Przejdź do treści
Remis w hicie na Mestalla

Ligi w Europie La Liga

Remis w hicie na Mestalla

W ramach 24. kolejki La Liga Valencia zremisowała przed własna publicznością w hitowym starciu z Atletico Madryt (2:2).

Simeone ma wiele powodów do strapienia. Jego Atletico wciąż przeżywa dołek formy. (fot. Reuters)

Wskazanie przed pierwszym gwizdkiem arbitra Davida Medie Jimeneza zdecydowane faworyta rywalizacji śmiało można było określić mianem zadania niewykonalnego. Zarówno Valencia, jak i Atletico zdecydowanie nie znajdują się – eufemistycznie rzecz ujmując – szczytowej dyspozycji, co w dużej mierze wynika z licznych kontuzji, które nieustannie trapią oba zespoły.

Od samego początku meczu wyraźnie było widać chęć walencjan przełamania niechlubnej passy dziesięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa w starciach z Atletico, ale to właśnie „Los Colchoners” jako pierwsi trafili do bramki. 

Po upływie dokładnie kwadransa gry Marcos Llorente znalazł się w stuprocentowej sytuacji. Hiszpański zawodnik z łatwością sfinalizował szybko przeprowadzoną akcję, bez problemów kierując piłkę do siatki z bliskiej odległości.

Od tego momentu piłkarze prowadzeni przez Alberta Celadesa wrzucili piąty (szósty? siódmy?) bieg. W 40. minucie gospodarze odrobili straty. Gabriel Paulista strzałem głową po rzucie rożnym wpisał się na listę strzelców. 


Radość kibiców zgromadzonych na wypełnionym po brzegi Estadio Mestalla nie trwała jednak długo, bowiem raptem trzy minuty później podopieczni Diego Simeone ponownie wyszli na prowadzenie. A to wszystko za sprawą Tomasa Parteya, który najpierw odebrał piłkę w środkowej strefie boiska, a następnie oddał precyzyjny strzał z dystansu.

O ile w pierwszej odsłonie spotkania Valencia niekwestionowanie przeważała, o tyle w drugich czterdziestu pięciu minutach po prostu całkowicie zdominowali „Los Rojiblancos”, którzy literalnie nie mieli nic do powiedzenia.

Ale jednocześnie „Nietoperze” byli nad wyraz nieskuteczni pod bramką strzeżoną przez Jana Oblaka. Słoweniec po zmianie stron skapitulował tylko raz, gdy w 59. minucie Geoffrey Kondogbia przytomnie odnalazł się w obrębie szesnastego metra i skierował futbolówkę między słupki.

„To był najgorszy mecz odkąd zacząłem tutaj pracować” – powiedział wyraźnie niezadowolony Celades po blamażu z Getafe (0:3) w ubiegłym tygodniu. Nie minęło siedem dni, a Valencia zaprezentowała się najlepiej pod wodzą Celadesa. I gdyby tylko „Los Ches” zachowaliby więcej zimnej krwi, z pewnością zakończyliby mecz z trzema punktami.

Jan Broda

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024