Origi znów uratował Liverpool
94 minut potrzebował Liverpool, by otworzyć wynik spotkania z Wolverhampton. Ostatecznie zrobił to Divock Origi, który nie po raz pierwszy w karierze uratował ekipę z Anfield.
Juergen Klopp może czuć ulgę. (fot. Reuters)
Na Molineux zetknęły się dwa żywioły. Gospodarzy można w tym sezonie utożsamiać z wodą, która gasi pożary. Na przestrzeni 14 kolejek stracili tylko 12 goli, co stanowiło trzeci najlepszy wynik w angielskiej ekstraklasie (ex aequo z The Reds). Goście to ogień, który pożary wznieca. W 14 kolejek zdobyli 43 bramki i w tym aspekcie nie mieli sobie równych.
Silniejszy okazał się ogień.
Mogło być inaczej, wszak Liverpool długo nie potrafił wykorzystać okazji do pokonania Jose Sy, które sobie stwarzał. W pierwszej połowie Trent Alexander-Arnold uderzył jednak nad poprzeczką, Diogo Jota obok słupka, a Sadio Mane i Mohamed Salah nie doszli do piłki dośrodkowanej przez Andy’ego Robertsona.
Kapitalną szansę zmarnował w drugiej połowie Jota. Portugalczyk podbiegł z piłką do bramki, w której zamiast golkipera stało dwóch obrońców, lecz trafił w jednego z nich (Conora Coady’ego). W końcówce dobrej okazji nie wykorzystał Mane, którego powstrzymał Sa.
Impas w doliczonym czasie gry przełamał Origi, który zaczął mecz na ławce rezerwowych. Potem wszedł na boisko i zrobił, co niego należało.
Liverpool wykorzystał potknięcie Chelsea na London Stadium i został nowym liderem tabeli Premier League. Wolverhampton zajmuje ósme miejsce.
sar, PiłkaNożna.pl