Sosin uczy się pływać w Suchych Stawach
17 lat spędzone na Cyprze nie było w stanie zdławić tęsknoty za rodzinnym Krakowem. Łukasz Sosin przez ten czas nie tracił kontaktu z ojczyzną, przyjeżdżał choćby na kursy trenerskie. Czterokrotny, choć sam poprawia, że pięciokrotny król strzelców ligi cypryjskiej, obecnie pracuje przy drużynie Hutnika Kraków grającej w Centralnej Lidze Juniorów i w akademii piłkarskiej, gdzie ma pod swoimi skrzydłami syna Wiktora.
Sasin to pięciokrotny król strzelców ligi cypryjskiej (fot. Włodzimierz Sierakowski / 400mm.pl)
JAROMIR KRUK
– Od razu wytłumaczę, dlaczego pięciokrotny król na Cyprze. Po prostu dopisuję sobie tytuł z pierwszej ligi, a czterokrotnie wygrywałem rywalizację snajperów w najwyższej klasie – mówi 43-letni Sosin, oczywiście z uśmiechem.
Pogoda ducha to jeden z jego znaków rozpoznawczych, a z pozytywnym nastawieniem ludzi spotykał się na Cyprze na każdym kroku. A tam był królem i to nie tylko strzelców. Był jednym z architektów awansu Anorthosisu Famagusta do Ligi Mistrzów w sezonie 2008-09. Wychowanek Hutnika Kraków strzelił wówczas gola w eliminacyjnym boju z Olympiakosem Pireus i posmakował wdzięczności fanatycznych kibiców.
– Jestem tam doceniany do dziś. Mecze z Olympiakosem miały wyjątkowe zabarwienie. Spełniałem w końcu swoje wielkie marzenie. Miałem takie dwa – reprezentacja Polski i Liga Mistrzów. Oba zrealizowałem i czuję się spełniony. Nie ma sensu rozważać, czy mogłem osiągnąć więcej. Jak przenosiłem się na Cypr słyszałem krytyczne głosy na temat tego ruchu. Wcale się tym nie przejmowałem – opowiada Sosin. W premierowym sezonie na Wyspie Afrodyty w barwach Apollonu Limassol zbliżył się do granicy dwudziestu goli w lidze, a potem przekroczył ją trzy razy z rzędu. W rozgrywkach 2005-06 legitymował się średnią bramek powyżej jednej na mecz (28 goli w 26 spotkaniach) i walnie przyczynił do zdobycia mistrzostwa Cypru. Powtórzył to w Anorthosisie, a wisienką na torcie okazała się faza grupowa Ligi Mistrzów.
– Grałem z piłkarzami klasy Savio, Paulo Costy, chłopakami co występowali w takich klubach jak Real Madryt czy Inter Mediolan. A krytykom ligi cypryjskiej przypomnę parę nazwisk: Bukalski, Żurawski, Kosowski, Żewłakow, Sikora, Zając, Sobczak, Majak, Rasiak, Michalski, Kowalczyk i mógłbym jeszcze wymieniać, ale to właśnie tutaj sprowadzano największe postacie polskiej Ekstraklasy. Konkretne ruchy kadrowe zaowocowały sukcesami w europejskich pucharach, więc chyba nikt nie powinien zerkać na Cypr lekceważąco. Ja przenosząc się do Apollonu Limassol nie brałem nawet pod uwagę, że zakotwiczę tam na tak długo – opowiada Sosin, który zaglądał jednak regularnie do Polski, by szlifować trenerskie kompetencje. – Skończyłem kurs UEFA A, zrobiłem dyrektora technicznego UEFA Elite Youth, teraz pora na kolejne kroki – dodaje czterokrotny reprezentant Polski.
Sosin, który w polskiej Ekstraklasie bronił barw Hutnika Kraków, Wisły Kraków (mistrzostwo Polski) i Odry Wodzisław ma już za sobą pracę w roli pierwszego trenera seniorów. Był tymczasowym szkoleniowcem Pafos FC, zdobył ciekawe doświadczenie. Teraz realizuje się w pracy z młodzieżą Hutnika.
– Podoba mi się to wyzwanie, na pewno wiele mogę się nauczyć. W akademii piłkarskiej moim podopiecznym jest syn Wiktor, ale z tym również sobie radzę. Wiem jak to jest z tatusiami, każdy szczególnie patrzy na swoją pociechę, ale trener musi widzieć wszystkich podopiecznych – objaśnia.
W piłkarskiej przygodzie Sosinowi wszystko układało się harmonijnie. Seniorskiego futbolu posmakował najpierw w Kalwariance z Kalwarii Zebrzydowskiej, a Hutnik dał mu zadebiutować w najwyższej klasie rozgrywkowej – 3 sierpnia w Tychach wtedy wygrał z Sokołem 2:0. W następnej kolejce wszedł na zieloną murawę za Waldemara Adamczyka i pograł w duecie z będącym w świetnej formie Moussą Yahayą. Nigeryjczyk nie był akurat wzorem do naśladowania, ale w polskiej lidze zaliczył kilka spektakularnych meczów.
– Miałem przyjemność grać z wieloma bardzo dobrymi piłkarzami – wtrąca Sosin, który trzy lata czekał na kolejną szansę w Ekstraklasie. – Byłem w Cracovii, wróciłem do Hutnika, nie marudziłem, bo wiedziałem, że regularna gra rozwinie mnie sportowo – akcentuje jeden z bohaterów Odry Wodzisław w sezonie 1999-00.
Gwiazdą stał się tak naprawdę na Cyprze. Wejście smoka w Apollonie Limassol, popisy w tym zespole, następnie wspaniała przygoda z Anorthosisem Famagusta, okraszona awansem do Ligi Mistrzów, mnóstwo goli, nic dziwnego, że miał problem ze spokojnym odwiedzaniem sklepów.
– Na Cyprze każdy identyfikuje się z jakimś klubem, niezależnie od wieku, płci, przekonań. Doceniali mnie kibice moich zespołów, doceniali też inni – opowiada napastnik, który jednak troszkę denerwował się na słynne „jutro” miejscowych. Na Cyprze żyje się na luzie, tak więc spóźnienia na umówione spotkania to normalka. – Pytasz czy załatwi ci coś, a oni ciągle to jutro, jutro. Denerwowały mnie te spóźnienia, ale trzeba było do nich przywyknąć. Trochę ich tłumaczę wysokimi temperaturami, bo naprawdę w upale ciężko się funkcjonuje, choć staram się być dobrze zorganizowany.
Mógł spokojnie zostać na Cyprze, znalazłby ciekawą pracę. Tęsknota za ojczyzną i chęć wykazania się na swoim podwórku były jednak silniejsze. – Na Hutniku wiele się nie zmieniło, praktycznie są te same boiska co kiedyś. Dostrzegam tu jednak ogromny potencjał, w ogóle jako Polska możemy osiągać coraz lepsze efekty w szkoleniu – podkreśla były idol fanów Apollonu Limassol i Anorthosisu Famagusta, którego osoba może stać się inspiracją dla adeptów futbolu z Suchych Stawów.
Pierwsze zajęcia treningowe Sosina z juniorami młodszymi U-17 Hutnika wzbudziły zainteresowanie mediów. Kiedyś w barwach tego klubu startował do dużej kariery, teraz chce się po prostu wykazać. Znowu będzie musiał opowiadać o swojej przygodzie z Cyprem, lecz do tego się przyzwyczaił.
– Do miłych spraw można często wracać. Muszę jednak skupiać się na codziennej pracy. Chcę by moi podopieczni czynili postępy, bo przecież każdy z nich marzy o grze na jak najwyższym, już seniorskim szczeblu.
On sam pragnie pomóc w ukształtowaniu reprezentanta Polski seniorów. Choćby takiego, który w narodowych barwach rozegra cztery mecze i strzeli dwa gole – jak Sosin. 28 marca 2006 w Rijadzie w meczu z Arabią Saudyjską w ataku trener reprezentacji Polski Paweł Janas postawił na duet Ireneusz Jeleń – Łukasz Sosin. Ten drugi, zawodnik Apollonu już w siódmej minucie głową pokonał Mohammeda Al-Deayea. Potem powtórzył wyczyn w 63. minucie, też głową, a Polska wygrała 2:1. Bramkarz z Arabii wkrótce po występie przeciw biało-czerwonym stracił miejsce między słupkami drużyny narodowej i mundial w Niemczech obejrzał z ławki rezerwowych. Na wyjazd na ten turniej liczył też Sosin, z którego potem Janas skorzystał w nieudanym sparingu z Litwą w Bełchatowie (0:1). Kandydatura gwiazdy cypryjskiej ligi była brana bardzo poważnie pod uwagę do samego końca, więc zagrał w meczu z Wyspami Owczymi we Wronkach (4:0).
– Dostałem informację, że mam szansę na wyjazd na mistrzostwa. Zostałem nawet wysłany na badania do Katowic, w kontekście mundialu i czekałem… Niestety dowiedziałem się, że nie znalazłem się w gronie powołanych. Czułem rozczarowanie, ale co mieli powiedzieć Jurek Dudek, Tomek Kłos czy Tomek Frankowski?
Zdążył jeszcze wrócić do drużyny narodowej, ale już u Leo Beenhakkera i miał przyjemność wystąpić w historycznym spotkaniu z San Marino w Kielcach. Polska wygrała 10:0, a wychowanek Hutnika zaliczył asystę przy trafieniu Euzebiusza Smolarka. Ba, nawet ulokował futbolówkę w siatce, ale arbiter z Białorusi nie uznał trafienia z powodu pozycji spalonej.
– Trochę pech, ale nie zamierzam narzekać. Wziąć udział w takim meczu to coś wyjątkowego. Mimo porażki parę dni wcześniej z Irlandią Północną w Belfaście atmosfera w reprezentacji była super. Trener Beenhakker miał świetny kontakt z zawodnikami, oceniam go jako pozytywnie nastawionego człowieka. Nawet nie będąc etatowym kadrowiczem czułem się w tym zespole jak w rodzinie. Szkoda, że przygoda z kadrą się tak skończyła, żal też przegranych eliminacji do mundialu. Strzeliłem jednak gole dla Polski, co napawa mnie dumą. W ogóle występy w reprezentacji i europejskich pucharach to najwspanialsze czego doświadczyłem w futbolu. Warto było się poświęcać. To powtarzam młodym zawodnikom. Nawet jak ci czasami nie idzie, to nie wolno się zniechęcać. Ja tak postępowałem i zebrałem owoce. Czuję się szczęśliwy, a po fajnej karierze zawodniczej łatwiej wchodzi się w pracę szkoleniową.
Dał się również poznać z dobrej strony jako organizator turniejów piłkarskich na Cyprze. Działał tam przy lidze dla biznesmenów, a te rozgrywki cieszyły się dużym powodzeniem. No, bo kto na Cyprze nie chciałby grać u Sosina, jednej z największych gwiazd w historii tamtejszej ligi?
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 2/2020)