Raków, czyli kawał solidnej roboty
Mamy nowego mistrza Polski 2023 – złoto w końcu trafiło do Częstochowy. Niezależnie od ślamazarnego finiszu, to była po prostu najlepsza drużyna rozgrywek – najpełniejsza, najdojrzalsza, najmocniejsza. Tytuł zdobyła trzy kolejki przed końcem i pierwszy raz od sezonu 2010-11 mistrz zapewnił sobie złoty medal na tak wczesnym etapie rozgrywek.
Svarnas był jednym z liderów Rakowa w mistrzowskim sezonie.
71 punktów w 31 kolejkach oznacza średnią 2,29 punktu na mecz. Fragment z komunikatu Ekstraklasy: „Nawet w najgorszym scenariuszu ten ostatni parametr nie spadnie poniżej 2,09/mecz. Pozostałe zespoły mogą maksymalnie zaś zdobyć 69 punktów w tej edycji zmagań. Zarówno u siebie (43 na 45 możliwych punktów), jak i na wyjeździe (28 na 48 możliwych punktów) gracze Marka Papszuna wywalczyli najbardziej okazały dorobek w stawce. Wiadomo też, że nikt nie wyprzedzi go w liczbie zwycięstw. Obecnie na swoim koncie ma 22 zwycięstwa. Następny zespół w stawce może mieć zaś 20 triumfów. Aktualnie przewodzą także w liczbie meczów bez porażki (27, tyle samo: Legia Warszawa), goli strzelonych (60), najmniejszej liczby goli straconych (20). Mają ponadto zgromadzonych najwięcej czystych kont (17). Także w tym elemencie na pewno już będą najlepsi na koniec zmagań.”
Prawda jest taka, że Raków na mistrzostwo bardzo solidnie zapracował. Nie przez miesiąc lub dwa, ale cały sezon, a może i dłużej. Już po jesieni miał sporą przewagę, wiosną jeszcze ją powiększył. Punkty i bramki – to widać w tabeli. Ale nowy mistrz ma również najwięcej wykreowanych sytuacji, najwięcej kluczowych podań i dryblingów. Wykręcił drugi wynik pod względem najmniejszej liczby strat na własnej połowie, najwięcej przechwytów na połowie rywala, najwięcej wejść na połowę przeciwnika, najwięcej wejść do trzeciej tercji i najwięcej wejść w pole karne przeciwnika. Przoduje praktycznie we wszystkich statystykach.
A więc zero przypadku. Poza tym dwa poprzednie sezony to przecież srebrne medale w dodatku podparte Pucharami Polski. Jeszcze garść jeszcze informacji z Ekstraklasy S.A.: „W XXI wieku dłużej w TOP-2 nieprzerwanie utrzymywały się tylko: Wisła Kraków (2000/01 – 2005/06 i 2007/08 – 2010/11) oraz Legia Warszawa (2012/13 – 2020/21). W związku z tym Raków awansował z 24. na 16. miejsce w tabeli medalowej piłkarskich mistrzostw Polski.”
Fakt, że Marek Papszun jest najdłużej obecnie pracującym szkoleniowcem w swoim klubie nie jest oczywiście przypadkowy w zestawieniu z mistrzowskim tytułem. 29 zawodników przyłożyło rękę (nogę) do mistrzostwa. Dla wszystkich – prócz Gwilii – to pierwszy tytuł mistrza Polski. Jednym słowem: gratulacje dla Rakowa, trenera Papszuna, Michała Świerczewskiego i wszystkich, którzy na chwałę klubu zapracowali. Bo to jest rzecz jednak niebywała, by zbudować tak mocny klub i takąż drużynę w tak krótkim czasie. A przecież to mistrzostwo mogło być już rok temu, przecież teraz mógł być nawet dublet, przecież trzeci raz z rzędu Raków grał w finale Pucharu Polski. To był – owszem – proces, ale niezwykle dynamiczny. Bo popatrzmy na ten rozwój – 2017 to awans do 1. ligi, 2019 – awans już do Ekstraklasy, 2021 – wicemistrzostwo Polski, Puchar i Superpuchar Polski, 2022 – identycznie, 2023 – mistrz!
Rzut oka na kadrę, która w 2019 roku wywalczyła – po 25 latach – Ekstraklasę dla Częstochowy. Papszun był wtedy i jest teraz, ale zawodnicy? Zostało bodaj trzech i to dziś już niekoniecznie pierwszoplanowych. Kto wtedy nadawał ton w zespole? Szczepański, Schwarz, Petrasek, Niewulis, Bartl, Domański, Gliwa, Kasperkiewicz, Kun, Lewicki, Listkowski… Za chwilę nie będzie Kuna i Papszuna, pewnie także Petraska, zmieni się już właściwie wszystko.
Papszuna – jak wiadomo – od nowego sezonu zabraknie na ławce trenerskiej. Dzieło będzie kontynuował jego asystent Dawid Szwarga – specjalista m.in. od indywidualnego rozwoju zawodników. Dlaczego Papszun zrezygnował? Albo ze względów rodzinnych, albo z powodu atrakcyjnej ofert zagranicznej, ale też najpewniej dlatego, że chciał odsapnąć po siedmiu latach orki i zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że z tym zespołem osiągnął sufit. By zrobić kolejny krok – awans do Ligi Mistrzów – potrzebowałby wydatnie wzmocnić jakościowo zespół. Tymczasem budowanie wielkiego klubu w Częstochowie, dodatkowo bez właściwych obiektów, ma oczywiste ograniczenia. Właściciel klubu zapowiedział, że szaleństw nie przewiduje. Drużyna się oczywiście zmieni, lecz milionów euro Świerczewski wydawać nie zamierza.
Czy to oznacza stagnację i postawę wycofaną? Niekoniecznie. Ten projekt będzie się rozwijał, Raków jest i pewnie pozostanie nową siłą, być może nawet będzie uchodził za największego faworyta do złota w kolejnym sezonie. Natomiast by odskoczyć reszcie, dać finansowy oddech właścicielowi, musi awansować do Champions League, w najgorszym razie fazy grupowej Ligi Europy. Bijąc rok temu Astanę, Trnawę i o włos tylko ulegając Slavii, pokazał, że Europa mu nie straszna. By jednak skuteczniej powalczyć w pucharach, trzeba być jeszcze silniejszym niż właśnie rok temu. Należy dokonać kilku roszad, słabsze ogniwa zastąpić mocniejszymi. Warto mieć choćby bramkostrzelnego napastnika, gwaranta około 20 goli w sezonie. Taki jest absolutnie nieodzowny, bo takiego w kadrze nie ma (najskuteczniejszym zawodnikiem jest pomocnik Nowak z 11 trafieniami, w tym 10 dla Rakowa), nawet Gutkovskis takim nie jest, a po wygłupach z głośnikiem na płocie kto wie czy nie bliżej mu będzie do odejścia z klubu niż prowadzenia go do chwały w Europie…
Na razie jednak w Częstochowie panuje radość. I słusznie, bo jest się z czego cieszyć. Ten dla miasta i klubu historyczny tytuł, Medalikom się po prostu należał.