Obowiązek wykonany, „Fabian” pożegnany.
Plan został wykonany i polscy piłkarze pokonali San Marino 5:0. Skuteczność i jakość gry nie była na najwyższym poziomie, jednak liczy się pewny komplet punktów oraz to, że Łukasz Fabiański z należytym honorem został pożegnany przez polskich kibiców.
Łukasz, dziękujemy! (fot. 400mm.pl)
Cel przed meczem z San Marino był prosty – zdobyć jak najwięcej bramek, aby w końcowej rachubie dały naszym zawodnikom przewagę w tabeli, o ile zaszłaby taka konieczność. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego prezes Cezary Kulesza wręczył Łukaszowi Fabiańskiemu pamiątkową koszulkę z numerem 57 – liczbą występów bramkarza w barwach reprezentacji Polski.
Zgodnie z założeniami od razu formacja polskiej drużyny ustawiła się na wysoki pressing i miała wyraźną przewagę od pierwszej minuty. Już w 10. minucie Karol Świderski trafił do siatki. Polski napastnik uderzeniem głową z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. Sędzia dość długo analizował sytuację na VAR bo całość odbyła się na styku linii spalonego, jednak ostatecznie trafienie zostało uznane. Dziesięć minut później Cristian Brolli trafił samobója i na ekranach PGE Narodowy pojawił się wynik 2:0.
Przez całą, pierwszą połowę Polska miała wyraźną przewagę. Zgodnie ze statystykami nasi kadrowicze wykreowali łącznie 17 akcji meczowych, jednak praktycznie żadna nie stanowiła zagrożenia bramkarzowi San Marino. Obrońcy rywala dwoili się i troili we własnym polu karnym, ofiarnie blokując uderzenie Polaków. Brakowało pomysłu na przebicie muru postawionego przez San Marino, częste wrzutki i wcinki przed bramkę rywala nie znajdowały odbiorcy. Na domiar złego nasi zawodnicy byli nieskuteczni i marnowali szereg okazji.
Połowa zakończyła się z prowadzeniem 2:0, jednak postawa zawodników Paulo Sousy pozostawiała sporo do życzenia i w meczu z takim rywalem wymagania są zdecydowanie większe. Przyjezdni w niektórych momentach grali ostro i brutalnie faulowali Polaków. Najbardziej ucierpieli Lewandowski, Świderski oraz Kozłowski. Cała trójka kontynuowała grę, jednak potrzebowali chwili aby dojść do siebie i rozchodzić bolące miejsce.
Krzysztof Piątek pojawił się na placu gry wraz z rozpoczęciem drugiej połowy, zatem nasza drużyna rozpoczęła z trójką napastników: Lewandowski – Piątek – Świderski. Już pięć minut później Polacy podwyższyli prowadzenie na 3:0, Tomasz Kędziora po ogromnym zamieszaniu pod bramką San Marino huknął z prawej nogi i piłka z impetem wpadła do siatki.
W 58. minucie nastąpił punkt kulminacyjny dzisiejszego meczu. Łukasz Fabiański ze łzami w oczach opuścił pac gry i w jego miejsce zameldował się Radosław Majecki. „Fabian” nie miał kompletnie żadnej pracy w tym starciu, jednak bezsprzecznie stał się największą gwiazdą, pożegnaną przez ponad 50 tysięcy kibiców na PGE Narodowy.
Od tego momentu mecz niezwykle wyjałowiał. Boisko opuścił Robert Lewandowski, który zagrał zwyczajnie słaby mecz. Nie dość, ze nie trafił gola (to pierwszy mecz Lewego przeciwko San Marino bez zdobytej bramki), to jeszcze nie pokazał nic szczególnego.
Przez większość czasu polscy piłkarze bezproduktywnie rozgrywali piłkę. Dopiero w 84. minucie przedarliśmy się przed polem karnym San Marino, nie kto inny jak Adam Buksa trafił do siatki i podwyższył prowadzenia „Biało-Czerwonych”. Tuż przed końcem spotkania Krzysztof Piątek ustalił wynik meczu, wykorzystując dogranie Kacpra Kozłowskiego. Na uwagę w tej akcji zasługuje jednak fantastyczne podanie Jakuba Modera.
Zwycięstwo jest, komplet punktów także. Cel został zrealizowany, jednak postawa polskich piłkarzy znów pozostawiła nieco do życzenia. Po odhaczeniu San Marino cała motywacja skupia się na nadchodzącym starciu z Albanią, które będzie miało arcyważny wpływ na to, czy nasi kadrowicze zajmą drugą pozycję w klasyfikacji i otrzymają szansę na udział w barażach.