WIDZIANE Z WIEDNIA: Komu bije dzwon?
Gdyby w piłce nożnej można było rzucić ręcznik to jeszcze przed przerwą Kazimierz Moskal
pewnie by go chętnie rzucił. Rapid wyszedł na Wisłę jakby od wyniku meczu z nią zależało
jego być albo nie być. Ruszył, przydusił, docisnął i zanim wszyscy na dobre rozsiedli się na
trybunach już prowadził.
Jarosław Tomczyk
Fot. PIOTR KUCZA/400mm.pl
Przedmeczowy plan trenera Moskala, który zakładał, że jego zespół
będzie się bronił jak najdłużej, by w końcówce postawić wszystko na jedną kartę chcąc odrobić jedną bramkę starty z meczu w Krakowie, runął niczym domek z kart.
Po zrealizowaniu pierwszego założenia, Rapid na chwilę odpuścił. Może chciał zobaczyć co Wisła na to, a jak zobaczył, że nic, to już zaczął lać ile wlezie. Tylko do przerwy było 5:0, a powinno więcej, bo jeszcze Chichkan obronił karnego. Jedyny plan jaki mógł układać Moskal dotyczył wyłącznie tego jak uniknąć rekordowej porażki polskiej drużyny w europejskich
pucharach – co jako tako się udało – bo kompromitacja faktem już była.
Złudzenia po pierwszym meczu, że Wisła jest w stanie Rapid ograć, były czystą naiwnością.
Moskal posłał w Wiedniu do boju wszystko co ma najlepsze. Bartosza Jarocha i Rafała Mikulca, którzy przez wszystkie swoje piłkarskie lata biegali po boiskach w Rzeszowie, Opolu, czy Głogowie, a do Krakowa zostali sprowadzeni po to by robić to dalej. Igora Sapałę i Łukasza Zwolińskiego, którzy od poważnych piłkarskich ambicji odbili się nie przez przypadek w Częstochowie. Marca Carbo, Angela Baenę i Angela Rodado w swoim kraju
mogących co najwyżej marzyć o występach w najwyższej lidze, a co dopiero w Europie. Tak można by wyliczać do jedenastu, no może dziesięciu, pomijając Oliviera Sukiennickiego, tę jedną jaskółkę, która wiosny nie czyni. Co gorsza, gdyby Moskal chciał nawet szukać ratunku na ławce to miał tam graczy, którzy w ubiegłym sezonie nie zawsze wyróżniali się w czwartoligowych rezerwach.
Biała Gwiazda anno domini 2024 to nie jest projekt na Europę. Od trzech lat nie jest nawet na polską Ekstraklasę. Chwała jej, że w meczach z kosowskim Llapi zdobyła dla Polski komplet punktów do rankingu UEFA, ale chyba nie takie są ambicje polskiego futbolu. Ciśnie się tym samym pytanie czy po blamażu w Wiedniu tylko Wisła powinna się wstydzić. No bo co robiły takie krajowe tuzy z aspiracjami jak Lech, Raków czy Pogoń gdy dziesiąty zespół pierwszej ligi w pełni zasłużenie sięgał w maju po Puchar Polski?