Nowy tydzień, te same Lisy
Leicester City zremisowało z Burnley. To następny występ ekipy z King Power Stadium, po którym wszyscy związani z nią ludzie mogą odczuwać niedosyt i niepokój.
Vardy znów zakończył mecz bez gola. (fot. Reuters)
Napisać, że miniony tydzień był dla Lisów trudny, to nic nie napisać. Drużyna prowadzona przez Brendana Rodgersa nie dała rady Slavii Praga i odpadła z Ligi Europy. Uległa Arsenalowi i straciła szansę na powiększenie przewagi punktowej nad ekipami próbującymi wedrzeć się do czołowej czwórki stawki. Gdyby tego było mało, urazów doznali Harvey Barnes oraz Jonny Evans. Osiągnięcie celu, jakim jest awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, stanęło pod dużym znakiem zapytania.
Poziom morale nie wzrósł po nieudanym początku rywalizacji z The Clarets. Już w 4. minucie na listę strzelców wpisał się Matej Vydra. Goście nie zamierzali się jednak poddawać. A straty potrafią odrabiać jak mało kto, wszak nie przegrali żadnego z poprzednich 4 spotkań ligowych, w których tracili gola jako pierwsi (1 zwycięstwo, 3 remisy). Dwa kwadranse po trafieniu Burnley do wyrównania doprowadził Kelechi Iheanacho.
Jak się później okazało, był to ostatni akcent bramkowy tego starcia. Druga połowa była bardzo wyrównana, żadna ze stron nie zdołała zadać decydującego ciosu.
Leicester City znów nie przegrało więc meczu, którego nie rozpoczęło dobrze. Remis stanowi jednak marne pocieszenie. Jeśli jutro Chelsea ogra Liverpool, zbliży się do Lisów na dystans trzech punktów. Presja będzie tylko rosła, cel – oddalał się.
***
W równolegle rozgrywanym spotkaniu angielskiej ekstraklasy doszło do dużej niespodzianki doszło. Powoli godzące się ze spadkiem Sheffield United wygrało z walczącą o prawo do gry w europejskich pucharach Aston Villą. Jedynego gola strzelił David McGoldrick.
sar, PiłkaNożna.pl