po ewentualnym przejęciu sterów przez Platiniego nie byłoby prawdopodobnie wielkiej zmiany jakościowej w FIFA.
– Platini w maju w ogóle nie kandydował. A jego obecna sytuacja to nic innego jak wielka polityka. Blatter tonie, i chce za sobą wciągnąć innych. Czym się to zakończy – zobaczymy. Michel nie ma postawionego żadnego zarzutu, sprawy są badane. Platini jest moim przyjacielem, ale nie tylko dlatego nie uważam, żebym teraz miał się do całej sprawy ustosunkowywać. Choć zazwyczaj mam tak, że za przyjaciółmi wskoczyłbym do ognia. Jak kiedyś za Józkiem Młynarczykiem, za co później zapłaciłem rocznym pożarem. Uprzedzałem Michela, że jeśli zechce wystartować, to Blatter będzie do niego strzelał. Mimo to zdecydował się na kandydowanie. Zakładam więc, że wiedział, co robi. I co robił wcześniej.

– Organy jurysdykcyjne w PZPN działają wedle różnych liter prawa. Ruch Chorzów został najpierw ukarany zakazem transferów, a latem zrobił niemal najlepsze transfery w lidze. Jak to możliwe?
– Proszę na ten temat porozmawiać z Rzecznikiem Prawa Związkowego, który uchylił ten zakaz. Mnie nikt nigdy nie widział na obradach Komisji Dyscyplinarnej ani Licencyjnej. Proszę na ten temat porozmawiać z Krzysztofem Malinowskim. Służę numerem telefonu.

– Chwileczkę, jeśli praktykant popełni błąd w „Piłce Nożnej”, to wszyscy, pan także, walą we mnie. I słusznie, bo to szef odpowiada za całokształt.
– Organy związku są niezależne. Wbrew temu co sądzicie, ingerowanie nie mieści się w moich standardach. Sprawa Ruchu jest pasztetowa, poza tym powinien zajmować się nią sąd powszechny, a nie PZPN. A jeśli ktoś uważa, że powinno się za to przywalić w Bońka, to niech po prostu wali. Jestem duży i wytrzymały. Dam radę.

– Pozwolę sobie nie wierzyć w niezależność organów związku, skoro Kazimierza Grenia ukarały pokazowo – 10-letnią dyskwalifikacją.
– Z tego co wiem, to druga instancja zmieniła wyrok na czteroletni. Poza tym Greń wykluczył się sam, nikt mu przecież nie kazał lecieć z narzeczoną do Irlandii i handlować biletami.

– Naprawdę nie uważa pan, że wyrok był śmiesznie wysoki i nieadekwatny do przewinienia, nawet jeśli przyjmiemy, że było ewidentne?

– Gdyby złapali na handlu biletami pracującego w tamtejszej federacji Włocha albo Niemca, którego zaaresztowano by na całą noc, natychmiast poniósłby śmierć cywilną. Jaki jest świat pana Grenia, to ja nie wiem. Nie wiem też, czym kierowała się Komisja Dyscyplinarna orzekając dziesięcioletnią dyskwalifikację, nie widziałem dokumentacji. A może kogoś chciał w niej zastraszyć? Zamiast posypać głowę popiołem i przeprosić wszystkich po powrocie do kraju, tylko się pogrążał. Chciał z wszystkich zrobić wariatów, i ze wszystkimi zadarł zarzucając kłamstwa. Tymczasem jedynym, który w całej tej historii kłamał był pan Greń. I mocno się przeliczył. To był sprawny działacz. Wygrał kampanię wyborczą Grzegorzowi Lacie, a mnie na pewno nie przeszkodził – choć ze mną nie zrobił nawet kilometra, podczas gdy z moim poprzednikiem przynajmniej pięć tysięcy po kraju. W moim życiu pan Greń był epizodem, choć prawdą jest, że po wyborach stwarzał w związku problemy. Przez dwa i pół roku. Nazywając rzecz po imieniu – zdradzał moją ekipę. W dalszym ciągu mógłbym jednak ułaskawić Grenia, bo mam takie prawo.

– Co musiałby zrobić, aby zaskarbić sobie pańską łaskę?
– Zostawmy to. Z prawa łaski mógłbym skorzystać w poważnej sprawie, która dotknęła poważnego człowieka.

– Z czego jest pan najbardziej dumny po trzech latach kadencji?
Z tego, że jak się wychodzi na miasto w czarnym garniturze i ze znaczkiem PZPN w klapie, to ludzie nie tylko powiedzą: dzień dobry, ale i jeszcze się uśmiechną. Bo wcześniej byli gotowi na taki widok mówić jedynie: sp… j, a działacze bali się nawet chodzić na mecze. Dziś członkowie związku nikogo nie muszą się obawiać. A zwłaszcza kibiców. No i jeszcze z tego jestem dumny, że zmieniłem życie Nawałce. Gdyby nie ja, nikt mógłby się przecież nigdy nie kapnąć, że mieliśmy w Polsce trenera z tak dużym potencjałem.

– Będzie się pan ubiegał o reelekcję?

– Nie wykonałem w tym kierunku żadnego ruchu, nie podjąłem decyzji, bo jeszcze się nawet nad tym nie zastanawiałem. Ani nie liczyłem szabli. Wszystko rozegra się spontanicznie. Boniek na pewno nikomu nie zdąży się znudzić, szybciej ludzie zapłaczą z tęsknoty za mną. Aby zdecydować się na powtórne kandydowanie, w pierwszej kolejności muszę mieć pewność, że nadal sprawiałoby mi to satysfakcję.

Wywiad został przeprowadzony 22.10.2015 r.



Wywiad ukazał się w najnowszym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2025

Nr 50/2025

Polska Reprezentacja Polski

Sebastian Szymański trafi do słynnego klubu? Jest tylko jeden warunek!

Sebastian Szymański już od dłuższego czasu jest łączony ze zmianą zespołu. Gdzie może trafić reprezentant Polski?

2025.09.07 Chorzow
pilka nozna Kwalifikacje Mistrzostw Swiata 2026, Stadion Slaski, Chorzow
Polska - Finlandia
N/z Sebastian Szymanski
Foto Mateusz Porzucek PressFocus

2025.09.07 Chorzow
Football - FIFA World Cup 2026 Qualifying round
Poland - Finland
Polska - Finlandia
Sebastian Szymanski
Credit: Mateusz Porzucek PressFocus
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Drągowski odstawiony na boczny tor w klubie. Polski bramkarz całkowicie pominięty

Bartłomiej Drągowski jest w bardzo trudnej sytuacji. Reprezentant Polski nie łapie się do gry w drużynie Panathinaikosu – jest pomijany nawet w rozgrywkach Pucharu Grecji.

2025-10-23 Feyenoord v Panathinaikos - UEFA Europa League, League phase, MD3 ROTTERDAM, NETHERLANDS - OCTOBER 23: Warming up of Goalkeeper Bartlomiej Dragowski of Panathinaikos during the UEFA Europa League, League phase, MD3 match between Feyenoord and Panathinaikos at Stadion Feijenoord on October 23, 2025 in Rotterdam, Netherlands. Rotterdam Stadion Feijenoord Netherlands Content not available for redistribution in The Netherlands directly or indirectly through any third parties. Copyright: xHansxvanxderxValkx
2025.10.23 Rotterdam
pilka nozna , Liga Europy
Feyenoord Rotterdam - Panathinaikos Ateny
Foto IMAGO/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Przemysław Wiśniewski blisko zmiany klubu! Ma dołączyć do słynnego zespołu

Przemysław Wiśniewski łączony ze zmianą drużyny! Polak wciąż ma jednak pozostać w Serie A.

2025.09.04 Rotterdam
pilka nozna Kwalifikacje Mistrzostw Swiata 2026
Holandia - Polska
N/z Przemyslaw Wisniewski
Foto Pawel Andrachiewicz / PressFocus

2025.09.04 Rotterdam
Football - FIFA World Cup 2026 Qualifying round
Netherlands - Poland
Przemyslaw Wisniewski
Credit: Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Jerzy Brzęczek był blisko zostania selekcjonerem zagranicznej kadry! Sam to ujawnił

Jerzy Brzęczek mógł przejąć zagraniczną reprezentację! To byłyby głośne przenosiny.

2025.10.10 Katowice
Pilka nozna Reprezentacja Polski U21 Eliminacje Mistrzostw Europy U-21 Sezon 2025/2026
Polska - Czarnogora
N/z Jerzy Brzeczek
Foto Marcin Bulanda / PressFocus

2025.10.10 Katowice
Football Polish National Team U21 UEFA EURO 2027 Qualifying Season 2025/2026
Polska - Czarnogora
Jerzy Brzeczek
Credit: Marcin Bulanda / PressFocus
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Portugalczycy nie mogą się nachwalić Jana Bednarka! „Szeryf ze Słupcy”

Jan Bednarek znów doceniony przez portugalskie media! Polak zaliczył kolejny udany występ w barwach FC Porto.

Jan Bednarek seen during Liga Portugal game between teams of FC Porto and SL Benfica at Estadio do Dragao Maciej Rogowski/Ball Raw Images Porto Estadio do Dragao Portugal Copyright: xMaciejxRogowskix maciejrogowski_fcporto_slbenfica_2526-479
2025.10.05 Porto
pilka nozna , liga portugalska
FC Porto - Benfica Lizbona
Foto IMAGO/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!
Czytaj więcej