Przejdź do treści
Old Trafford już nie odstrasza

Ligi w Europie Premier League

Old Trafford już nie odstrasza

Ktoś pstryknął palcami i wszystko się odmieniło. Ole Gunnar Solskjaer podejmuje trafne decyzje, Nemanja Matić odmłodniał, środkowi obrońcy niemal nie popełniają błędów, Mason Greenwood strzałami rozrywa siatkę w bramkach, a Paul Pogba znów się uśmiecha. Coś dobrego zdarzyło się w Manchesterze United.

MICHAŁ ZACHODNY


Nie można zacząć inaczej niż od Pogby, który już zimą wiercił się, bo przez kontuzję nie mógł pchnąć tematu transferu i odejść z Old Trafford. Jego agent Mino Raiola publicznie zarzucał klubowi funkcjonowanie bez pomysłu i bez kontaktu z rzeczywistością. Pomijając zastanawiającą wojenkę Raioli z Edem Woodwardem, włoskiemu menedżerowi niektórzy przyznawali jednak rację. W końcu naprawdę nie działo się tam dobrze, jeszcze w tym sezonie zastanawiano się, czy szefostwo i Solskjaer w ogóle wiedzą, jaki jest właściwy kierunek dla United.

W Anglii jak we Francji

Pogbie miało być w Manchesterze źle, miał stroić fochy i myśleć o Włoszech. Nie grał pół roku, wrócił dopiero po pandemii i… nagle wpasował się w system. Przecież wcześniej o Francuzie mówiono, że zachowaniem i pomysłami na boisku odstaje od reszty kolegów. Gdy próbował trudniejszych rozwiązań, coraz rzadziej mu one wychodziły.

W nowej rzeczywistości wrócił do pierwszego składu, ustawił się obok Maticia i po prostu przestał kombinować. Nie myśli o tym, by być efektownym, jest za to bardzo efektywny. Nie przyciąga na boisku złych zdarzeń, lecz dobre, które pomagają kolegom. Może nie jest już piłkarzem wartym 100 milionów funtów – w pięciu meczach ligowych strzelił jednego gola i zaliczył jedną asystę – ale takiego pomocnika United potrzebowali. Fakt, że 27-latek zdecydował się dopasować, a nie podporządkowywać sobie zespół, może świadczyć o wyczekiwanym dojrzewaniu w czerwono-czarnych barwach. Po prostu tak samo gra w United, jak w reprezentacji Francji.

Czerpie przyjemność z tego, że przed nim jest Bruno Fernandes. To Portugalczyk okazał się najważniejszym zimowym transferem w Premier League, brakującym elementem układanki. To on podawał Pogbie piłkę, gdy Francuz strzelił gola z Aston Villą, ładnym i technicznym uderzeniem zza pola karnego. Jeden rozgrywający uratował drugiego rozgrywającego, być może wcześniej od Pogby oczekiwano zbyt wiele, a nie miał z kim realizować swoich pomysłów w konkretnej strefie boiska? A może po prostu potrzebował zawodnika, który weźmie na siebie rolę dziesiątki, by jemu została ulubiona ósemka. – Bruno poprawił zespół i my poprawiliśmy jego grę. Przyszedł do naszego klubu i zobaczył, jak wielu mamy dobrych zawodników, a my pozwoliliśmy mu na pokazanie pełni umiejętności. Widzę, że na boisku kwitnie piękna relacja między nim a resztą piłkarzy, którą on też czuje. Jego transfer pomógł również podnieść nastroje w całym klubie – przyznawał Solskjaer.

Przemiana Pogby stanowi też przełom w relacjach Raioli i Woodwarda, którzy mieli już w marcu prowadzić pierwsze rozmowy pokojowe, a teraz siądą do pracy nad nowym kontraktem zawodnika. – Każdy widzi, że jako zespół zdecydowanie się poprawiliśmy. Gramy bardziej drużynowo: bronimy i atakujemy razem, dzięki czemu jesteśmy mocniejsi – mówił w ubiegłym tygodniu Pogba. – Czuję się świetnie, dużo, dużo lepiej. Dobrze trenuję, a klub się mną mocno zaopiekował. Wykonywałem dodatkową pracę nad kontuzjowaną kostką i całym ciałem. Pomogli mi też koledzy, od razu sprawili, że czułem się pewnie. Jakbym w ogóle nic nie stracił, zespół nadal mi ufa.

– Stoję trochę z tyłu i podziwiam, jak grają Bruno, Rashford, Martial i Mason Greenwood. Chce się im bić brawo, gdy strzelają kolejne gole. Oni sprawiają, że znów cieszę się futbolem – dodawał Pogba. 

Cieszy się on, cieszą się kibice. Seria bez porażki trwa już siedemnaście spotkań, Manchester United zdaje się znów być drużyną na każde warunki: gdy trzeba rozgrywać cierpliwie lub grać z kontry, gdy wynik wymaga dogonienia albo utrzymania, gdy piłkarze muszą pracować w wysokim lub niskim pressingu.

Umiejętność zastraszania

W tym bardzo udanym okresie United potrafili odrobić straty z Tottenhamem, chociaż w pierwszym meczu po powrocie do grania jeszcze brakowało im płynności. Dobry styl pojawił się jednak jeszcze przed koronawirusową przerwą, przecież pokonali Chelsea i dwukrotnie Manchester City. Teraz nie mają trudnego terminarza – tylko starcia z londyńczykami w Pucharze Anglii i z Leicester City w lidze wydają się być dużymi wyzwaniami. To porównanie wciąż wydaje się nieadekwatne, bo nawet Manchester United sir Aleksa Fergusona zaczynał od tego, że wygrywał spotkania ze słabszymi od siebie. Zamienił to w sztukę, w umiejętność zastraszania siłą, jakością i poziomem zaangażowania, a za tym przyszły kolejne trofea.

Tymczasem Manchester United na przestrzeni tego sezonu wciąż zdawał się być drużyną, leczącą się z kompleksów, które piłkarzom wpoił Jose Mourinho. Portugalczyk w okresie pracy na Old Trafford dość szybko zaczął mówić o tym, jak bardzo kadra drużyny odstaje od ligowej czołówki, przyjmował coraz bardziej defensywną postawę, a w konsekwencji skończyło się to oddawaniem inicjatywy. United grali jak przeciętniacy: najpierw myśląc o tym, jak nie stracić gola, a w dalszej kolejności mając w głowie atak.

Solskjaerowi udało się swoim wrodzonym optymizmem szybko odmienić te nastroje, lecz później wróciły problemy. Coś tkwiło w zespole, może zawodnicy nie uważali, że są tak dobrzy, jak im się wydawało, może zwątpili w efekt świeżości nowego menedżera. Z Solskjaera zaczęto kpić, bo wciąż przypominał o legendarnych meczach ekipy Fergusona, której był częścią, jakby to miało sprawić, że natchnie tym kolejną generację piłkarzy. Ale może właśnie to mu się udało?

– By stać się topową drużyną trzeba umieć zapomnieć o ostatnim meczu. Wychodzimy, gramy dobrze, wygrywamy, ale potem zapominamy co się zdarzyło i myślimy tylko o następnym wyzwaniu. Musimy ciągle mieć na celu doskonalenie, a nie zadowalać się tym, co nam się udało. Taka jest mentalność zawodników w klubie. Bez satysfakcji z pojedynczej wygranej, a z tym nawet dziesięciu, czy ze zdobytego trofeum… Zawsze musisz chcieć więcej – tłumaczył Pogba.

Pewność nie z lodówki

W bardzo podobnym tonie wypowiadał się również Solskjaer. – Pewność siebie to nie jest coś, co po prostu wyciągniesz z lodówki. Musisz na nią pracować każdego dnia w treningu, a jeszcze bardziej liczą się wyniki. Każdy z ostatnich meczów w naszej serii daje nam zaufanie, ale szesnaście spotkań bez porażki (to słowa sprzed starcia z Aston Villą – przyp. red.) nie jest czymś, w co taki klub jak Manchester United powinien celować – mówił.

Słowa Norwega o poprawie nastrojów to jednak nie tylko efekt transferu Bruno Fernandesa – to także postawa innych piłkarzy. Może ona wynikać z tego, na co Solskjaer się decyduje: po wielu zmianach w trakcie sezonu wreszcie szkoleniowiec znalazł najsilniejszą jedenastkę i z Aston Villą po raz czwarty z rzędu nie zmienił podstawowego składu. – Wiemy, że mając swój dzień jesteśmy bardzo mocni, ale tacy musimy być w każdą sobotę, niedzielę, wtorek czy środę, lub jakikolwiek inny dzień meczowy. Wyzwaniem jest powtarzalność – dodawał.

Nawet jeśli jest to wciąż wizja odległa – mowa o walce o mistrzostwo kraju, która w słowach Solskjaera jest w sferze nadziei, nie zaś realnego celu – o stopniu wyleczenia kaca świadczy również przeniesienie skupienia całej drużyny. W okresie po odejściu Fergusona myślano raczej o tym, jak rozpocząć proces odzyskiwania należnej United pozycji, a teraz mówi się, że kluczem do sukcesów jest ustabilizowanie tego, co już wypracowano. – To jest nowa drużyna i możliwość zdobycia pierwszego tytułu byłaby czymś fantastycznym, na pewno dopingiem do jeszcze większych osiągnięć – mówił Solskjaer, odnosząc się do rywalizacji w Pucharze Anglii i Lidze Europy, która wciąż czeka United w tym sezonie.

Pamiętając o poziomie rywali – ostatnio United pokonywali walczące desperacko o utrzymanie Norwich (po dogrywce!), Bournemouth (tracąc dwa gole) i Aston Villę (napoczynając golem z niezasłużonego rzutu karnego) – należy jednak stwierdzić, że potencjał drużyny jest widoczny. Sposób, w jaki Greenwood wykańcza akcje wpędza przeciwników w kompleksy: w końcu z Bournemouth Anglik trafiał do siatki po bardzo mocnych strzałach lewą i prawą nogą. Z kolei Martial, którego jedną z cech wiodących w ostatnich latach była niedbałość, zaliczył pierwszego hat-tricka w barwach United, a i haruje w pressingu. Rashfordowi wreszcie przestały dokuczać kontuzje i choć nie błyszczy w tak oczywisty i bezczelny sposób, jak potrafi, wciąż w roli asystenta i egzekutora jest zagrożeniem w każdym ataku przeprowadzanym przez swój zespół. – To całkiem proste. Jeśli będziemy grali jak dotychczas, możemy wygrać każde spotkanie – mówił Rashford. Banał, ale osiągnięcie pewności siebie nie zdarzyło się Manchesterowi z dnia na dzień. Tego kaca zespół leczył miesiącami.

Życzenie Sancho?

Do tej mocnej ekipy wkrótce może dołączyć rewelacyjny skrzydłowy Borussii Dortmund, Jadon Sancho. Ten wspaniale zapowiadający się piłkarz udoskonaliłby zespół Solskjaera, a patrząc na obecną grę United, zdecydowanie może on wyobrazić sobie siebie w czerwonej koszulce, gdy gra kombinacyjnie z dynamicznymi i technicznie uzdolnionymi kolegami. Jasne, Manchester United ten transfer kosztowałby kolejny rekord, nawet w kwocie przekraczającej zdroworozsądkowe podejście w dobie postpandemicznego kryzysu ekonomicznego, lecz ten klub na to stać.

Patrząc z perspektywy Borussii, może to być też właściwy moment na sprzedaż zawodnika. Niemiecki klub kreuje się na taki, który dla młodych talentów jest wstępem do wielkich karier, szansą na rozwój i rywalizację na wysokim poziomie, choć bez widoków na najważniejsze nagrody indywidualne i zespołowe. Także w Dortmundzie mogą zdawać sobie sprawę, że lepiej bogaczy z Anglii oskubać teraz, niż czekać aż do końca przeliczą efekty między innymi gry przy pustych trybunach, spadków wartości umów sponsorskich i jeszcze ryzykując przy tym niezadowolenie piłkarza. Współcześnie klub zawierający z zawodnikiem kontrakt wcale nie stoi na mocnej pozycji, pracownik ma wiele narzędzi, by ostatecznie wymusić zrealizowanie swojej woli. Życzeniem Sancho może być właśnie gra w Manchesterze United i trudno mu się dziwić, bo chociaż Old Trafford wciąż nie odzyskało dawnej magii, to już nie odstrasza. 


TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 28/2020)


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024