Po porażce z Włochami zaczęły pojawiać się głosy o coraz bardziej możliwym zwolnieniu Jerzego Brzęczka z posady selekcjonera reprezentacji. Polski Związek Piłki Nożnej stoi obecnie murem za swoim trenerem, jednak na końcu wszystkich rachunków nie musi to mieć większego znaczenia.
Jaki los czeka Jerzego Brzęczka? (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)
Zbigniew Boniek zdradził po niedzielnym spotkaniu w Reggio Emilia, że nie może być tak, że temat zmiany selekcjonera będzie się pojawiał po każdym słabszym meczu. – Muszę powiedzieć, że w Reggio Emilia przegraliśmy po fatalnym meczu, ale Anglia również poległa z Belgią 0-2 i nikt na Wyspach nie żąda głowy trenera po jednym meczu. Nie będziemy zmieniać selekcjonera po każdym nieudanym meczu – to droga donikąd – zdradził w rozmowie z „Interią”.
W słowach prezesa jest dużo racji, ponieważ zwalnianie trenera po nieudanym spotkaniu byłoby głupotą i nieodpowiedzialnością. Tak… gdyby faktycznie chodziło o jeden mecz. Problem w tym, że kadencja Jerzego Brzęczka usiana jest występami, które nie rzucały na kolana. Z formalnego punktu widzenia wykonał on swoje zadanie, ponieważ awansował na EURO 2020 i utrzymał reprezentację w Dywizji A Ligi Narodów, ale na tym przecież jego praca się nie kończy.
Kiedy oglądaliśmy zespół Adama Nawałki, to wiedzieliśmy czego należy się spodziewać na boisku. Tamta kadra miała swój styl, bardzo stabilny kręgosłup pierwszej „jedenastki”, ale przede wszystkim, jej występy przez kilka lat oglądało się z przyjemnością. Coś pękło podczas meczu z Danią, ale nie zmienia to faktu, że drużyna Nawałki była „jakaś”.
W przypadku zespołu Brzęczka po ponad dwóch latach wciąż niewiele wiemy. Sam selekcjoner nadal twierdzi, że potrzebuje czasu, chociaż jego docelowy turniej miał się odbyć niemal pół roku temu, a swojego kapitana, jednego z najlepszych piłkarzy świata, obwiniania o to, że de facto nie udało mu się posiąść tego wszystkiego co selekcjoner chciał go nauczyć. Wszystko to sprawia, że mimo tych obronnych zabiegów PZPN, mecz z Holandią może mieć dla Brzęczka ogromne znaczenie. Gdyby bowiem piłkarze postanowili zastosować wobec niego swego rodzaju wotum nieufności, to może się okazać, że w federacji będą musieli zweryfikować nieco plany na najbliższe miesiące.
Jak więc wygląda praktyka zdawania władzy w reprezentacji? O ile ktoś tak zasłużony jak Adam Nawałka mógł ogłosić, że po prostu odchodzi i nie przedłuży swojej umowy (choć spekulowano, że nie pozostawiono mu większego wyboru), tak już w przypadku innych selekcjonerów tak różowo nie było.
Waldemar Fornalik został zwolniony po nieudanej kampanii eliminacyjnej do mistrzostw świata w 2014 roku. Jego misja trwała stosunkowo krótko, a wspólnym mianownikiem dla obecnej sytuacji było to, że „Waldek King” nie pozostawał w dobrych relacjach m.in. z Robertem Lewandowskim, który chciał nawet zrezygnować z gry w kadrze.
Nie licząc epizodycznych występów Zbigniewa Bońka i Stefana Majewskiego, to dość mocno w pamięć zapadło zwolnienie Leo Beenhakkera. Grzegorz Lato po klęsce w Słowenii postanowił pożegnać się z selekcjonerem przed kamerą telewizyjna, zamiast powiedzieć mu o tym w osobistej rozmowie.
Po porażce na EURO 2012 z kadrą pożegnał się z kolei Franciszek Smuda, który jednak nie miał większego wyboru, ponieważ jego umowa wygasała w dwa miesiące po nieudanym turnieju i po prostu nie została przedłużona.
Cofając się jeszcze dalej dojdziemy do Pawła Janasa, który po latach zdradził, że podał się do dymisji już po drugim meczu grupowym mundialu w Niemczech, ale poproszono go o zachowaniu tego w tajemnicy i dano bilety na dalszą część turnieju. Dopiero pod jego koniec, tuż po wielkim finale, selekcjoner otrzymał od znajomych informację, że… został zwolniony.
W przypadku Jerzego Engela o pożegnaniu zadecydowała klęska na mundialu w 2002 roku, natomiast świętej pamięci Janusz Wójcik został zwolniony po nieudanych eliminacjach do mistrzostw Europy w 2000 roku.
Jak będzie w przypadku Jerzego Brzęczka? Czy nawet porażka z Holandią nie zachwieje jego pozycją i to właśnie z nim u sterów rozpoczniemy eliminacje kolejnych mistrzostw świata i wyjdziemy na pierwszy mecz EURO 2020 przeciwko Słowacji?
Grzegorz Garbacik