Ależ to było spotkanie. Manchester City grają w osłabieniu potrafił strzelić Wolves dwa gole, jednak nie dowiózł tej zaliczki do samego końca. Wilki nie tylko odrobiły straty, ale zdobyły także bramkę na wagę zwycięstwa, pokonując urzędującego mistrza Anglii (3:2).
Sterling strzelił dwa gole, ale jego drużyna nie zdobyła nawet punktu (fot. Reuters)
To starcie Leicester City z Liverpoolem miało być hitem kolejki w lidze angielskiej, ale mecz na King Power Stadium zbyt dużych emocji nie przyniósł. The Reds nie dali rywalowi żadnych szans i dlatego kibice z zaciekawieniem spoglądali na Wolverhampton, oczekując, że być może tu uda się zobaczyć kawał dobrego futbolu po obu stronach barykady.
Już pierwsze minuty spotkania na Molineux pokazały, że tu będzie się działo. Faworytem był oczywiście aktualny mistrz Anglii, któremu jednak od początku wiatr wiał ostro w oczy. Nie minął bowiem nawet kwadrans, a już boisko musiał opuścić Ederson, który sfaulował przeciwnika poza własnym polem karnym i arbiter nie miał żadnych wątpliwości, pokazując Brazylijczykowi czerwoną kartkę.
Do gry musiał wejść Claudio Bravo, który zastąpił Sergio Aguero, a gospodarze poczuli krew, wiedząc, że oto otwiera się przed nimi wielka szansa na ogranie potentata.
Zanim jednak Wilki zdołały groźniej zaatakować i przetestować nierozgrzanego golkipera gości, ci pokazali, że nawet grając w liczebnym osłabieniu są w stanie powalczyć o zgarnięcie pełnej puli. W 21. minucie Leander Dendoncker faulował w polu karnym i po tym jak do akcji wkroczył VAR, Martin Atkinson zdecydował się wskazać na „wapno”. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Raheem Sterling, którego intencje wyczuł Rui Patricio i zdołał odbić futbolówkę.
Radość kibiców gospodarzy nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ powtórki bardzo szybko wykazały, że przed strzałem Anglika, w obręb pola karnego wbiegło kilku zawodników. Kolejna weryfikacja wideo i jak się okazało, „jedenastka” musiała zostać wykonana raz jeszcze. Do piłki ponownie podszedł Sterling i ponownie jego strzał został obroniony. Różnica polegała na tym, że zawodnik Manchesteru City tym razem zdołał dopaść do dobitki i ostatecznie dać swojej drużynie prowadzenie.
Można było się spodziewać, że po zmianie stron gospodarze ruszą odważniej i będą chcieli jak najszybciej odrobić straty. Ich zapał został jednak stosunkowo szybko ostudzony, ponieważ już w 50. minucie Kevin de Bruyne wypuścił na pozycję Sterlinga, a ten wpadł z piłką w pole karne i sprytnym lobem przerzucił ją nad bramkarzem.
Wydawało się, że po takim ciosie Wolves już się nie podniosą, ale odpowiedź przyszła w najlepszym możliwym momencie. Z bardzo dobrej strony zaprezentował się Adama Traore, który po dynamicznej szarży zdecydował się na uderzenie z dystansu. Przymierzył idealnie i futbolówka po odbiciu się od słupka zatrzepotała w siatce. To był jasny sygnał, że w tym spotkaniu fani będą jeszcze świadkami sporych emocji.
Podopieczni Nuno Espirito Santo rzucili się na przeciwnika i im dalej w mecz, tym coraz częściej zapędzali się w okolice bramki strzeżonej przez Bravo. Manchester City bronił się jednak mądrze, przy okazji szukając swoich szans na kolejne gole w szybkich wypadach.
W 82. minucie Adama Traore ponownie poderwał publiczność na stadionie, odbierając piłkę przy linii końcowej boiska i bardzo szybko wykładając ją przed bramkę do Raula Jimeneza, a temu pozostało już tylko dołożyć nogę. Nie popisał się w tej sytuacji Benjamin Mendy, ponieważ to on dał sobie odebrać futbolówkę w bardzo niebezpiecznym dla jego drużyny sektorze boiska.
Mało? No to miejscowi poszli za ciosem i w samej końcówce dołożyli trzeciego gola. Nieprawdopodobną akcje przeprowadził Matt Doherty, który minął dwóch rywali i płaskim strzałem nie dał Bravo żadnych szans na skuteczną obronę. Od 0:2 od 3:2! Ależ powrót Wilków!