Szlagier niemieckiej piłki w Monachium
Na zakończenie 21. kolejki niemieckiej Bundesligi zaplanowano prawdziwy hit. Znajdujący się w mistrzowskiej formie Bayern Monachium zagra przed własną publicznością z dołującym ostatnio RB Lipsk.
Bayern ma ochotę powiększyć swoją przewagę nad RB Lipskiem do czterech punktów. (fot. Reuters)
Lipszczanie zmagają się z pierwszym poważniejszym dołkiem formy pod wodzą
Juliana Nagelsmanna. Zespół finansowany przez potężnego producenta napojów energetycznych – Red Bull – w bieżącym roku wygrał zaledwie raz. Poza wspomnianym pokonaniem Unionu Berlin (3:1) „Byki’ przegrały z Eintrachtem Frankfurt (0:2), zremisowali z kończącą mecz w dziesiątkę Borussią M’gladbach (2:2), a we wtorek ponownie ulegli ekipie z Frankfurtu – tym razem w ramach Pucharu Niemiec (1:3).
W taki oto sposób zawodnicy prowadzeni przez zdolnego Nagelsmanna nie dość, że stracili szansę na triumf w krajowym pucharze, to na dodatek w tabeli niemieckiej ekstraklasy zostali strąceni z fotelu lidera właśnie przez Bayern Monachium, któremu ustępują o zaledwie jedno oczko. Jeśli zatem RB Lipsk nie wywiezie z Alianz Areny jakichkolwiek punktów, wówczas mocno skomplikuje sobie sytuację w kontekście walki o mistrzowski tytuł.
Monachijczycy bowiem nie zwykli głupio tracić punktów. Odkąd na ławce trenerskiej ekipy ze stolicy Bawarii zasiadł Hans-Dieter Flick, Bayern na dziesięć meczów Bundesligi wygrał aż osiem, co za sprawą naturalnej konsekwencji wywindowało „Die Roten” na najwyższy stopień podium. Co więcej – Bayern wygrał wszystkie tegoroczne mecze, strzelając w każdym z nich minimum trzy gole.
Sam szkoleniowiec stara się tonować nastroje. „Wielu uważa ten mecz za decydujący, ale ja nie chcę nawet o tym słyszeć. To długi sezon. Mimo wszystko to szlagierowy pojedynek i nie możemy się go doczekać. Chcemy wygrać to spotkanie, jak każdy inny mecz. Odzyskaliśmy fotel lidera. Nasz zespół pokazał, że posiada ogromną jakość” – powiedział Flick.
Oczy piłkarskiego świata będą zwrócone przede wszystkim na dwie postaci – Roberta Lewandowskiego i Timo Wernera. Kapitan reprezentacji Polski znajduje się w wybornej formie. Dość powiedzieć, że w każdym z tegorocznych meczów przynajmniej raz wpisał się na listę strzelców. To imponujący wynik, zważywszy na to, że Lewandowski przez niemal całą zimowo-świąteczną pracował indywidualnie ze względu na operację przepukliny pachwinowej.
Za sprawą strzeleckiej regularności RL9 z dwudziestoma dwoma golami na koncie plasuje się na pierwszej pozycji w klasyfikacji króla strzelców Bundesligi. W zeszłym sezonie identyczny dorobek zagwarantował „Lewemu” tytuł najlepszego strzelca, lecz w bieżącej kampanii niestrudzenie kroku dotrzymuje mu wspomniany wcześniej Werner. Niemiecki snajper ustępuje Polakowi raptem dwoma trafieniami, jednak w ostatnim czasie – podobnie zresztą jak jego koledzy z drużyny – notuje dołek formy, gdyż po wznowieniu rozgrywek zdołał pokonać golkipera rywali tylko w starciu z Unionem.
Jan Broda