Przed nami jeden z ostatnich aktów sezonu 2014-15 na europejskich boiskach. W wielkim finale Ligi Europy, czyli drugich co do ważności rozgrywkach na Starym Kontynencie, Sevilla FC zagra z Dnipro Dniepropietrowsk.
Stadion Narodowy jest gotowy na finał Ligi Europy (foto: Ł.Skwiot)
Dla nas Polaków, mecz ten będzie miał szczególne znaczenie przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, finał Ligi Europy zostanie rozegrany na Stadionie Narodowym w Warszawie. Po finałach Euro 2012 jest to już druga kolejna impreza, która będzie gościć na największym obiekcie w naszym kraju. UEFA przejęła stadion już wiele dni temu i dołożyła wszelkich starań, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
Murawa na finał LE trafiła na SN z Monachium. Wcześniej UEFA wizytowała uprawę skąd trawa trafiła na finał PP i miała zastrzeżenia.
Drugim powodem, dla którego nasze serca będą w środowy wieczór bić nieco szybciej, będzie obecność w finale drużyny, w której na co dzień – i to z powodzeniem – występuje reprezentant Polski. Grzegorz Krychowiak, bo o nim mowa, jest jednym z absolutnie kluczowych piłkarzy w układance Unaia Emery’ego i pewniakiem do gry w podstawowym składzie.
Sam zainteresowany tuż przed starciem z Dnipro rozmawiał z Adamem Godlewskim i zaapelował do kibiców o gorący doping dla swojej Sevilli. – Liczę na wsparcie dla mojego zespołu, a nawet o to apeluję! Nikt, kto będzie dopingował Sevillę, na pewno tego nie pożałuje, to mogę obiecać. Zresztą takie kibicowanie, mam nadzieję, że od pierwszej do 90 minuty, powinno naszym rodakom przyjść o tyle łatwo, że nasze klubowe barwy są – identycznie jak reprezentacyjne – biało-czerwone – powiedział.
Sevilla, nawet bez wydatnego wsparcia kibiców na Stadionie Narodowym, będzie faworytem do zwycięstwa w Lidze Europy. Drużyna ze stolicy Andaluzji triumfowała w tych rozgrywkach przed rokiem i chce powtórzyć swoje osiągniecie z sezonów 2005-06 i 2006-07, kiedy to dwa razy z rzędu główne trofeum trafiło właśnie na Estadio Ramon Sanchez Pizjiuan. Wspomniany Emery dysponuje lepszymi piłkarzami i praktycznie wszyscy oni będą do jego dyspozycji.
Nieco więcej problemów ma Dnipro, które do finału przystąpi bez takich zawodników jak Siergiej Krawczenko i Roman Zuzulya. Czy to jednak oznacza, że zespół ze wschodniej Ukrainy można spisywać na straty? Nic z tego! Przekonali się o tym w poprzednich rundach piłkarze Napoli, Club Brugge, Ajaksu Amsterdam czy Olympiakosu Pireus, którzy musieli uznać wyższość Dnipro. Ukraińcy być może nie mają najwyższych notowań u fachowców i bukmacherów, ale pokazali już w tym sezonie, że w roli outsidera czują się znakomicie.
Dodatkowym smaczkiem całej rywalizacji jest fakt, że gra nie idzie tylko o zapisanie się w na kartach historii europejskiej piłki. Stawka jest o wiele wyższa i można ją śmiało liczyć w dziesiątkach milionów euro. Tyle bowiem mniej więcej można zarobić na udziale w Lidze Mistrzów, a właśnie triumfator środowego spotkania będzie mógł się cieszyć z gry w kolejnej edycji tych rozgrywek. – Oczywiście, perspektywa gry w Champions League jest bardzo kusząca i stanowi dodatkową motywację – powiedział szkoleniowiec Dnipro, Myron Markiewicz.