Była godzina 22.02, kiedy przybił – nomen omen – piątkę z Patrickiem Cutrone i w 71 minucie sobotniego meczu z Napoli postawił pierwsze kroki na nowej ziemi obiecanej. Pół godziny później włoskie media doceniły jego udany debiut.
TOMASZ LIPIŃSKI
Z oglądania Milanu w sobotni wieczór płynęło tyle samo przyjemności co z jazdy pociągiem towarowym przez tunel. Ciemność, widzę ciemność na zewnątrz, a w środku wszystko zgrzytało. Dopiero na ostatniej prostej pojawiło się światełko i ktoś, kto wyciszył ten przykry dla uszu hałas. To była zasługa Krzysztofa Piątka.
MISTRZ KAMUFLAŻU
Nie zrobił nic nadzwyczajnego, ale w Milanie od zbyt dawna naprawdę nie trzeba dokonywać wielkich rzeczy, żeby się wyróżnić. Ten klub przypomina renomowane liceum, z którego został tylko szyld i choć nowa dyrekcja nie ustaje w staraniach i nie szczędzi środków, żeby przywrócić mu dawną świetność, to droga ku temu daleka i wyboista.
Wracając do naszego debiutanta, z pięciu podań jedno zakończyło się stratą, wywalczył rzut rożny po efektownym sprincie i starciu w polu karnym z Kalidou Koulibalym i Davidem Ospiną. Po dośrodkowaniu z kornera trafił piłkę głową i stworzył Mateo Musacchio szansę do strzału, który wybronił kolumbijski bramkarz. To była najlepsza okazja Milanu w całym meczu. I nieco później uciekł Raulowi Albiolowi, który ratował się faulem na żółtą kartkę.
Portale internetowe największych włoskich dzienników już w linkach odsyłających do relacji z meczu podkreślały dobry debiut Piątka. Nazajutrz z niedzielnego wydania „La Gazzetta dello Sport”, czyli najpotężniejszego medium w Italii, czytelnicy dowiedzieli się, że debiutant był najlepszym piłkarzem rossonerich. Dostał notę 6,5. Na wyższą zasłużyli tylko prawy obrońca gości Kevin Malcuit i Ospina. Akcje Arkadiusza Milika wypadły na 5,5, a strzały Piotra Zielińskiego na 6,5. W tym miejscu jednak małe ad vocem.
Oceniając chłodnym okiem i bez kontekstu, który tworzył świeżutki i gorący transfer Piątka, o miano piłkarza numer 1 na boisku powinni się ubiegać Gianluigi Donnarumma i Zieliński, prawdopodobnie ze wskazaniem na włoskiego Guliwera, który swoimi mackami przyciągał piłki uderzane z większej lub mniejszej odległości przez Polaka lub siłą woli wypychał je poza światło bramki. Bez tego pojedynku hitowe starcie czwartego z drugim zespołem Serie A wyjałowione by zostało z jakiejkolwiek piłkarskiej wartości. W sumie rozkręcający się z minuty na minutę Zieliński, który w Donnarummie znalazł ulubioną ofiarę i w sumie pokonywał go pięć razy (w pierwszej rundzie dwa), oddał pięć strzałów, cztery po przerwie, cztery lewą nogą i jeden prawą. Jeśli ktoś napracował się najwięcej na gola i nawet najbardziej na niego zasługiwał, to był to nasz pomocnik z Napoli.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (5/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”