Przejdź do treści
Twarze aksamitnej (r)ewolucji

Ligi w Europie Bundesliga

Twarze aksamitnej (r)ewolucji

My znamy to uczucie bardzo dobrze, Niemcy dopiero się z nim oswajają. Polski kibic ma wrażenie, że nasza kadra jest w permanentnej budowie. A kiedy już coś na chwilę uda się zbudować, nadchodzi wielki turniej, wszystko wali się jak domek z kart i trzeba stawiać konstrukcję od zera. Nowy trener, nowi piłkarze, nowa koncepcja, nowe wszystko. U Niemców te przebudowy przebiegały zazwyczaj znacznie płynniej, przynajmniej w ostatnich kilkudziesięciu latach. Po udanej lub bardzo udanej imprezie następowała wymiana kilku trybików i… przebudowa gotowa. Tym razem jest trochę inaczej.


TOMASZ URBAN, KOMENTATOR ELEVEN



Po klęsce na rosyjskim mundialu Niemcy nie mają zamiaru udawać, że to tylko drobna usterka. Przez media przetacza się ogólnonarodowa debata na temat stanu niemieckiego futbolu. Fachowcy zwracają uwagę, że system szkolenia zainicjowany u progu bieżącego tysiąclecia wyprodukował wielu znakomitych pomocników, ale przestał kształcić bocznych obrońców i środkowych napastników. I jest to spory problem, bo choć fani i eksperci domagają się odważniejszych ruchów ze strony Joachima Loewa w kwestiach powołań, to jednak ma on ograniczone pole manewru. – Nowy początek? Ale z kim? To nie jest tak, że mamy w Bundeslidze 3-4 nazwiska, przy których powiedzielibyśmy, że muszą zostać natychmiast powołani. Mamy problem strukturalny – rzucił niedawno w „Doppelpassie” Christian Ziege, podkreślając wspomniane wyżej kwestie. To też sprawia, że Loew może przeprowadzić w kadrze co najwyżej aksamitną rewolucję, o ile w ogóle możemy ten proces pod jakąkolwiek rewolucję podciągnąć. Wciąż bowiem musi stawiać na tych, na których stawiał do tej pory. Z wyjątkiem Samiego Khediry i Mesuta Oezila, który jednak sam wypisał się z reprezentacji, cała generalicja pozostała bez zmian. O obliczu Die Mannschaft nadal decydować będą Manuel Neuer, Mats Hummels, Jerome Boateng, Toni Kroos i Thomas Mueller.

SZYBKI NICO

Bundestrainer musi jednak wpuścić do zespołu trochę świeżej krwi. Musi dać szanse piłkarzom z drugiego szeregu. Musi poszukać perełek, które dają nadzieję na rychły rozwój. I znalazł takie. We wrześniowych meczach reprezentacyjnych pokazali się nuworysze – Thilo Kehrer, Nico Schulz i Kai Havertz. To oni są twarzami przebudowy kadry sygnowanej przez Loewa. Dlaczego akurat oni? Czy reprezentacyjne progi nie okażą się dla nich zbyt wysokie? 

Cała trójka jest odpowiedzią na problemy personalno-kadrowe trapiące Niemców w ostatnim czasie. Schulz i Kehrer mają w dalszej perspektywie czasu rozwiązać problemy na bokach obrony, Havertz zaś to uniwersalny gracz środka pola, mogący zagrać na każdej pozycji w centrum – od 6 po 10. 

Ten pierwszy ma za sobą znakomity okres w barwach TSG Hoffenheim. Według not „Kickera” wiosną był najlepszym lewym defensorem w całej lidze. Zawsze mówiono o nim, że ma talent, ale nie potrafił tego pokazać na dłuższym dystansie. Ani w Berlinie, ani w Gladbach nie przebił się tak na dobre do pierwszego składu, mimo iż konkurencji wcale zbyt mocnej nie miał. Kibice obu drużyn kojarzą go głównie ze sprintów „po kresce”, ale i ze słabej gry w defensywie (w końcu to tak naprawdę nominalny skrzydłowy). Może po prostu nie trafił tam na odpowiedniego szkoleniowca? Nagelsmann ewidentnie do niego dotarł. 

Schulz szedł do TSG jako zmiennik dla grającego bardzo solidnie Stevena Zubera. Dziś zaś sytuacja wygląda tak, że to Nico jest pewniakiem, a Stevenowi szuka się miejsca na boisku. Nagelsmann wiedział, kogo ściąga. Potrafił dopasował jego atuty do pozycji, na której go wystawia, i do systemu gry TSG. Nico o wiele lepiej czuje się bowiem na wahadle lub na pozycji bocznego pomocnika niż jako boczny obrońca. Hoffenheim grywa często na dwóch napastników i trzech środkowych pomocników, przez co wahadłowi mają w zasadzie cały boczny korytarz do zagospodarowania. Muszą mieć żelazne płuca i szybko przebierać nogami, ale z drugiej strony – relatywnie łatwo im się wybić. A Schulz biega niczym króliczki z bateryjkami na plecach w reklamie znanego producenta. Jest najszybszym graczem w całej kadrze Hoffenheim (34,6 km/h) i tylko Adam Szalai wykonał w tym sezonie więcej sprintów niż on (49 do 47). Zresztą, Raffael, który grał z nim i w Hercie, i w Borussii, twierdzi, że to najszybszy zawodnik, z jakim spotkał się w trakcie całej kariery.

Czy Schulz będzie w stanie na dobre zadomowić się w reprezentacji? Nie będzie o to łatwo, bo na razie jest na swej pozycji piłkarzem numer 3. Niekwestionowanym liderem pozostaje Jonas Hector. Na powołania może wciąż liczyć Marvin Plattenhardt (obaj nie zostali powołani na mecze z Francją i Peru ze względu na drobne urazy), a po piętach Schulzowi depcze jeszcze Philipp Max z Augsburga. Nie są to nazwiska, które powalałyby na kolana i przed żadnym z tych piłkarzy Schulz nie musi się chować po kątach. Każdy z nich ma inne atuty: Hector – doświadczenie i dokładne podanie, Plattenhardt – uderzenie z dystansu i stałe fragmenty, a Max – dośrodkowania. Silną stroną Schulza – poza atrybutami biegowymi – jest zaś to, że w przeciwieństwie do konkurentów zdobędzie w tym sezonie bezcenne przetarcie w Lidze Mistrzów, a poza tym jego ofensywny styl gry może stanowić równowagę dla linii obronnej złożonej w 3/4 ze środkowych obrońców. Widać to było w meczu z Peru, kiedy Loew, wykorzystując charakterystykę Schulza, nakazał mu – przy rozgrywaniu piłki przez Niemców – dublować pozycję lewoskrzydłowego. Z całego wyżej wspomnianego grona Schulz do takiej gry nadaje się najlepiej.

(…)

CAŁY TEKST ZNAJDZIECIE W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024