Polski rynek jest interesujący dla Holendrów
Latami pracował u boku Johannesa Sporsa, którego był prawą ręką. Od kilku tygodni Marcel Klos, Niemiec z polskimi korzeniami, jednak działa na własny rachunek – pełni obowiązki dyrektora sportowego Vitesse Arnhem.
Cały czas dojeżdżasz z Niemiec do Holandii?
Tak, ale tak naprawdę dla mnie to kilkadziesiąt minut – mówi Klos.
Pierwsze dni 2022 roku to najintensywniejszy czas w twoim życiu?
Sporo się dzieje, to fakt. Otworzyło się okno transferowe, byliśmy na obozie, mnóstwo ludzi do mnie dzwoni, telefon jest rozgrzany do czerwoności. Już wcześniej często rozmawiałem, ale teraz jest tego zdecydowanie więcej. Wszyscy próbują się do mnie dobić, potrzebują informacji. Pełnię obowiązki dyrektora sportowego i wielu osobom może się wydawać, że odpowiadam tylko za transfery. To tak nie działa. Oczywiście dzwonią skauci, agenci, inni dyrektorzy sportowi, ale jestem w stałym kontakcie także z ludźmi, którzy pracują przy pierwszej drużynie. Miałem już sporo obowiązków wcześniej, doszło trochę nowych, jest więc intensywnie. Odpowiadam chociażby za to, aby w trakcie obozu przygotowawczego wszystko było dopięte na ostatni guzik, czy też aby przepływ młodych zawodników z akademii do pierwszej drużyny przebiegał prawidłowo.
Jak wygląda okno transferowe z perspektywy dyrektora sportowego Vitesse?
Gramy na trzech frontach, bo oprócz krajowych rozgrywek awansowaliśmy też do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy. Musimy mieć szeroką kadrę, aby wszystko pogodzić. Vitesse po raz pierwszy w historii wyszło z grupy w europejskich pucharach, co jest niewątpliwym sukcesem, ale też wyzwaniem. W klubie panuje euforia, chcemy pójść za ciosem. Ostatnio wypożyczyliśmy napastnika Lorient – Adriana Grbica. Brakowało nam dziewiątki o takiej charakterystyce jak Austriak, czyli wysokiego, silnego, dobrze grającego głową napastnika. Jesienią w formie byli Lois Openda czy Nikolai Baden Frederiksen, ale to piłkarze o innym profilu. Ofensywę mamy bardzo silną.
W Europie nie zawiedliście, bo awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy był miłą niespodzianką? Wyprzedziliście Tottenham, z którym wygraliście u siebie.
Z drużyny biła pewność siebie przed spotkaniem, dało się to odczuć. Vitesse ma pomysł na piłkę – stawiamy na agresywną grę w defensywie, dobrze bronimy, a przy tym gramy ofensywnie, atakujemy rywali wysokim pressingiem, potrafimy się szybko przeorganizować z obrony do ataku i odwrotnie. Tak chcemy grać w każdym spotkaniu, niezależnie od klasy rywala. Z Tottenhamem wygraliśmy zasłużenie, uczciwie zapracowaliśmy na miejsce w pierwszej dwójce.
Transferów dokonujesz samodzielnie czy macie tak zwany komitet transferowy i nad każdym piłkarzem debatujecie po kilka godzin?
Nie chcę wchodzić w szczegóły. Pracujemy na takich zasadach jak w czasach, kiedy był Johannes Spors. Rozmawiam ze skautami, trenerem, ale i tak każdą decyzję muszę zaakceptować u przełożonych. W Vitesse ten proces trwa jednak szybko. Mamy małą ekipę, komunikacja jest na dobrym poziomie.
Od kilku tygodni pracujesz na własny rachunek. Byłeś zaskoczony, że Johannes Spors odszedł do Genui?
Współpracowaliśmy ze sobą bardzo blisko i byłem świadomy, że wkrótce zgłosi się po niego większy klub, który go po prostu zabierze z Vitesse. Zdawałem sobie sprawę, że może nadejść dzień, w którym w ciągu kilku godzin wszystko spadnie na mnie. Przez półtora roku w Holandii zrobiliśmy świetną robotę. Zajęliśmy czwarte miejsce w Eredivisie, graliśmy z powodzeniem w europejskich pucharach, większe kluby doceniały naszą pracę.
Czułeś się gotowy?
Moim marzeniem było objęcie funkcji dyrektora sportowego, przygotowywałem się do tego kilka lat. Uczyłem się od Johannesa Sporsa, byłem bardzo blisko niego, wiedziałem o wszystkim. Johannes zabierał mnie wszędzie, miałem wgląd w najważniejsze rzeczy w klubie. Dzięki temu nie potrzebowałem czasu, aby wszystko poznawać od początku, wszedłem z marszu w nową rolę, więc jedyne co się zmieniło, to po prostu szersze kompetencje i kontakty do najważniejszych ludzi w holenderskim futbolu.
We włoskich mediach pojawiła się informacja, że Spors będzie chciał ściągnąć również ciebie.
Jestem pracownikiem Vitesse i skupiam się na stworzeniu silnego zespołu na rundę wiosenną.
Z Polski ktoś dzwonił z propozycją pracy?
Odebrałem przez ostatnie miesiące kilka telefonów z Polski, jedna oferta była nawet poważna, kilka innych to luźne zapytania, ale nie chcę mówić o nazwach klubów.
A w sprawie transferów?
Praktycznie codziennie dzwoni do mnie jakiś polski agent i bada grunt pod ewentualny transfer. Mam dobry kontakt również z dyrektorami sportowymi z polskich klubów. Wasz rynek jest dla nas interesujący i cały czas uważnie go monitorujemy. Piłkarze z Ekstraklasy mają jednak coraz wyższe ceny i nas po prostu na nich nie stać. Kiedy widzę za jaką kwotę odejdzie Jakub Kamiński do Wolfsburga, delikatnie się uśmiecham, bo dla nas taka operacja byłaby nierealna.
Czyli kluby holenderskie nie wydają grubych milionów na transfery?
Niektóre wydają, Vitesse nie. Mamy swoje możliwości i trzymamy się reguł, które określiliśmy. Najchętniej bierzemy dobrych piłkarzy za niską cenę albo wypożyczamy młodych chłopaków z dużych klubów i ich ogrywamy. Latem przeprowadziliśmy transfer gotówkowy Frederiksena z Juventusu.
Łatwo się negocjuje transfer z tak wielkimi klubami?
Mamy bardzo dobre relacje z wieloma gigantami, więc rozmowy przebiegają w miłej atmosferze. Nie zauważyłem, aby negocjacje różniły się zbytnio od innych mniejszych zespołów. Topowe drużyny w Europie wiedzą, jaką markę ma Vitesse. Stawiamy często na młodych chłopaków, którzy nie są jeszcze gotowi na grę w topowym zespole i ich kupujemy lub wypożyczamy.
W Polsce wypożyczenia bez klauzuli wykupu mają nie najlepszą opinię i nie są często praktykowane.
My do tego podchodzimy pozytywnie. Jeśli dostaniemy na jedną rundę czy cały sezon zawodnika, który nam pomoże i będzie jakościowy, dlaczego mamy z tego nie skorzystać? W poprzednim sezonie wypożyczyliśmy z Chelsea Armando Broję. Chłopak miał niecałe 20 lat, a u nas grał regularnie, strzelił dziesięć goli, rozwinął się. W Chelsea jeszcze nie miał szans na grę, więc klub go wypożyczył znowu, ale już do Premier League. Dzisiaj gra regularnie w Southampton, strzelił już pięć goli. To jest droga, którą chcemy podążać – chłopak wychodzi z dużej akademii, gra u nas rok na wypożyczeniu i idzie dalej w świat.
Takim systemem trudno będzie jednak zdobyć chociażby mistrzostwo kraju.
Zdaję sobie sprawę, ale Ajax Amsterdam i PSV Eindhoven są poza naszym zasięgiem finansowym. To powoduje, że musimy być kreatywni, aby podejmować z nimi rękawicę. Dzisiaj jesteśmy na czwartym miejscu i to w tym momencie oddaje pozycję klubu w Holandii. Celem jest miejsce w czubie tabeli i regularne występy w europejskich pucharach.
A co z zawodnikami z waszej akademii?
Mamy w kadrze kilku, regularnie dołączamy ich do pierwszego zespołu. Jak dokładnie popatrzysz na naszą kadrę, zobaczysz, że mamy kilku chłopaków wychowanych od najmłodszych lat w Vitesse. Wychowankowie regularnie zasilają pierwszą drużynę.
Ajax wam podbiera młodych zawodników?
Ajax bierze kogo chce, niezależnie od wieku. Kilka miesięcy temu wydali około 20 milionów euro na napastnika. My takiej kwoty nie wydaliśmy przez dziesięć ostatnich lat, sumując wszystkie okna.
Trudno się funkcjonuje w sytuacji, kiedy masz obok siebie rywala, który robi co chce i sprowadza każdego zawodnika, jaki znajdzie się na liście życzeń?
Padają czasami pytania, dlaczego nie potrafimy z nimi nawiązać walki, utrzeć im nosa. Wtedy zawsze odsyłam do budżetów obu klubów. Chcemy atakować najwyższe miejsca, walczyć o trofea, ale musimy stawiać na młodych zawodników, którzy są u nas na wypożyczeniu, wychowanków i piłkarzy, którzy trafiają do nas za darmo. To powoduje jednak, że walka o najwyższe cele jest trudniejsza.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI