Przejdź do treści
Wielkie zmiany w europejskich pucharach

Ligi w Europie Liga Mistrzów

Wielkie zmiany w europejskich pucharach

Od projektu do projektu krystalizuje się rewolucja, którą od sezonu 2024-25 przejdą europejskie puchary. Kluby chcą zarabiać więcej, gra nie toczy się jednak tylko o pieniądze. Nie mniej ważna jest kwestia decyzyjności o ich pozyskiwaniu.



Międzynarodowe rozgrywki klubowe za trzy lata przejdą gruntowną zmianę. To już przesądzone. Nie ma jasności jednak, jak w szczegółach będą wyglądać Liga Mistrzów, Liga Europy oraz Conference League, której reforma już teraz jest planowana, mimo że rozgrywki zadebiutują dopiero w sezonie 2021-22. Najwięcej wiadomo o zmianach w LM, tu już jest właściwie pewne, że obowiązująca faza grupowa od sezonu 2024-25 przejdzie do historii. Szczegóły projektu w numerze 7 „PN” podawał w felietonie Roman Kołtoń, pewne kwestie warto jednak doprecyzować.

Kość niezgody

Według planu we wszystkich trzech europejskich pucharach zniesiona zostanie faza grupowa, kluby spotkają się w jednej dużej lidze – w przypadku LM uczestników będzie 36., natomiast w przypadku LE oraz CL albo turnieje będą lustrzanym odbiciem Champions League, albo udział w nich wezmą po 32 zespoły (w kwestii liczebności LE i CL decyzje jeszcze nie zapadły). W LM każda drużyna rozegra po dziesięć meczów (pięć u siebie, pięć na wyjeździe, bez zasady mecz-rewanż). Wiele wskazuje też na to, że od 1/4 finału wszystkie europejskie puchary rozstrzygane będą według ubiegłosezonowego schematu, czyli w ramach Final 8 w jednym kraju bądź mieście.

– Wstępne szacunki mówią, iż za sam awans do Ligi Mistrzów kluby mogłyby liczyć na premię w wysokości 60 milionów euro – mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, a także członek Komitetu Wykonawczego UEFA, Zbigniew Boniek. – To cztery razy więcej niż obecnie. Dla najlepszych klubów to jednak byłby dopiero początek zarabiania. Wzrosną premie za punkty, kolejne awanse, wreszcie za zwycięstwo. Jeśli chodzi o pozostałe dwa puchary, przewidywany jest skok wynagrodzeń, niemniej różnice finansowe między najsilniejszymi klubami w Europie a pozostałymi będą się powiększać.

Od strony organizacyjnej największym kłopotem będzie kształt kalendarza międzynarodowego. Zwiększenie terminów na mecze Ligi Mistrzów może wymusić zmiany w rozgrywkach krajowych. Padały różne propozycje, włącznie z tą, według której najsilniejsze ekstraklasy miałyby zostać pomniejszone. Oczywiście ligi zawodowe nie chcą o tym słyszeć, bo ich zyski z praw mediowych i marketingowych mogą zmaleć, w dodatku zainteresowanie rozgrywkami krajowymi może zostać skierowane na międzynarodowe. Zresztą, nie wszystkim klubom takie rozwiązanie musi przypaść do gustu także ze względu na zagrożenie spadkiem przy założeniu ograniczenia liczby uczestników w krajowych ligach. Bardziej prawdopodobna wydaje się zatem rezygnacja z mniej prestiżowych pucharów krajowych. W dodatku zakładając wariant z zakończeniem europejskich pucharów w modelu Final 8, jak ułożyć kalendarz zwłaszcza w latach, w których rozgrywane są turnieje reprezentacyjne?

– Kalendarz jest kością niezgody. W DNA relacji UEFA i FIFA, ligi zawodowe i kluby wpisany jest konflikt. UEFA i FIFA rozbudowują rozgrywki reprezentacyjne, na które potrzebne jest coraz więcej terminów, ale tylko te organizacje na nich zarabiają – mówi prezes Legii Warszawa, ale także wiceprezes ECA (European Club Association), Dariusz Mioduski. – Tymczasem zawodnicy biorący udział w rozgrywkach reprezentacyjnych nie są opłacani przez UEFA czy FIFA. To kluby ponoszą całkowite ryzyko, przede wszystkim finansowe. Wynagradzają piłkarzy, biorą na siebie koszty leczenia, tracą wartość sportową, gdy zawodnik jest przemęczony. Oznacza to, że aktywa klubów, czyli zawodnicy, są w rzeczywistości wykorzystywane do robienia biznesu przez UEFA i FIFA. Rozgrywki reprezentacyjne są bardzo ważne, odgrywają olbrzymią rolę w popularyzacji oraz promocji piłki nożnej, ale trzeba pamiętać, że podstawą tego systemu są kluby, dlatego uzgodnienia dotyczące kalendarza są kluczowe.

Cztery czwartki?

Projekt nowej LM zakłada, że mecze w ramach rozgrywek odbywać będą się we wtorki, środy oraz nie wszystkie czwartki. Obecnie czwarty dzień tygodnia zarezerwowany jest dla LE, a także CL (gdy turniej wystartuje). Zakładając, że LE i CL składać się będą z 32 zespołów każda, uczestnicy rozegrają mniej meczów (po sześć każdy, trzy u siebie, trzy na wyjeździe, bez zasady mecz-rewanż) w pierwszej fazie, potrzebnych będzie mniej terminów w kalendarzu. To otwierałoby drogę do następującego rozwiązania – kiedy w czwartki grać będą LE i CL, spotkania LM rozgrywane byłyby tylko we wtorki i środy. Natomiast gdy grać nie będą, wówczas w czwartki (cztery) odbywać się będą mecze Champions League. Pierwsza faza LM rozpoczynać się będzie podobnie jak teraz we wrześniu, skończy się jednak pod koniec stycznia.

– Rozważany jest wariant ze znalezieniem dodatkowych terminów w kalendarzu międzynarodowym dla Ligi Mistrzów – jednego w październiku, jednego w grudniu oraz dwóch pod koniec stycznia, co byłoby nowością, ponieważ dotychczas te rozgrywki w styczniu pauzowały – mówi Boniek. – Na ten moment nie jest to jednak pewne, to jedna z koncepcji, które leżą na stole. Ja jestem tradycjonalistą, Liga Mistrzów w obecnym formacie jest dobra. Więcej, uważam nawet, że niektóre kraje mają zbyt dużą reprezentację w rozgrywkach. Największy futbol ograniczany jest do kilku najbogatszych lig. Grzebanie w systemie rozgrywek zwiększy dochód, ale tylko po to, by kluby mogły przeznaczyć pieniądze na jeszcze większe wynagrodzenia dla zawodników. Kasa do kominka. Jeśli jednak okaże się, że projekt zmian w europejskich pucharach zostanie zaakceptowany przez wszystkie strony, jako członek Komitetu Wykonawczego UEFA nie będę wychodził przed szereg.


Dobrą wiadomością z punktu widzenia polskiego futbolu jest to, że z eliminacji do LM awansować będzie mogło pięć drużyn, dziś są to cztery zespoły. W teorii dostać się do elity i dużej kasy będzie łatwiej. Co nie znaczy, że łatwo. A już zwłaszcza dla klubów z Ekstraklasy.

– Reforma, która wejdzie w życie w 2024 roku wymaga jeszcze wiele pracy, niewiele rzeczy zostało ustalonych. Natomiast zaproponowany przez UEFA projekt wygląda optymistycznie, choć realny wzrost przychodów z trzech europejskich pucharów szacowałbym na około 30 procent. Jako przedstawiciel ECA w trakcie rozmów nalegałem, aby drogą eliminacji do przeformatowanej Ligi Mistrzów wchodziło pięć zespołów. Przy zwiększeniu pierwszej fazy turnieju do 36 drużyn będzie to możliwe – tłumaczy Mioduski. – Jakie rozwiązanie zostanie przyjęte w eliminacjach Ligi Europy i Conference League, tego na razie nie wiadomo. Na pewno będzie duża presja na wprowadzenie systemu szwajcarskiego we wszystkich europejskich pucharach, natomiast LE i CL niekoniecznie muszą składać się z 32 drużyn każda.

W nowej LM z jednego kraju wziąć udział będzie mogło maksymalnie sześć klubów z najsilniejszych lig – cztery na podstawie krajowej tabeli, obrońca trofeum, jeśli nie znajdzie się w pierwszej czwórce w kraju i na tej samej zasadzie triumfator LE. Najmocniejsze kluby chciałyby zyskać także możliwość gry w LM bez oglądania się na wyniki w swoich ligach – postulowały utworzenie rankingu historycznego, który służyłby jako podstawa uczestnictwa w najbardziej dochodowym europejskim pucharze. Ale mógłby mieć też wpływ na eliminacje, kluby o wysokich notowaniach w Europie mogłyby zaczynać kwalifikacje później niż wynika to z ligowego rankingu UEFA. Europejska Unia Związków Piłkarskich nalegała jednak, aby awans do Champions League nadal skorelowany był z rozgrywkami krajowymi. Cel najprawdopodobniej osiągnie, aczkolwiek można zakładać, że ten temat prędzej czy później powróci. Zapewne po pierwszych trzech latach od wejścia w życie reformy, a więc w drugim po 2024 roku cyklu LM.

Przeciąganie liny

Według szacunków UEFA ze sprzedaży praw mediowych i marketingowych do europejskich pucharów obecnie generuje około 3 miliardy euro przychodu. Wstępne prognozy po 2024 roku mówią, iż w związku ze wzrostem liczby meczów kwota ta może urosnąć do 4,5 miliarda (prawami są zainteresowane między innymi fundusze inwestycyjne, około 5 procent sumy trafia do UEFA, część na organizację zmagań, reszta rozdysponowywana jest na kluby). Za komercjalizację praw odpowiada spółka UEFA Competitions Company, w jej radzie nadzorczej z ramienia ECA zasiada prezes Legii. Kluby chcą mieć w niej więcej do powiedzenia. Trwa przeciąganie liny między ECA a UEFA.

– Nowy format europejskich pucharów jest ważny, nie wzbudza jednak znaczących kontrowersji, natomiast równie istotna jest kwestia zarządzania zmaganiami. Toczą się rozmowy między UEFA a ECA, aby przesunąć ciężar komercyjnego rozwoju rozgrywek na kluby – mówi Mioduski. – Rozmawiamy o tym, że UEFA powinna stać się przede wszystkim tym, czym de facto jest, a więc skupić się na regulacji przepisów i organizacji rozgrywek. Według naszej propozycji, musi zwiększyć się rola klubów, które powinny założyć wspólnie z UEFA spółkę joint venture i to ona ma mieć rzeczywistą decyzyjność. Rozmowy na ten temat są na wstępnym etapie, niemniej całość reformy europejskich pucharów jest uwarunkowana osiągnięciem porozumienia na kilku szczeblach, nie chodzi tylko o format rozgrywek.


Pieniądze, które kluby będą mogły podnieść dzięki reformie europejskich pucharów na razie pozostają w sferze teoretycznej. Trudno, żeby było inaczej, skoro nawet nie do końca jest jasne, jak będzie wyglądał podział premii w nowym cyklu, który rozpocznie się w nowym sezonie – nie na wszystkich rynkach prawa mediowe zostały już sprzedane. Z polskiego punktu widzenia najistotniejsza wiedza dotyczy sum przeznaczonych na Conference League, ponieważ w eliminacjach tych rozgrywek wystartują trzej z czterech naszych przedstawicieli na arenie międzynarodowej.

– Negocjacje są na finiszu. Pula dla Ligi Europy i Conference League zostanie podzielona mniej więcej w stosunku dwie trzecie do jednej trzeciej – wyjaśnia prezes Legii. – Kluby za awans do pierwszej edycji Conference League otrzymają nieznacznie mniejsze środki niż obecnie za wejście do Ligi Europy. Mniejsze będą jednak stawki za konkretne sukcesy w rozgrywkach: punkty, awanse, zwycięstwo – prawdopodobnie będą oscylowały w okolicach 60 procent premii, które trafią do klubów uczestniczących w Lidze Europy. Dla polskich klubów będą to jednak bardzo znaczące pieniądze, a co równie ważne – zwiększy się szansa na zdobywanie punktów do rankingu ligowego i tym samym poprawę naszej pozycji.

Nowy format Ligi Mistrzów to swego rodzaju kompromis między powołaniem przez kluby Superligi a normalnymi rozgrywkami. Być może jest tylko odroczeniem powstania Superligi. Wiążące decyzje odnośnie reformy Champions League zostaną najpewniej podjęte w kwietniu. Pytanie, gdzie położona jest granica zmian, przecież nie będą obowiązywały na zawsze, prędzej czy później, zapewne prędzej, znów pieniędzy będzie za mało. Przecież nikt nie mówi: tak jak teraz jest dobrze. Zawsze chce się więcej.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 9/2021)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024