Real Madryt triumfatorem Ligi Mistrzów!
Real Madryt po raz trzeci z rzędu wygrał rozgrywki Ligi Mistrzów. „Królewscy” w wielkim finale na Stadionie Olimpijskim w Kijowie pokonali Liverpool FC (3:1).
Gareth Bale bohaterem Realu Madryt (fot. Reuters)
Na ten finał czekano od wielu tygodni. Nie mogło jednak być inaczej, skoro na boisku mieliśmy zobaczyć – nie będzie to chyba zbyt duże nadużycie – piłkarzy dwóch najbardziej efektownie grających aktualnie drużyn na Starym Kontynencie. Real, którego celem było sięgnięcie po trzeci z rzędu triumf w Champions League, a także Liverpool, który zaskarbił sobie miłość kibiców, dzięki swojej bezkompromisowej i nastawionej na atak grze w poprzednich rundach.
„Królewscy” w drodze do kijowskiego finału stoczyli kilka ciężkich bitew, jednak ostatecznie odprawili z kwitkiem wszystkich, którzy stanęli na ich drodze. Rady Realowi nie dało snujące od lat mocarstwowe plany Paris Saint-Germain, a goryczy porażki zaznali również gracze Juventusu i Bayernu Monachium.
Jeśli zaś chodzi o Liverpool, to w tym przypadku niemal każdy jego mecz w fazie pucharowej był wielkim spektaklem… no może poza starciami z Porto, gdzie gra toczyła się wyłącznie do jednej bramki. Drużyna prowadzona przez Juergena Kloppa wyrzuciła za burtę rozgrywek faworyzowany Manchester City, który jeśli w sezonie 2017-18 przegrywał, to właśnie z „The Reds”, a także pozbawiła marzeń o końcowym triumfie Romę. Tych samych dzielnych gladiatorów, którzy rundę wcześniej wyeliminowali z gry wielką Barcelonę.
Jakby tych wszystkich smaczków było mało, to finał miał być również areną, podczas której dojdzie do konfrontacji gigantów futbolu. Cristiano Ronaldo, człowiek o ugruntowanej pozycji, niekwestionowana legenda i ktoś, kto od dekady (razem z Leo Messim) wyznacza kierunek, w którym zmierza piłka nożna, kontra Mohamed Salah, Egipcjanin, który rozgrywał sezon życia. Obaj zdobyli w dotychczasowych meczach kampanii po 44 gole, a ich bezpośrednie starcie miało dać odpowiedź na pytanie, do kogo należą kończące się właśnie rozgrywki i kto z nich pojedzie na mistrzostwa świata w glorii chwały?
Jak to wszystko wyglądało na boisku? Od pierwszych minut na placu boju dominował Liverpool, który prezentował dojrzalszy i szybszy futbol. „The Reds” stwarzali sobie dobre okazje bramkowe i chociaż brakowało im konkretów w postaci goli, to wydawało się, że wszystko zmierza w kierunku zdobycia przez stronę angielską otwierającej bramki.
Wszystko się jednak zmieniło w 31. minucie, kiedy na murawę upadł Mohamed Salah. Egipcjanin został powalony na boisko przez Sergio Ramosa i od razu było wiadomo, że stało się coś niedobrego. Lider „The Reds”, zaczął zwijać się z bólu i chociaż próbował wrócić do gry, to kontuzja barku okazała się zbyt poważna. Dramat zawodnika Liverpoolu, który w najważniejszym meczu sezonu musiał przedwcześnie zejść do szatni.
O sporym pechu mógł również mówić Daniel Carvajal, który także nie dotrwał na boisku do końca pierwszej połowy. Hiszpan ze łzami w oczach musiał zostać zmieniony i wydaje się, że jego uraz jest dość poważny.
Co ważne, piłka jeszcze przed przerwą wpadła w końcu do siatki, ale trafienie Karima Benzemy nie mogło zostać uznane. Powód? Francuz dobijający piłkę sparowaną przez Lorisa Kariusa była na pozycji spalonej i sędzia prawidłowo nakazał wznowienie gry od bramki.
Druga część spotkania zaczęła się dla Liverpoolu w najgorszy z możliwych sposobów, a wszystko za sprawą Lorisa Kariusa. Bramkarz „The Reds” podczas próby wyprowadzenia piłki wrzucił ją prosto pod nogę Benzemy, który wykonał nieznaczny ruch, ale to wystarczyło, by futbolówka wtoczyła się tuż przy słupku do siatki. Niewiarygodne.
Odpowiedź podopieczny Kloppa byłą błyskawiczna. Kilka chwil po straconym golu, klasą wykazał się Sadio Mane, który po rzucie rożnym znalazł się w polu karnym Realu Madryt i z bliska pokonał Keylora Navasa. Wszystko w Kijowie zaczęło się od nowa.
W drugiej połowie worek z bramkami rozwiązał się na dobre i w 64. minucie kibice na Stadionie Olimpijskim doczekali się kolejnego. Marcelo wrzucił piłkę przed pole karne, a tam idealnie odnalazł się wprowadzony na boisko kilka minut wcześniej Gereth Bale. Walijczyk złożył się do przewrotki i jak się okazało, posłał piłkę tuż pod poprzeczkę. Niesamowity gol!
Rozstrzygającym momentem spotkania była 83. minuta, kiedy to strzał z dystansu na bramkę Liverpoolu zdecydował się Bale. Walijczyk uderzył mocno, ale prosto w Kariusa i wydawało się, że takie uderzenie nie sprawi golkiperowi żadnych problemów. Jak się jednak okazało, Niemiec popełnił drugi katastrofalny błąd i przy piąstkowaniu piłki źle ją uderzył, a futbolówka zatrzepotała w siatce.
Po takim ciosie Liverpool już się nie podniósł i trzecie z rzędu zwycięstwo w Lidze Mistrzów powędrowało na konto Realu Madryt. Tak pisze się historię futbolu.
gar, PiłkaNożna.pl