2. Bundesliga zapowiada się bowiem w tym sezonie wyjątkowo frapująco. We wcześniejszych latach dość łatwo można było u progu sezonu wskazać dwóch lub trzech faworytów do awansu, tym razem jednak nie jest to wcale takie proste. Spadek Ingolstadt i Darmstadt, czyli klubów mniejszego kalibru sprawił, że w wielu większych ośrodkach z bogatszą tradycją zwietrzono szansę i poczyniono solidne wzmocnienia po to, dać sobie szansę. Czołówka może być w tym sezonie bardzo szeroka, a prasa i bukmacherzy w Niemczech szacują, że w walce o awans może się w tym roku liczyć nawet 7-8 zespołów. Kto konkretnie? Kto może zaatakować z drugiego szeregu a kto będzie musiał do samego końca oglądać się za plecy?
Bici faworyci
Jest ich czterech. To spadkowicze z 1. Bundesligi – FC Ingolstadt i SV Darmstadt, a także czołowe drużyny minionego sezonu, które do samego końca biły się ze Stuttgartem i Hannoverem o pierwszoligową promocję, czyli Eintracht Brunszwik i Union Berlin. Najwyżej stoją akcje klubu z miasta Audi. Bukmacherzy z Tipico płacą tylko dwukrotną przebitkę za ich awans. Zdecydowana większość spadkowiczów traci swych najlepszych zawodników, tymczasem Die Schanzer utrzymali w zdecydowanej większości skład, a tych, którzy odeszli, udało im się godnie zastąpić. Dwie największe straty kadrowe to odejścia środkowego pomocnika Pascala Groβa i lewego wahadła Markusa Suttnera na Wyspy. Udało się jednak zatrzymać w klubie kluczowego gracza środka pola – Almoga Cohena i napastnika Dario Lezcano, na których polowało kilka klubów z 1. Bundesligi.
Poza Suttnerem udało się także utrzymać całą ograną w 1. Bundeslidze defensywę, a także znacząco wzmocnić siłę ofensywną, bo w zdobywaniu bramek Lezcano pomagać będą Antonio Colak i Stefan Kutschke, który w minionym sezonie strzelił dla Dynama Drezno aż 16 goli. Warto też wspomnieć o kontynuacji pracy trenera Maika Walpurgisa. W Ingolstadt nie dość, że są po transferach 10 mln € na plusie, to jeszcze nie muszą niczego budować od nowa. To także ich ogromna siła. U drugiego ze spadkowiczów sytuacja wygląda nieco gorzej, bo i rotacja w kadrze była o wiele większa, ale pozostanie w drużynie Aytaca Sulu i Hamita Altintopa, transfery Kevina Grosskreutza i Artura Sobiecha oraz silna ręka trenera Torstena Fringsa, mogą rzeczywiście dać zaskakująco dobre efekty. O ile jednak Ingolstadt ma w zasadzie gotowy team, o tyle Lilie będą potrzebować trochę więcej czasu, by odpowiednio poukładać wszystkie klocki. No ale nie może być inaczej, skoro klub opuszcza w jednym okienku 14 zawodników, a w ich miejsce przychodzi 15 nowych.
Za ich plecami czają się już Union i Eintracht Brunszwik. Ci pierwsi wcale się nie kryją ze swoimi zamiarami. W niedawnym wywiadzie dla kickera, prezydent Unionu Dirk Zingler bez ogródek stwierdził, że klub celuje w tym roku w awans, a jeśli nie uda się w tym sezonie, to spróbuje też w kolejnym. W Berlinie dziarsko przystąpiono do przebudowy swojego stadionu. Chcą dostosować go do kryteriów stawianych drużynom z 1. Bundesligi. Pojemność ma wzrosnąć do 36 tysięcy, ale miejsc siedzących będzie zaledwie niewiele ponad 8 tysięcy, co dużo mówi o profilu kibica Unionu. Jest klimat wokół klubu, jest porządny trener (Jens Keller), jest stablina i mocna kadra z ligowymi gwiazdami pokroju Sebastiana Poltera, Toniego Leistnera, Felixa Kroosa czy Stevena Skrzybskiego, którą uzupełniono o kilku bardzo dobrych jak na 2. Bundesligę piłkarzy, takich jak chociażby Akaki Gogia z Dynama Drezno, reprezentant niemieckiej młodzieżówki Grischa Prömel, czy Marc Torrejon z Freiburga. Jest w zasadzie wszystko, czego trzeba, by odnieść sukces. W Brunszwiku podobnie. Siłą Eintrachtu jest zgrana i bardzo mocna defensywa, a także kilku wysokiej klasy piłkarzy w formacji ofensywnej, takich jak Doni Kumbela, Christoffer Nyman czy Oriel Hernandez. Problemem w zeszłym sezonie był atak pozycyjny. Eintracht nie zawsze radził sobie z rolą faworyta, kiedy musiał rozłupywać krok po kroku szczelnie zamkniętą defensywę rywala. Można być jednak pewnym, że Torsten Lieberknecht, który od 10 lat dowodzi Lwami z Brunszwiku, wyłapał te problemy i usilnie nad nimi z drużyną popracował. Kadra Eintrachtu jest szeroka i wszechstronna. Lieberknecht lubi pożonglować ustawieniami, a zespół bez żadnych problemów ustawia się trójką, czwórką czy nawet piątką z tyłu. Pod tym względem taktycznym, Eintracht jest najbardziej zaawansowany ze wszystkich drużyn czołówki.
Czarne konie
Gdyby któremuś z faworytów powinęła się noga, z drugiego szeregu atak na czołowe miejsca przypuścić może na przykład VfL Bochum. Tam również nie kryją, że celem jest czołowa trójka na koniec sezonu. Właśnie w tym celu dokonano dość zaskakującej zmiany szkoleniowca. Gertjana Verbeeka, uchodzącego za wyjątkowo trudnego we współpracy, zastąpił zgodnie z obowiązującym w Niemczech trendem młody trener z otwartą głową – 37-letni Ismail Atalan, robiący dotychczas znakomitą robotę w trzecioligowym Sportfreunde Lotte. Atalan uchodzi za trenera propagującego ofensywny i miły dla oka futbol, co potwierdziło się choćby w meczach sparingowych, w których VfL strzelał bardzo dużo goli. Drużynę wzmocniono punktowo na kilku pozycjach, zwłaszcza w ofensywie (Robbie Kruse z Leverkusen, Lukas Hinterseer z FC Ingolstadt i Dimitrios Diamantakos z Karlsruhe), a kadra, obok Kaiserslautern, należy do najliczniejszych w lidze. Problemem może być defensywa. Już w zeszłym sezonie Bochum traciło sporo goli. Ofensywny i nastawiony na wysoki pressing futbol forowany przez Atalana, może być bardzo wrażliwy na ataki rywali, którym uda się spod tego pressingu uciec. Tym bardziej, że defensywa praktycznie nie została wzmocniona. Obok Bochum, w gronie drużyn aspirujących do ścisłej czołówki, wymienia się także 1. FC Nürnberg i St. Pauli. Drużyna z Bawarii przeprowadziła w swych szeregach małą rewolucję. Klub opuściło kilku podstawowych zawodników, takich jak Tobias Kempe, Dave Bulthuis czy Even Hofland, ale tych najważniejszych udało się zatrzymać, a środek pola w osobach Hanno Behrensa, Patricka Errasa i Kevina Möhwalda, którego kusiło tego lata kilka bundesligowych klubów, należeć będzie do najlepszych w lidze. Norymberga pokazała chociażby w ostatnim sparingu przeciwko Borussii Mönchengladbach, wygranym 2:1, że jest na bardzo dobrej drodze. I wcale nie chodzi tu o wynik, a o styl gry. Dużo gry piłką, wymienność pozycji, mobilność i świeżość – to wszystko było w tym spotkaniu po stronie drugoligowca.
Inną drogę obrano w Hamburgu. St. Pauli praktycznie utrzymało stan posiadania z zeszłego sezonu (praktycznie, bo z podstawowych zawodników straciło jedynie Sörena Gonthera na rzecz Dynama Drezno), wzmacniając skład doświadczonym i ogranym na boiskach 1. Bundesligi Samim Allaguim z Herthy, który z pewnością wniesie dużo dobrego do i tak świetnie prezentującej się formacji ofensywnej, ze skutecznym Azizem Bouhaddouzem na szpicy, bardzo dobrym wiosną Waldemarem Sobotą na lewym skrzydle i reprezentantem Turcji Cenkiem Sahniem na prawym. Tym ostatnim interesowało się latem sporo klubów, między innymi VfL Wolfsburg. Zagadką jest natomiast to, jak z zespołem poradzi sobie nowy trener Olaf Janβen, który zastąpił kultowego Ewalda Lienena. Janβen bowiem, mimo 50 lat na karku, nie ma wielkiego doświadczenia na stanowisku pierwszego trenera. Jeśli jednak znajdzie wspólny język z piłkarzami, to St. Pauli będzie groźne dla każdego.
Nieco w cieniu tych drużyn i nie wymieniana w zasadzie przez nikogo wśród kandydatów do czołowych miejsc, pozostaje ekipa Greuthera Fürth. Ja uważam jednak, że zespól ten stać w tym sezonie na wiele, a przy odrobinie szczęścia być może nawet na miejsce barażowe. Greutherał opuściło co prawda dwóch kluczowych piłkarzy w osobach Roberta Zulja i Marcela Frankego, ale w ich miejsce przyszli cenieni na drugoligowym rynku skrzydłowy Nik Omladić z Brunszwiku, lewy obrońca Maximilian Wittek z TSV 1860 czy niespełniony talent, napastnik Philipp Hofmann z Brentford. Drużyna pod wodzą trenera Janosa Radokiego z każdą następną kolejką minionego sezonu sprawiała coraz lepsze wrażenie. Pisze się, że to zespół mający wiele do zaoferowania pod względem taktycznym, który po transferach Wittka i Omladicia będzie bardzo groźny po stałych fragmentach gry. Ma on jednak także swoje problemy w defensywie, zwłaszcza na środku. Brakuje tam zresztą ludzi do grania. Z przymusu występuje tam nominalny środkowy pomocnik Adam Pinter i jeśli w Fürth myślą o graniu o najwyższe cele, to do końca okienka powinni postarać się o solidne wzmocnienie na tej pozycji.
Wóz albo przewóz
Jest też cała grupa drużyn, które znajdują się na swoistym rozdrożu. Chcieliby powalczyć o najwyższe cele, ale jeśli obiorą złą ścieżkę, to równie dobrze mogą utknąć na dobre w dolnej części tabeli. Do drużyn tych zaliczyć trzeba Dynamo Drezno, 1. FC Kaiserslautern, Arminię Bielefeld, Fortunę Düsseldorf i 1. FC Heidenheim. Ci pierwsi, przy odrobinie szczęścia, mogli w minionym sezonie powalczyć nawet o awans. Teraz jednak będzie o to bardzo trudno, bo ciężko im będzie zrekompensować stratę czterech podstawowych zawodników, w tym trzech, którzy decydowali o obliczu całej ofensywy, czyli napastnika Stefana Kutschkego oraz dynamicznych skrzydłowych Marvina Stefaniaka i Akakiego Gogię.
Dynamo nie robi zresztą wielkich transferów. Stawia raczej na politykę wynajdowania młodych i utalentowanych graczy w niższych ligach, którzy potrzebują czasu, by oswoić się z wymaganiami stawianymi przez 2. Bundesligę. Czerwone Diabły z Betzenbergu są z kolei w tym sezonie niczym bombonierka z czekoladkami. Jedna wielka niespodzianka. Kadra jest niezwykle szeroka, doszło do niej aż 11 piłkarzy z zewnątrz i to z ciekawymi piłkarskimi życiorysami, ale z drugiej strony kilku kluczowych graczy opuściło też klub i przed trenerem Norbertem Meierem dużo pracy, by tych wszystkich puzzli sklecić właściwą układankę. Wydaje się jednak, że kadra Lautern zyskała nieco na jakości względem minionego sezonu i przynajmniej o zachowanie ligowego statusu kibice dwukrotnego mistrza Niemiec nie będą musieli tym razem drżeć do ostatniej ligowej kolejki. Duże nadzieje, jak zresztą co sezon, robią sobie kibice Fortuny Düsseldorf, która tradycyjnie ma w w kadrze bardzo solidne jak na drugoligowy poziom nazwiska, ale ciągle czegoś brakuje, by zrobić ten decydujący krok w górę. W sumie to nawet trudno powiedzieć czego. Tym razem postanowiono znacząco wzmocnić ofensywę, bo ze strzelaniem bramek Fortuna miała w minionym sezonie ogromne problemy i wydaje się, że pozyskanie Rouwena Henningsa czy Havarda Nielsena to naprawdę dobre ruchy.
Warto też zwrócić baczniejszą uwagę na skrzydłowego Ihlasa Bebou i środkowego pomocnika Floriana Neuhausa, uchodzącego w Niemczech za talent pokroju Juliana Weigla, którego pod swoje skrzydła do Gladbach wziął już na 5 lat Max Eberl i wypożyczył go na rok po sąsiedzku, by młody pomocnik ogrywał się jeszcze na pierwszoligowym poziomie. Żadnego ważnego zawodnika nie straciło też latem 1. FC Heidenheim, a biorąc pod uwagę, jak stabilnie ten zespół, skupiony wokół swej gwiazdy Marka Schnatterera, grywa w ostatnich sezonach, można się spodziewać, że żadnego załamania formy i w tym roku nie będzie. Lepiej niż w ubiegłym sezonie powinna się za to spisać Arminia Bielefeld, która przeprowadziła kilka roszad w kadrze i prasa niemiecka nie ma wątpliwości, że tym razem byłe królestwo Artura Wichniarka nie powinno mieć problemów z utrzymaniem statusu drugoligowca.
Byle do czterdziestki…
Credo, które przyświecać będzie w tym sezonie opuszczonemu przez Polaków – Damiana Łukasika i Jakuba Koseckiego SV Sandhausen, osieroconemu przez Domenico Tedesco Erzgebirge Aue i całej trójce beniaminków, czyli Jahnowi Regensburg, Holsteinowi Kiel i MSV Duisburg. Kadry tych zespołów uznawane są za najsłabsze w całej stawce i jedyne o czym kibice tych zespołów marzą, to osiągnięcie progu 40 punktów, gwarantującego utrzymanie. Przestrogą dla nich może być ubiegłoroczny przykład Würzburger Kickers, który mimo doskonałej jesieni, 27 zdobytych punktów, 6. miejsca w tabeli i 14 punktów przewagi nad strefą spadkową, wiosną nie wygrał ani jednego meczu i spadł z hukiem ligi. Całe szczęście, że tych towarzyszów niedoli jest pięciu, więc co najmniej dwóch z nich będzie mogło uznać sezon za bardzo udany. A może będą niespodzianki? Może któryś z beniaminków pójdzie śladem Darmstadt a nie Würzburga? Może spadnie ktoś, kto myśli dziś raczej o awansie? Wierzcie mi, warto będzie w tym sezonie oglądać 2. Bundesligę. Emocji na pewno nie zabraknie, zarówno na górze, jak i na dole tabeli.
Tomasz Urban