Wyjechali za szybko i przepadli, ale czy to reguła?
Kiedy jest dobry czas na wyjazd z Polski? Kiedy zawodnik powinien podjąć wyzwanie i spróbować swoich sił poza ekstraklasą? Jak pokazał Patryk Klimala, jeśli na stole pojawi się dobra oferta, to nie ma co zbyt długo ważyć plusów i minusów, ale odważnie chwytać szansę w dłonie i próbować szczęścia. Nawet, jeśli gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że jest to dość ryzykowane.
Patryk Klimala w nowych barwach (fot. Reuters)
Trwający sezon był tak naprawdę pierwszym dla Klimali, kiedy ten mógł nazwać się podstawowym piłkarzem Jagiellonii Białystok. Już w trakcie poprzedniej kampanii rozegrał on dla zespołu z Podlasia 29 meczów, jednak na boisku spędził łącznie 1210 minut, z czego w ekstraklasie zaledwie 640. Minęło kilka miesięcy i 21-latek pokonał kolejny szczebel w klubowej hierarchii, notując bardzo udaną rundą jesienną. W siedemnastu ligowych spotkaniach udało mu się zdobyć siedem goli i dorzucić na swoje konto trzy asysty przy trafieniach kolegów i było wiadomo, że taki dorobek może mu w zimie przynieść kilka ciekawych ofert pracy.
Pismo nosem już w listopadzie czuł Ireneusz Mamrot były trener Jagiellonii, który podczas rozmowy z „Super Expressem” nie miał żadnych wątpliwości, że Klimala będzie łakomym kąskiem dla innych klubów. – Jestem spokojny o Patryka, że po tych kilku dobrych występach nie odleci, aczkolwiek to nie jest jeszcze w pełni gotowy i ukształtowany zawodnik. On musi pamiętać, że poprzeczka oczekiwań wobec niego będzie cały czas iść w górę – wyznał. – Nie chciałbym, aby sytuacja się powtórzyła (mowa o wcześniejszym odejściu do Grecji Karola Świderskiego). Liczę, że Patryk zostanie z nami przynajmniej do czerwca, ale na niektóre decyzje nie mam wpływu – dodał.
Dziś Mamrota w klubie już nie ma, podobnie zresztą jak Klimali. Zgłosił się po niego szkocki Celtic, który zapłacił 3,5 miliona funtów i jak można było się spodziewać, kwota ta przekonała Jagę do tego, by zapalić zielone światło na transfer. Czy młody napastnik sobie poradzi? Cóż, Szkocja to nie Anglia, jednak jeśli ktoś uważa, że liga w niej jest niezbyt wymagająca, ten jest po prostu w sporym błędzie. Na pewno bliżej z niej do Premier League czy Championship, ale żeby marzyć o kolejnej ciekawej ofercie, Klimala musi stać się na Parkhead idolem na miarę swojego znakomitego poprzednika, a więc Macieja Żurawskiego.
Ktoś mógłby jednak w tym miejscu zadać pytanie, czy aby napastnik Jagiellonii nie wyjechał za wcześnie? Czy nie powinien nieco okrzepnąć w ekstraklasie, zdobyć jeszcze nieco doświadczenia i już jako nieco bardziej dojrzały zawodnik opuścić kraj? Cóż, nie ma w tym przypadku jasnej odpowiedzi, chociaż najbardziej oczywista powinna brzmieć: „tak, trzeba próbować”. Umówmy się bowiem, ekstraklasa to liga z czwartej dziesiątki w Europie, więc wyjazd do każdej, która jest klasyfikowana wyżej powinien być dla piłkarza naszego kraju czymś pozytywnym.
Przypadki polskich zawodników, którzy przed Klimalą ruszali na podbój zagranicznych boisk pokazują, że czasami decyzja o szybkim / zbyt wczesnym wyjeździe rzutowała na całe kariery.
Najbardziej jaskrawym przykładem był ruch Radosława Matusiaka, który już do końca życia będzie wspominał najlepszy w swojej karierze sezon 2006-07. To właśnie wtedy w kraju wybuchła prawdziwa „Matusiakomania”, co absolutnie nie dziwiło. W czasach, kiedy nie mieliśmy swoich przedstawicieli w najlepszych ligach Europy, ktoś kto w ekstraklasie był w stanie podczas jednej zaledwie rundy zdobyć dziewięć goli i dorzucić do tego pięć asyst, od razu był wynoszony na piedestał. Kto wie, jak potoczyła się jego kariera, gdyby poczekał z transferem, gdyby nie wyjechał w zimie do Palermo nie znając języka? Nie wiadomo, ale po trzech spotkaniach w pierwszym sezonie w Italii, już go w klubie nie było, a kolejne zmiany otoczenia sprawiały, że spadał on w hierarchii polskiej piłki coraz niżej, aż w końcu zostało po nim wyłącznie wspomnienie i powtórki jego pięknego trafienia w meczu z Belgią.
To samo można powiedzieć o Bartoszu Kapustce, który w sezonie 2015-16 rozegrał dla Cracovii 35 meczów, zdobywając w nich pięć bramek i asystując przy dziesięciu innych. Młody skrzydłowy pojechał na EURO 2016, gdzie otrzymał laurkę od samego Gary’ego Linekera i zapracował sobie na transfer do ówczesnego mistrza Anglii – Leicester City. Tam niestety nie zdołał się przebić, najpierw przegrywając z kolegami na odcinku fizycznym, a następnie przegrywając z kontuzjami. Od tego czasu minęło już 3,5 roku, a Kapustka zagrał jedynie w trzech spotkaniach pierwszej drużyny.
Dziś Brendan Rodgers chwali Polaka, ale czy słowa przerodzą się w jego przypadku w konkretne szanse? – To wciąż bardzo młody zawodnik, który zaprezentował się z bardzo dobrej strony podczas EURO 2016. Nikt wtedy o nim za wiele nie wiedział, a on przybył do Leicester, potem był wypożyczany, ale zawsze na drodze stawały mu kontuzje. Prawda jest jednak taka, że na treningach wygląda bardzo dobrze, a to co robi jest naprawdę imponujące. Czas pokaże, czy będzie tu dla niego przyszłość – stwierdził, cytowany przez „LeicestershireLive.co.uk”.
To oczywiście przykłady najbardziej dobitne, ale przecież tak samo było z Rafałem Wolskim, okrzykniętym wielkim talentem, który po kilkunastu niezłych meczach w barwach Legii Warszawa przepadł w Fiorentinie, a następnie nie odbudował się ani w Bari, ani w Mechelen, do dawnej formy wracając dopiero na polskiej ziemi – w Wiśle Kraków i Lechii Gdańsk.
Florencja to zresztą niezbyt dobry kierunek dla naszych piłkarzy. Boleśnie przekonał się o tym w tym sezonie Szymon Żurkowski. W ekstraklasie jeden z wyróżniających się pomocników, na Artemio Franchi głęboki rezerwowy. Mamy styczeń, a on rozegrał zaledwie 10 minut (słownie: dziesięć minut!), a skoro nie pomogła mu nawet zmiana na stanowisku trenera Violi, to oznacza, że problem niekoniecznie leży w szkoleniowcu, który się na niego uwziął, a być może w samym piłkarzu.
Czy zimowy transfer Patryka Klimali będzie się różnił od powyższych przypadków? Czy za kilka lat będziemy o nim mówić, jak o kolejnym polskim talencie, który przepadł za granicą, bo zbyt szybko rzucił się na głęboką wodę? Oby nie, ale warto w takiej chwili pamiętać, że transfery do klubów z mocnych lig europejskich są dla wszystkich, ale nie wszyscy się nadają do tego, by zostać bohaterami tak głośnych – jak na nasze skromne warunki rzecz jasna – transakcji.
Grzegorz Garbacik