Sześć goli w Londynie i zwycięstwo Arsenalu
Arsenal FC wraca na zwycięski szlak. Kanonierzy pokonali na Emirates Stadium Leeds United (4:2) i prześcignęli niedzielnego rywala w ligowej tabeli, przesuwając się na dziesiąte miejsce.
Arsenal nie dał rywalowi żadnych szans (fot. Reuters)
Wydawało się, że Arsenal zaczyna łapać wiatr w żagle, by w ostatnich tygodniach ponownie spuścić z tonu. Po trzech kolejnych spotkaniach bez zwycięstwa Kanonierzy potrzebowali punktów niczym tlenu i wydawało się, że domowe starcie z Leeds to dla nich idealna okazja na przełamanie.
Goście to oczywiście przeciwnik, którego nikt w Premier League nie może lekceważyć i który przed pierwszym gwizdkiem znajdował się w tabeli wyżej od Arsenalu. Dodatkowo Pawie wygrały aż trzy z czterech ostatnich meczów ligowych i ani myśleli, by w stolicy tanio sprzedać skórę.
Jak się jednak okazało, lepiej w spotkanie weszli podopieczni Mikela Artety, którzy już w 13. minucie objęli prowadzenie. Pierre-Emerick Aubameyang wpadł z piłkę w pole karne, świetnie zwiódł jednego z obrońców i strzałem w kierunku bliższego słupka pozwolił swojej drużynie wyjść na czoło.
Arsenal miał całkowitą kontrolę nad spotkaniem i jeszcze przed przerwą podwyższył na 2:0. Drugiego gola zdobył Aubameyang, który wykorzystał karnego podyktowanego za faul Mesliera. Co ciekawe, kilka chwil wcześniej Bukayo Saka także był faulowany w „szesnastce” Leeds i chociaż sędzia na początku podyktował karnego, to po analizie VAR anulował swoją wcześniejszą decyzję.
Londyńczycy poszli za ciosem i w 44. minucie dopełnili dzieła zniszczenia rywala. Po znakomitej akcji, podczas której wymienionych zostało kilkanaście podań, na pozycję wypuszczony został Hector Bellerin, który strzałem przy bliższym słupku pokonał Mesliera.
Marcelo Bielsa dokonał w przerwie kilku roszad w swoim składzie, ściągając z boiska m.in Mateusza Klicha, ale jak się okazało, niewiele to wniosło. Tuż bowiem po zmianie stron Emille-Smith Rowe obsłużył świetnym podaniem Aubameyanga, a ten skompletował hat-tricka.
Arsenal nie zdołał zachować koncentracji do końca i przy wysokim prowadzeniu pozwolił sobie na rozprężenie. Efekt? Piłkarze Leeds poczuli krew i trafieniach Pascala Struijka oraz Heldera Costy zbliżyli się do Kanonierów na dystans dwóch goli.
Na więcej Pawi nie było już stać i po ostatnim gwizdku arbitra to gospodarze mogli się cieszyć ze zwycięstwa i bardzo ważnych trzech punktów.
gar, PiłkaNożna.pl