The Reds z nowym bramkarzem: Lato ze snów
W futbolu na szczęście jeszcze nie chodzi tylko o transfery, lecz już od dawna widać, jak wiele one znaczą w kontekście odnoszenia sukcesów, a nawet budowania atmosfery wokół klubów. Pod tym drugim względem nie ma tego lata większego zwycięzcy od Juergena Kloppa.
MICHAŁ ZACHODNY
– Zamieniłem z nim tylko kilka słów, ale tak naprawdę nie ma o czym gadać. Współczuję mu, nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Błędy były oczywiste, on o tym wie, ja również, wy wszyscy także. Teraz musi sobie razem z nami z tym poradzić. Będziemy go wspierać, nie ma żadnych wątpliwości. Nie był to jego wieczór – przyznał załamany Juergen Klopp. Jego Liverpool właśnie przegrał finał Ligi Mistrzów z Realem Madryt, głównie przez błędy bramkarza Lorisa Kariusa. Najpierw golkiper nabił Karima Benzemę przy próbie szybkiego wyrzutu piłki do kolegi, a następnie siedem minut przed końcem odbił ją do własnej siatki po strzale Garetha Bale’a z dystansu.
Wtedy stało się jasne, że – pomimo fantastycznego gola Walijczyka z przewrotki i kontuzji Mohameda Salaha w pierwszej połowie – kijowski finał zostanie zapamiętany na zawsze jako ten, w którym niemiecki bramkarz zawalił Liverpoolowi mecz.
Myślicie, że lato coś zmieniło? Pomyślcie jeszcze raz. Liverpool w połowie lipca rozgrywał mecz towarzyski z Tranmere Rovers właśnie z Kariusem w bramce. Przy przewadze trzech goli jego drużyny rywale wykonywali stały fragment. Piłka z rzutu wolnego była uderzona mocno, lecz prosto w Niemca, który jednak przy próbie złapania odbił ją wprost pod nogi napastnika i Liverpool stracił bramkę. Jak to we współczesnym świecie, wideo z tego incydentu od razu przeleciało z hukiem przez media społecznościowe, portale dziennikarskie uwypukliły historię bramkarza-ciamajdy, który miał być w kolejnym sezonie najsłabszym ogniwem zespołu Kloppa.
Z kolei szkoleniowiec bronił golkipera, ale nie tak zdecydowanie jak po finale Ligi Mistrzów. – Tak się pewnie będzie działo przez jakiś czas, aż zagra kilka fantastycznych meczów. Tak już jest. Nie możemy jednak tego zmienić, jego pracą jest przecież bronienie. Nie możemy zaczynać na nowo po każdym błędzie. One będą się zdarzały – mówił Klopp. Może mówił tak, bo wiedział, że trwają negocjacje Liverpoolu z AS Roma w sprawie Alissona Beckera? Może wiedział, że tych „kilka fantastycznych meczów” Kariusa w jego drużynie już nie nastąpi?
KLOPP PISZE KSIĄŻKĘ
Nie minął tydzień, a kibice Liverpoolu siadali przed monitorami komputerów, włączali portale śledzące loty samolotów i patrzyli, jak do ich miasta i klubu na badania medyczne oraz podpisanie sześcioletniej umowy leci podstawowy bramkarz reprezentacji Brazylii. Ekscytacja była zrozumiała: po pierwsze, Klopp dla Alissona Beckera bił transferowy rekord wszech czasów za golkipera – koszt tego ruchu miał wynieść 67 milionów funtów. Po drugie, Liverpool rozwiązuje problem, który w klubie trwał od lat.
Wystarczy spojrzeć na poprzedni sezon. Liverpool stracił aż 38 goli, najwięcej z czołowej czwórki Premier League. A w tym pięć z Manchesterem City w jednym meczu, raz cztery przeciwko Tottenhamowi, trzy z Arsenalem, Watfordem, dwa z West Bromwich Albion. Rok temu straconych bramek było 42 (znów najwięcej z top 4), w 2016 – 50, nawet w najlepszym ligowym sezonie ostatnich lat (2013-14) tyle razy piłka wpadała do siatki drugiego w tabeli Liverpoolu. Odkąd Klopp prowadzi LFC, stracił najwięcej goli z szóstki drużyn postrzeganych jako faworyci do mistrzostwa czy walki o miejsca w Lidze Mistrzów.
Mignolet rozwiązaniem problemów na tej pozycji nigdy nie był, on zmienił Pepe Reinę, który na Anfield spędził dziewięć lat i zastąpił Jerzego Dudka. Wielu tych podstawowych bramkarzy nie było, zmieniało się również podejście samego Kloppa. Początkowo zaufał Belgowi, który obecnie stał się trzecim bramkarzem, ale potem uznał, że rozwinie i jego, i poziom zespołu poprzez rywalizację. – Moim ulubionym rozwiązaniem zawsze było poprawianie piłkarzy, których mam w składzie – mówił jeszcze w lutym. Wiele się od tego czasu zmieniło…
Choćby podejście Kloppa. Przecież Kariusa, który miał zmusić Mignoleta do poprawy, Liverpool kupił za 5 milionów funtów. To nie jest oszałamiająca kwota, nawet biorąc pod uwagę, że bramkarze to najtańsza pozycja na liście transferowej. Tymczasem transfer Virgila van Dijka – on kosztował 75 milionów funtów i również zimą 2018 roku stał się najdroższym obrońcą na świecie – pokazał, że warto wydawać takie kwoty. Nawet jeśli szkoleniowiec w szerszej perspektywie nie wypada najlepiej.
Dlaczego? Jeszcze dwa lata temu Klopp zapewniał, że stu milionów funtów na jednego zawodnika nie wyda. – Jeśli ściągniesz zawodnika za taką kwotę, a on dozna kontuzji, pieniądze pójdą z dymem. Dzień, w którym o to będzie chodziło w futbolu, będzie moim ostatnim, ponieważ powinno chodzić o zespół. Ludzie ze środowiska tak to rozumieją: zawsze chcesz mieć najlepszych piłkarzy, ale zbudowanie grupy jest konieczne do odniesienia sukcesu. Inne kluby mogą ściągać topowych zawodników za ogromne pieniądze, ale ja wolę to zrobić inaczej. Nawet gdybym miał takie pieniądze, zrobiłbym to inaczej – zapewniał wtedy. Dziś pieniądze ma, ma też w dwóch formacjach zawodników ściągniętych za kwoty rekordowe. Nie ma tu przypadku.
Podobnie jak w tym, że właśnie na tych pozycjach najtrudniej Kloppowi udoskonalić zawodników. O ile z gry wysokim pressingiem i na kontrę korzystają piłkarze ofensywni, którzy dostają sporą swobodę przy piłce, jednocześnie ich atrybuty motoryczne pasują do stylu, w jakim odzyskuje się posiadanie. Natomiast po drugiej stronie drużyny taktyka sprawia problemy: częste zmiany faz z ataku do obrony i na odwrót powodują, że utrzymanie linii obrony jest bardzo trudne, jak i dyscypliny pozycyjnej. A zwłaszcza stoperzy narażeni są przy wysokiej grze na zmagania sprinterskie z napastnikami przeciwnika, czasami bez asekuracji kolegi. Z kolei bramkarz musi grać wysoko, szybko reagować na prostopadłe podania, a jeszcze liczyć się z tym, że przeciwnik stworzy sobie sytuacje sam na sam.
W kontekście gry obronnej i bramkarskiej Klopp zawsze liczył, że przy tym stylu każdy stoper czy golkiper naturalnie się rozwinie. Ale nie jest to takie proste. – O grze w obronie mógłbym napisać książkę – mówił Klopp po kilku wpadkach na początku poprzedniego sezonu. – Oczywiście, że tracimy zbyt dużo goli. Dla mnie to trudne, ponieważ uważam się za bardzo dobrego trenera od defensywy, choć ta praca na razie nie jest wystarczająca. Ale będzie dobrze – zapewniał wtedy.
I tłumaczył podstawy swojej filozofii. – Kluczowym punktem jest dyscyplina taktyczna. Nie jestem wszechwiedzący w sprawach futbolu, ale w ciągu dwóch godzin mógłbym opowiedzieć, które przestrzenie musimy bronić, kiedy, gdzie i dlaczego każdy z zawodników musiałby być ustawiony. Także kiedy musi podejść, wyjść wyżej… Ale nie mogę czegoś zrobić na boisku za piłkarzy. Dopóki nie wszyscy wykonują to właściwie, będziemy nad tym pracować. A gdy już się uda, sprawimy, że będziemy to wykonywać do końca życia – dodawał.
Jednak Liverpoolowi do bezbłędności w dyscyplinie taktycznej jeszcze daleko, pomimo kolejnego finału europejskich pucharów, w którym drużyna się znalazła, i poprawy w grze w lidze. O ile nie należy uznawać tego za kwestionowanie filozofii Niemca, o tyle należy zauważyć, że przy błędach, które się zdarzają każdej drużynie, najmniej popełniają ich właśnie topowi obrońcy czy bramkarze. Co więcej, to właśnie sowicie opłacani i kupowani za ogromne kwoty piłkarze są tymi, którzy najskuteczniej naprawiają pomyłki innych. Obrońcy wślizgami czy ustawieniem, bramkarze – paradami lub czytaniem gry.
MESSI BRAMKARZY
Czy więc Alisson Becker będzie wzmocnieniem Liverpoolu? Wystarczy spojrzeć na porównanie statystyczne Brazylijczyka z Niemcem. Pierwszy z nich wykonał niemal trzy razy więcej interwencji w poprzednim sezonie (155 do 58), przy znacznie wyższej skuteczności (77 do 66 procent). Co ważne, w czołowych ligach europejskich jedynie golkiper Verony Nicolas zaliczył więcej obronionych strzałów. A efektywnością Alisson Becker ustępuje jedynie Davidowi de Gei (80 procent) i Janowi Oblakowi (83 procent).
Jeszcze ważniejsze w kontekście jego gry w Liverpoolu są statystyki podań. Alisson Becker w poprzednim sezonie zaliczył drugą najwyższą liczbę zagrań (1125) przy 77-procentowej dokładności. Jego wyrzuty i wykopy rozpoczynały wielokrotnie groźne ataki zespołu. – To Messi pośród bramkarzy – zachwycał nim się były trener golkiperów Romy Roberto Negrisolo. – Przypomina mi Dino Zoffa, a porównałbym go do Michela Preud-homme’a – tłumaczył.
Co istotne z perspektywy kibiców Liverpoolu, Alisson Becker wygrał rywalizację w kadrze z Edersonem, czyli bramkarzem Manchesteru City. Pep Guardiola ma bardzo podobne wymagania wobec zawodników z tej pozycji do Kloppa, ale też w pierwszym sezonie nie mógł trafić z golkiperem. Sprowadził Claudio Bravo, który od debiutu w derbach Manchesteru popełniał błędy i nie dawał stabilizacji. Nie należy nawet wspominać Joe Harta, który w pierwszych treningach zmusił hiszpańskiego szkoleniowca do poszukiwań, gdy Guardiola zobaczył, jak Anglik powoli przyjmuje piłkę i jak niecelnie ją zagrywa. Dopiero transfer Edersona za 35 milionów funtów zmienił sytuację, a także City zagrało dużo pewniejszy sezon w obronie, tracąc najmniej goli (27) i pozwalając rywalom na najmniej dogodnych okazji.
UŚMIECH MENEDŻERA
Koniec końców transfer Brazylijczyka jest podkreśleniem świetnego okienka w wykonaniu Liverpoolu. Z drużyną Kloppa od początku trenują przecież Naby Keita (kupiony już rok wcześniej i wypożyczony z powrotem do Lipska) oraz Fabinho, którzy wzmocnią rywalizację w drugiej linii i powinni sprawić, że fani szybko zapomną o Emre Canie i kontuzjowanym Alexandrze Oxlade-Chamberlainie. Dużo w kontekście rotacji, ale też jakości w ofensywie powinien dać Xherdan Shaqiri wyciągnięty ze spadkowicza z Premier League, Stoke City. Szwajcar zaliczył całkiem udane występy na mundialu, choć jego reprezentacja nie przebiła się przez 1/8 finału. Natomiast z pozycji trwałości projektu Kloppa równie istotne były przedłużenia kontraktów z liderami ataku: Mohamedem Salahem i Roberto Firmino.
– Nie jestem w stu procentach tego pewien, ale to może być pierwszy raz, gdy nie sprzedajemy kluczowego piłkarza. Zawsze było sporo zmian, i to w dwie strony. Obecnie więcej dzieje się w kierunku do naszego klubu. Jeśli nie kupujesz, wielkie drużyny i sukces trzeba zbudować. A to oznacza wspólną pracę, dodawanie do składu i wykonywanie kolejnych kroków. Obecna drużyna jest bardzo dobra. A przecież w poprzednim sezonie zdarzało się, że mieliśmy 12 zdrowych zawodników. Teraz widzimy więcej możliwości, wiedzą to również piłkarze. Nie kwestionują tego. Jednak dorzucamy też jakość, a zawodnicy są świadomi, że jeśli coś mamy wygrać, musi to uczynić 25 piłkarzy – zapewniał Klopp jeszcze przed potwierdzeniem transferu Alissona Beckera.
Będąc pewnym tego, jak Liverpool zamierzał operować i wciąż działa na rynku transferowym, Niemiec jest w wybitnie dobrym humorze. W pierwszym dniu po przerwie letniej można było śledzić jego kolejne kroki, jak wita osoby w klubie i… jak uśmiechnięty jest przy tym wszystkim. Skoro po kijowskiej traumie i z kolejnym sezonem zakończonym bez choćby jednego trofeum on tak podchodzi do przyszłości Liverpoolu, fani nie mają czego się obawiać. Bardziej jest czego wyczekiwać, zwłaszcza z Alissonem Beckerem w bramce.