Przejdź do treści
Smutny rok dla Anglii i futbolu

Ligi w Europie Premier League

Smutny rok dla Anglii i futbolu

Z jedenastki, która 30 lipca 1966 roku wyszła na Wembley by zagrać i wygrać z Niemcami finał mistrzostw świata, zostało już tylko trzech herosów. Jesień tego roku była okrutna – w ciągu kilku dni września odeszli Jimmy Greaves i Roger Hunt. Z całej mundialowej, 22-osobowej kadry Anglików, zostało ledwie siedmiu zawodników.



Angielskich fanów w ciągu ostatnich miesięcy dopadały smutne informacje jedna po drugiej. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku odszedł znakomity bramkarz Ray Clemence, chwilę później legenda Manchesteru City i uczestnik meksykańskiego mundialu – Colin Bell. Głośno było również o śmierci Phila Chisnalla – ponoć ostatniego piłkarza, który zdecydował się na przeprowadzkę z Manchesteru United do Liverpoolu. Kiedy zaś reprezentacja Anglii w lipcu szykowała się do meczu o złoto mistrzostwo Europy z Włochami, nadeszła wieść o śmierci Paula Marinera. Były napastnik Ipswich Town w czasach największej świetności klubu i zdobywca 15 bramek dla drużyny narodowej zmagał się z nowotworem mózgu.

Skończyło się teraz

Futbol latem 2021 roku nie wrócił więc do domu. Drużyna Garetha Southgate’a nie dała rady Italii. Wciąż jedynym wielkim triumfem angielskiej piłki reprezentacyjnej jest ten sprzed 55 laty, gdy na Wembley ekipa spod znaku Trzech Lwów pokonała RFN. Dla Brytyjczyków to wciąż największy powód do chwały. Lekceważenie innych i domniemywanie własnej wielkości, zostało tylko raz potwierdzone na boisku – właśnie 30 lipca 1966 roku.

To był jeden z najbardziej niezwykłych meczów w historii futbolu. Wembley pomagało Anglikom, ale Niemcy mieli mocny skład. Remis po 90 minutach przyniósł konieczność rozegrania dogrywki. Reszta jest znana. Strzał Geoffa Hursta, piłka odbita od poprzeczki i spadająca na linię bramkową, a może za nią? Sędzia główny konsultujący sytuację z liniowym, którym był Tofik Bachramow ze Związku Radzieckiego. Nic lub niewiele widział, potwierdził jednak, że był gol. Spekulowano, że zrobił to w ramach zemsty na Niemcach za krzywdy wojenne. Hurst z kolei zapewniał, że piłka spadła metr za linią. Po latach inżynierowie z Oxfordu niby zmierzyli, że spadła na linii, zabrakło sześciu centymetrów by przekroczyła ją całym obwodem, pewności jednak nie ma do dziś. Mecz to więc legendarny. Mecz, w którego końcówce, przy stanie 3:2 na boisku pojawili się kibice myśląc, że to już koniec. Słynne słowa komentatora BBC Kennetha Wolstenhome’a: „Oni sądzą, że wszystko już się skończyło… Skończyło się teraz…” weszły do angielskiej popkultury, pojawiały się później w piosenkach, dawały tytuł programom telewizyjnym. Pomiędzy jednym a drugim zdaniem wypowiedzianym z angielską flegmą przez Wolstenhome’a, Hurst trafił po raz ostatni i skompletował hat-tricka. Kibice byli już na płycie, rzecz nie do wyobrażenia dzisiaj. Zdruzgotany zdobywca pierwszej bramki dla Niemców Helmut Haller zabrał piłkę i uciekł do szatni – nie oddał jej ani sędziemu, ani żadnemu z Anglików. Zwrócił po 30 latach, gdy wykupił ją od niego za 100 tysięcy funtów „Daily Mirror”. Zamiast do Hursta, futbolówka trafiła ostatecznie do muzeum.

Czy można się zatem dziwić, że ci, którzy dokonali niezwykłego i przyprowadzili futbol do domu, zostali obdarowani tytułami, także szlacheckimi, cieszą się do dziś statusem legend? Dla Anglików są święci. I dlatego z taką estymą bywają żegnani, gdy odchodzą. A odeszli już prawie wszyscy.

Wrzesień był wyjątkowo okrutny – 19-stego dnia miesiąca, w wieku 81 lat, zmarł Jimmy Greaves. Zmagał się z powikłaniami po przebytym dawno temu udarze. Najmłodszy w historii ligi angielskiej piłkarz, który osiągnął granicę stu goli, a uczynił to mając niespełna 21 lat. Wpisał się do kronik klubowych Chelsea, ale przede wszystkim Tottenhamu. W drużynie narodowej trafił 44 razy w 57 meczach. Lepsi są tylko Wayne Rooney, Bobby Charlton i Gary Lineker. Z kolei 27 września odszedł Sir Roger Hunt – strzelec trzech goli na pamiętnym dla Anglików World Cup. Miał 83 lata, długo chorował. Jeśli Greaves stał się za życia legendą klubów londyńskich, to Hunt był wielkim liverpoolczykiem. Dla The Reds zdobył prawie 300 bramek. – Nie miał sobie równych jeśli chodzi o historię Liverpoolu – zawyrokował Juergen Klopp.

Wybitni zawodnicy odeszli właściwie jeden po drugim. Wiosną ubiegłego roku miał miejsce podobnie czarny moment – w ciągu pięciu dni zmarli rezerwowy bramkarz Anglików na MŚ ’66 – Peter Bonetti z Chelsea oraz związany niemal przez całą karierę z Leeds United – Norman Hunter, który przegrał walkę z koronawirusem.

„Boys of ’66 and dementia”

Oczywiście przyczyny śmierci są różne. Ktoś powie, że większość angielskich mistrzów umiera po prostu „na starość”. Jednak wielu zmagało się z demencją, Alzheimerem, z chorobami mózgu. Wystarczy rzut oka na część, przerażająco dużą część, wyjściowej jedenastki Albionu z Wembley. Ten smutny zestaw przypomniał niedawno „Daily Mail”. Gordon Banks – bramkarz, „który zatrzymał uderzenie Pelego”, zmarł w wieku 81 lat na raka nerki; Ray Wilson – nestor tamtej drużyny, zmarł w wieku 83 lat, przez ostatnich 14 lat chorował na Alzheimera; Jack Charlton – środkowy obrońca, skała i król powietrza, zmarł w wieku 85 lat, stwierdzono u niego demencję; Bobby Moore – kapitan drużyny odszedł wcześniej, w wieku 51 lat, pokonał go nowotwór jelita; Nobby Stiles – człowiek od czarnej roboty, od gryzienia rywali choć brakowało mu zębów. Żył 78 lat, zmagał się z rakiem prostaty i oczywiście Alzheimerem; Alan Ball – najmłodszy w zespole, 72-krotny reprezentant kraju, w wieku 61 lat odmówiło posłuszeństwa jego serce; Martin Peters – strzelec gola w finale, prawie 700 rozegranych meczów w karierze. Przeżył 76 lat, Alzheimer; Roger Hunt – o nim już było. Wiadomo, że długo chorował, ale angielskie media nie podały konkretnej przyczyny śmierci.

Tak więc z wyjściowego składu angielskich herosów zostało tylko trzech. Dwóch z tytułem szlacheckim – Geoff Hurst i Bobby Charlton oraz George Cohen. Wnioski płynące z lektury bezpośredniej przyczyny śmierci są straszne. Niedawno na wyznanie zdobył się Denis Law, była wielka gwiazda Manchesteru United.

– Zdiagnozowano u mnie otępienie mieszane, co w moim przypadku oznacza chorobę Alzheimera i otępienie naczyniowe. Liczysz, że ciebie to nie spotka, żartujesz sobie z tego, ignorujesz wczesne objawy, nie chcesz poznać prawdy. Potem się złościsz, jesteś sfrustrowany. Martwisz się o rodzinę, bo to ona będzie sobie musiała z tym radzić. Dostrzegam, jak pogarsza się praca mojego mózgu i jak moja pamięć zaczyna mnie zawodzić, kiedy tego nie chcę – opowiadał latem redaktorom strony internetowej MU zaznaczając, że w jego środowisku to nic niezwykłego i że był świadkiem podobnych zachowań i zachorowań wielu swoich przyjaciół. Należy domniemywać, że właśnie ze środowiska piłkarskiego.

Niemal natychmiast odpowiedział mu znacznie młodszy Terry McDermott, pomocnik reprezentacji Anglii przełomu lat 70. i 80., trzykrotny triumfator Pucharu Mistrzów z Liverpoolem. – Też to mam. Wczesne stadium choroby. Muszę z tym walczyć i poradzę sobie. Nigdy nic nie przychodziło mi łatwo. Walka jest moją drugą naturą. Natomiast liczba byłych graczy z demencją jest przerażająca.

Zarówno Law jak i McDermott wiedzieli co mówią. Przy okazji pogrzebu Jacka Charltona w lipcu 2020 roku wypatrywano jego brata Bobby’ego. Podejrzewano, że zdobywca Złotej Piłki może chorować identycznie jak Jackie. Nie mylono się. Człowiek, który ponad sześćdziesiąt lat temu przeżył katastrofę lotniczą pod Monachium, również zmaga sie z demencją. Spekulacje rozwiała za pośrednictwem „The Telegraph” żona 84-letniego, byłego gwiazdora Manchesteru United.

Cohen – „człowiek-Fulham”. Gdy kilka lat temu zrobiło się głośno o tym, jak gra w piłkę wpływa na zdrowie futbolowych emerytów zadeklarował, że po śmierci odda swój mózg nauce. – Mi już się nie przyda – żartował. Nie jest odosobniony w zamiarach. To samo chce uczynić Hurst. On nie wytrzymał kilka miesięcy temu, gdy właśnie w 2020 roku straszna choroba zabrała dwóch jego kompanów z mistrzowskiej drużyny – najpierw Jacka Żyrafę, później Stilesa.

– Demencja jest okrutna, łatwo przegapić jej pierwsze objawy – mówił autor hat-tricka w meczu finałowym. – To było szokujące, to był najgorszy rok w naszym życiu – dodawał w rozmowie ze Sky Sports, w artykule o chłopcach z 1966 roku i dziesiątkującej ich demencji, nie wiedząc jeszcze, że będzie musiał przeżyć wrzesień 2021 roku…

Najpierw był Wilson, później Peters, w końcu Charlton i Stiles… Ten ostatni był najpopularniejszym członkiem zespołu. Jego bezzębny uśmiech łagodził wszystkie napięcia. Ale radość życia opuściła go kilka lat przed śmiercią. Po ataku serca w 2002 roku pamięć zaczęła zanikać. – Dochodzisz do punktu, w którym trudno o jakąkolwiek komunikację – opowiadał jego syn, John. Po śmierci Nobby’ego, jego mózgiem na prośbę rodziny zajęli się naukowcy. Sprawdzono na czym polegała patologia mózgu byłego pomocnika reprezentacji. Uznano, że była przyczyną urazu głowy wywołanej częstymi uderzeniami. Pod koniec 2019 roku opublikowano badania naukowców z Glasgow. Konkluzja: zawodowi piłkarze są trzy i pół raza bardziej narażeni na demencję w późniejszym wieku niż osoby niegrające w piłkę. To i tak była ostrożna diagnoza. Światowa Organizacja Zdrowia uważa, że około 5-8 procent populacji powyżej 60. roku życia cierpi na demencję. W przypadku Klasy ’66 statystyka wynosi niemal 50 procent. Co ciekawe, inne nacje piłkarskie tak bardzo nie cierpią z tego powodu. Prawdopodobnie chodzi o styl gry oparty na częstych uderzeniach głową, sposób trenowania wymuszający dziesiątki powtórzeń takich samych zagrań ciężką futbolówką.

Zróbmy coś z tym!

W lutym 2020 roku angielska federacja zakazała trenowania uderzeń piłki głową dzieciom w wieku szkolnym. Dzieci do 11. roku życia mogą grać głową jedynie podczas meczów, treningi są zakazane. To może być dopiero początek zmian przynajmniej w angielskiej piłce. Bo właśnie na Wyspach czuć największe naciski na poważne zajęcie się problemem. Nawet słynny twardziel Terry Butcher oznajmił publicznie, że futbol może w ogóle obejść się bez główkowania. Przeciwnicy zakazów twierdzą, że dziś piłki są inne, nie tak ciężkie i niebezpieczne jak pół wieku temu, ale z drugiej strony uderzane są mocniej i szybciej się przemieszczają. Kłopoty z prawidłową pracą mózgu nie dotyczą tylko staruszków. Alan Shearer przyznaje, że też miewa problemy z pamięcią. Zaangażował się mocno w całą sprawę, nakręcił dokument dla BBC „Demencja, futol i ja”. Wspiera go Chris Sutton, którego ojciec, były futbolista, zmarł na demencję. Anglia jest europejskim pionierem zmian, natomiast w Ameryce Północnej wprowadzono podobne zakazy kilka lat wcześniej. Co więcej, Amerykanie w swoich obostrzeniach posuwają się dalej, obejmując nimi coraz starsze grupy wiekowe. Za oceanem dużym echem odbiły się dane „New York Timesa”: w 2010 roku zdiagnozowano 50 tysięcy przypadków wstrząśnienia mózgu u juniorów. Przeprowadzono liczne testy pamięciowe, które wykazały u młodych zawodników czasowe pogorszenie pamięci po zaliczeniu 20 odbić głową dośrodkowanej piłki. Poprawiało im się dopiero po upływie doby.

Siedmiu wspaniałych

Śledząc losy angielskich mistrzów świata warto pamiętać także o graczach rezerwowych. Zgodnie z panującymi wówczas przepisami, ci, którzy nie wystąpili w meczu finałowym, nie otrzymywali medali. Odebrali je dopiero w 2009 roku. Nazywano ich „zapomnianymi bohaterami”. Swój medal otrzymał również Greaves, który z powodu kontuzji zagrał tylko w pierwszym meczu turnieju, a potem zastępował go Hurst. – Wierzyłem, że będę częścią drużyny, która zdobędzie tytuł, ale nie byłem. To było straszne dla mnie, że nie mogłem zagrać w finale – mówił. Być może właśnie dlatego bez żalu sprzedał swój medal w 2014 roku na aukcji za 44 tysiące funtów.

Spośród graczy rezerwowych nie żyją: Greaves, Bonetti, Hunter, Ron Springett, Gerry Byrne, Jimmy Armfield, John Connelly. Została tylko czwórka – Ian Callaghan, Ron Flowers, Terry Paine i George Eastham. Razem z Bobbym Charltonem, Cohenem i Hurstem tworzą „Siedmiu wspaniałych”. Niech żyją sto lat.

ZBIGNIEW MUCHA

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024