Drużyna nie liczy się w rywalizacji o tytuł mistrzowski, a Anfield nie jest twierdzą nie do zdobycia, ale jedno w Liverpoolu pozostało bez zmian. Mohamed Salah strzela gole. Klub musi zrobić wszystko, by pozostało to jedyną stałą aktywnością zawodową Egipcjanina.
Mohamed Salah utrzymuje wysoką dyspozycję. (fot. Reuters)
Sobotni mecz na King Power Stadium był sezonem The Reds w pigułce. Podopieczni Juergena Kloppa mieli bardzo dobre momenty, ale finalnie zawiedli. Kontuzji doznał James Milner. Sklecona naprędce defensywa popełniła kosztowne błędy. Mohamed Salah zdobył bramkę. Statystyki strzeleckie Egipcjanina to jeden z niewielu pozytywnych constansów, jeśli chodzi o bieżące rozgrywki w wykonaniu ekipy z Merseyside.
REGRES
Będąc bardziej precyzyjnym, jeden z trzech. Za pozostałe dwa odpowiadają Andy Robertson oraz Georginio Wijnaldum. Obaj grają niemal zawsze (opuścili zaledwie po dwa niskiej rangi spotkania). Obaj unikają poważnych urazów. Obaj nie schodzą poniżej poziomu, do którego przyzwyczaili w latach ubiegłych. Żadnej z tych rzeczy nie można jednak napisać o większości ich kolegów.
Alisson Becker miał problemy z barkiem i biodrem, a o dwóch ostatnich meczach wolałby jak najszybciej zapomnieć. Virgil van Dijk, Joe Gomez i Joel Matip wypadli z gry do końca sezonu. Trent Alexander-Arnold narzekał na łydkę, lecz kiedy już przebywał na boisku, częściej niż rzadziej stanowił cień samego siebie z przeszłości. Zarówno w ataku, jak i w obronie. Tyle, jeśli chodzi o formację defensywną.
W pomocy nie jest lepiej. Fabinho i Jordan Henderson zmagali się z kłopotami mięśniowymi, a do tego niewiele pograli na nominalnych pozycjach. Nagminnie musieli zastępować kontuzjowanych stoperów. Naby Keita więcej razy dotykał obolałej kostki niż piłki, na własnej skórze dowiedział się, co to ten cały koronawirus. Alex Oxlade-Chamberlain dopiero niedawno uporał się z niesprawnym kolanem, jest mało produktywnym rezerwowym. Thiago Alcantara to absencja z powodu COVID-19, problemy z kolanem i nawiązaniem do popisów z czasów gry w Bayernie Monachium.
Roberto Firmino miewa przebłyski, jak zwycięskie trafienie w rywalizacji z Tottenhamem czy asysta ruletą w starciu z Leicester City, ale w 33 występach wziął udział w zaledwie 13 akcjach bramkowych. Sadio Mane liczby ma lepsze, lecz niestałe. Pojawia się i znika. O Divocku Origim lepiej w ogóle nie pisać…
PROGRES
A Salah? Salah strzela w najlepsze. W tym względzie nie tyle utrzymał poziom z zeszłego sezonu, co wszedł stopień wyżej. O ile oddaje mniej uderzeń (w lidze 3.23 na mecz względem 4.07 rok temu*) i rzadziej udaje mu się przycelować w światło bramki (1.31, wcześniej 1.75), o tyle z trafień cieszy się częściej. W 33 występach na wszystkich frontach umieścił w siatce 23 piłki. Tyle samo, co w 48 spotkaniach rozgrywek ubiegłych. W Premier League strzelił dotąd tylko 2 gole mniej niż przez cały poprzedni sezon. Jest liderem wyścigu o angielskiego Złotego Buta.
Oczywiście, Egipcjanin również miał słaby moment. Po skompletowaniu dubletu w starciu z Crystal Palace w kolejce numer 14, na następne trafienie na niwie ligowej czekał do 21. serii gier i potyczki z West Hamem, kiedy znów zdobył dwie bramki. Są jednak dwa „ale”. Po pierwsze, trudno jest grać dobrze, kiedy absolutnie wszyscy wokół prezentują się katastrofalnie, a we wspomnianym wyżej okresie Liverpool wygrał tylko jeden mecz. Lionel Messi to Lionel Messi, reszta chcąc nie chcąc potrzebuje tych od noszenia fortepianu. Po drugie zaś, może i 28-latek nie strzelał na poziomie Premier League, ale w Pucharze Anglii miał trzy powody do radości, z czego dwa na Old Trafford.
Warto również zwrócić uwagę na wpływ trafień Salaha na wyniki The Reds. Bez jego skuteczności drużyna nie wygrałaby z Leeds United, West Hamem (dwa razy) i Tottenhamem. Nie zremisowałaby z Evertonem, Manchesterem City, Fulham oraz Midtjylland. Z pewnością byłaby więc w gorszej sytuacji, niż znajduje się obecnie. A dobrze przecież nie jest.
PRZYSZŁOŚĆ
– Tak. Nie mogę w to uwierzyć, ale tak. Jeśli mam być szczery, nie sądzę, że zdołamy odrobić stratę – odparł po porażce z Leicester City Juergen Klopp, pytany o to, czy uznaje szansę na obronę tytułu mistrzowskiego za straconą. The Reds mają trzynaście punktów mniej od Manchesteru City, choć rozegrali od niego jedno spotkanie więcej. Po obfitych w trofea latach o wzbogacenie gabloty o nową błyskotkę będzie w tym sezonie szalenie trudno. Liverpool odpadł z obu krajowych pucharów. W ⅛ finału Ligi Mistrzów zmierzy się z RB Lipsk, lecz biorąc pod uwagę formę ligową, nie sposób rozpatrywać ekipy z Anfield w gronie faworytów do sięgnięcia po uszatkę. O co więc gra dziś drużyna z czerwonej części Merseyside?
O przyszłość. Klopp od tygodni powtarza, iż priorytetem jest zakwalifikowanie się do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Bez tego środki na wzmocnienie kadry będą bardzo uszczuplone. Co do tego, że zespół potrzebuje odświeżenia, chyba nikt nie ma wątpliwości. Trzeba sprowadzić środkowego obrońcę – czas pokaże, czy będzie nim Ozan Kabak. Zastanowić się, czy Keita i Thiago są w stanie wypełnić wyrwę po Wijnaldumie, który prawdopodobnie nie podpisze nowej umowy. Rozważyć, czy Oxlade-Chamberlain, Origi oraz Shaqiri nadal są drużynie potrzebni.
Wszystko to nie jest bez znaczenia dla dalszych losów Salaha. Roy Keane przesadza z wyrokami na temat kolejnego 3-dekadowego oczekiwania Liverpoolu na tytuł mistrzowski, ale nie sposób wykluczyć scenariusza, w którym dla klubu nastąpią chudsze lata, okres przejściowy. Z reguły nie idzie to w parze z karierami zawodników w sile wieku, którzy marzą o następnych laurach drużynowych oraz indywidualnych. W kolejnych miesiącach The Reds muszą postarać się zapewnić jak najlepsze warunki do ich zdobywania. Inaczej nowym constansem staną się wywiady, w których ich gwiazda puszcza oko do Realu Madryt i FC Barcelony.
Maciej Sarosiek
* Wszystkie statystyki za fbref.com.