Zapracował na miano jednego z najlepszych bramkarzy Premier League. Został wybrany najlepszym zawodnikiem West Ham United w poprzednim sezonie. W reprezentacji Polski znów jest tym drugim, za Wojciechem Szczęsnym. I znów spokojnie czeka, aż będzie tym pierwszym. Przerabiał to już nie raz.
ROZMAWIAŁ ZBIGNIEW MUCHA
Z Łukaszem Fabiańskim rozmawialiśmy na długo przed meczem z Manchesterem City. Od czasu tej rozmowy wydarzyło się wiele – uraz, który mógł wykluczyć Polaka z sobotniego występu i wreszcie surowa lekcja, jakiej West Hamowi udzielili mistrzowie Anglii. Nie ma wątpliwości – zawód bramkarza w Premier League to jest wyjątkowo ciężka robota…
(…)
Przed sezonem West Ham poleciał do Chin. Celem był tylko udział w Asia Trophy, czy mieliście czas również na odpoczynek, zwiedzanie, podróże? Liczyła się przede wszystkim popularyzacja Premier League w Azji i treningi. Ćwiczyliśmy nawet dwa razy dziennie, więc na prywatne wycieczki nie było oczywiście czasu. Bodaj raz tylko, wieczorem, wybraliśmy się z zespołem na 40-minutowy spacer po Szanghaju, i to wszystko.
West Ham nie jest topowym klubem w skali europejskiej. Jak było z waszą popularnością w Chinach? Na pewno nie było tak, jak w przypadku Manchesteru City, który poleciał do Chin ze swoimi wszystkimi gwiazdami i Pepem Guardiolą, ale też spotykaliśmy mnóstwo fanów w koszulkach Młotów. Znali londyńskie, kibicowskie przyśpiewki, rozpoznawali piłkarzy, widać było wyraźnie, że Premier League to jednak marka globalna.
Dziwne uczucie grać w Chinach z Newcastle, Wolverhampton czy City? Kompletnie inne doświadczenie. W lidze co tydzień jest wojna, spinka niesamowita i ciśnienie. Nagle z tymi samymi ludźmi gramy towarzysko i nasze reakcje są w tym momencie inne – luźniejsze, bardziej koleżeńskie.
Jak spędziłeś urlop? Rodzinnie. Polecieliśmy do Grecji, ale także sporo podróżowaliśmy po Polsce. Chcieliśmy wraz z żoną poznać lepiej wschodnie tereny naszego kraju, dlatego wybraliśmy się na przykład do Lublina.
Popularność nie przeszkadzała w odpoczynku? Różnie z tym bywało, ale staraliśmy się odwiedzać te najpopularniejsze turystycznie miejsca, jak choćby Kazimierz Dolny, poza weekendami, kiedy było tam trochę luźniej.
Przewidujesz jakieś trudności z awansem do finałów mistrzostw Europy 2020? Owszem, jedną, ale podstawową. Jeśli choć przez moment pomyślimy, że robota została już zrobiona i wszystko jest pozamiatane, staniemy się swoimi najgroźniejszymi przeciwnikami. Oczywiście sytuacja wyjściowa jest znakomita, ale lepiej dmuchać na zimne. Skupienie, powaga plus piłkarska jakość powinny wystarczyć, by spokojnie wywalczyć awans.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (33/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”