Stal oddaliła się od strefy spadkowej
Sporo przed niedzielnym meczem Radomiaka ze Stalą mówiło się o Leonardo Rochy oraz Joao Peglowie. Obaj gracze „Warchołów” obserwowani byli przez wysłanników zagranicznych klubów. Pół żartem, pół serio – nie zdziwimy się, jeżeli w notesach skautów wyląduje teraz nazwisko… Roberta Dadoka.
Filip Trokielewicz
fot. Kacper Pacocha / PressFocus
Dość wyrównane spotkanie obejrzeliśmy przy Struga w Radomiu. Obie ekipy dużą część swoich ataków konstruowały bocznymi sektorami placu gry. To już ten moment, w którym warunki atmosferyczne dają się we znaki ligowcom. Przekonał się o tym Jan Grzesik, który poślizgnął się w polu karnym, po czym futbolówka po uderzeniu Roberta Dadoka trafiła w jego rękę. Arbiter bez wahania wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze od bramki podszedł Piotr Wlazło, który się nie pomylił.
Niewątpliwie jedną z najjaśniejszych postaci na boisku był właśnie Dadok, którego forma znalazła się ostatnimi czasy na falach wznoszących. Można było odnieść wrażenie, że 27-latek był wszędzie – podawał, strzelał, dryblował. To był naprawdę udany występ w wykonaniu byłego zawodnika Ruchu Chorzów.
Drugi cios mielczanie wyprowadzili na chwilę przed przerwą. Ilja Szkurin skrzętnie wykorzystał dogranie Alvisa Jaunzemsa.
Wspominaliśmy już, że Dadok był w niedzielę nadzwyczaj aktywny. Tak się składa, że przy jednym z ataków znalazł się w złym miejscu, albowiem zanotował trafienie samobójcze. W 74. minucie za sprawą jego niefortunnej interwencji Radomiak złapał kontakt.
Do końcowego gwizdka sędziego nie zobaczyliśmy już jednak bramek. Stal wygrała drugie spotkanie z rzędu i oddaliła się od strefy spadkowej. Znacznie gorsze nastroje zapanować mogą w Radomiu, ponieważ piłkarze Bruno Baltazara w dalszym ciągu nie potrafią ustabilizować swojej dyspozycji.