Ostatnie dobre wyniki nie były w stanie zatuszować chimerycznego charakteru Liverpoolu, który kibice oglądają w tym sezonie bezustannie. Po zwycięstach z Leicester i Aston Villą, dziś przyszedł czas na porażkę. The Reds wyjeżdżają z Brentford na tarczy.
Mimo przeważania przez całe spotkanie, drużyna Jurgena Kloppa, szczególnie w pierwszej połowie, wyraźnie ustępowała swojemu rywalowi pod względem liczby groźnych akcji. Piłkarze Brentford od samego początku wrzucili wysoki bieg, któremu Liverpoolczycy nie sprostali. W 19. minucie gola samobójczego strzelił Ibrahima Konate. Na kilka minut przed przerwą prowadzenie gospodarzy mógł podwyższyć Ben Mee, ale jego bramka nie została uznan z powodu spalonego. Co się nie udało w 40. minucie, udało się 120 sekund później. Na 2:0 trafił Yoane Wissa. Zawodnicy z Anfield schodzili do szatni w bardzo ponurych nastrojach.
Po przerwie Liverpool trochę się rozbudził. Co prawda gol Darwina Nuneza w 48. minucie nie został uznany, ale chwilę później David Rayę pokonał Alex Oxlade-Chamberlain, dając kontakt swojemu zespołowi. Zespół Jurgena Kloppa dążył do wyrównania, choć zbyt wielu stuprocentowych okazji sobie nie stworzył. Goście byli bierni, nie potrafili narzucić ekipoe Brentford swoich warunków, a mowa o drużynie, która kilka miesięcy temu grała o puchar Ligi Mistrzów. Koszmarny wieczór dla fanów The Reds dopełnił Bryan Mbeumo. W 84. minucie Kameruńczyk pokonał Alissona i ustalił wynik na 3:1.
Dzisiejsze zwycięstwo daje ekipie Thomasa Franka awans na 7. pozycję w tabeli. Liverpool jest szósty, ale nad Brentfordem ma tylko dwa punkty przewagi. Drużyna z Anfield już dawno wypisała się z wyścigu o mistrzostwo Anglii, ale Jurgen Klopp musi szybko znaleźć receptę na chimeryczną formę swoich podopiecznych, bo za chwilę wyzwaniem może być kwalifikacja do europejskich pucharów.
jkow, PiłkaNożna.pl