Podział punktów na Stamford Bridge
Podziałem punktów zakończyło się drugie zaplanowane na niedzielę spotkanie 2. kolejki Premier League. Chelsea zremisowała z Leicester City (1:1).
Chelsea musi jeszcze poczekać na pierwsze zwycięstwo w sezonie (fot. Reuters)
Frank Lampard rozpoczął swoją przygodę z funkcją menedżera The Blues od dwóch porażek, jednak ani z Manchesterem United, ani przeciwko Liverpoolowi londyńczycy wcale nie grali słabo. W obu spotkaniach Chelsea przejawiała symptomy pomysłu na grę i dlatego przed niedzielnym starciem można było oczekiwać, że znajdująca się przebudowie drużyna pokaże pełnię możliwości.
Jak się okazało, gospodarze od początku ruszyli do zdecydowanych ataków, raz za razem nacierając na bramkę Leicester. Goście nie potrafili sobie poradzić z wysokim pressingiem rywali i zepchnięci w okolice własnego pola karnego próbowali rozbijać ataki Chelsea. Napór londyńczyków rósł i wydawało się, że jest jedynie kwestią czasu, kiedy piłka wpadnie do siatki po raz pierwszy.
Podopieczni Brendana Rodgersa wytrzymali zaledwie siedem minut. Ogromną niefrasobliwością pod własną bramką wykazał się Wilfred Ndidi, który dał sobie odebrać piłkę rywalowi. Mason Mount przejął futbolówkę i mając przed sobą tylko bramkarza, nie dał mu żadnych szans na skuteczną interwencję. Złapany na wykroku Kasper Schmeichel mógł jedynie obserwować jak piłka wpada do siatki.
Po kilkunastu minutach dyktowania tempa, Chelsea zaczęła nieco zwalniać, co sprawiło, że Lisy mogły dojść do głosu i także nieco rozwinąć skrzydła. Nie miało to zbyt dużego przełożenia na ilość i jakość okazji bramkowych, a największe zagrożenia w polu karnym The Blues udało się im stworzyć… po błędzie Kepy Arrizabalagi, który o mały włos nie wyłożył piłki do szarżującego na bramkę Vardy’ego.
Po zmianie stron Leicester zaczął coraz mocniej dochodzić do głosu. Akcje gości wciąż jednak były chaotyczne i nieporadne, ale niewiele brakowało, by jednak z nich przyniosła im gola. Najbliżej celu był James Maddison, który przedarł się szarżą w pole karne Chelsea i zabrakło mu tylko dokładnie podanie do jednego z kolegów.
Nie udało się Anglikowi, udało się Ndidiemu, który w 66. minucie odkupił winy za swój wcześniejszy błąd. Obrońca Leicester najwyżej wyskoczył do piłki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i głową skierował piłkę pod poprzeczkę.
Żadnej z drużyn nie udało się już przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Remis na Stamford Bridge, szczególnie jeśli spojrzy się na formę Leicester w drugiej połowie, wydaje się być sprawiedliwym rezultatem.
gar, PiłkaNożna.pl