Niespodzianka przy Anfield Road
Liverpool zaczął spotkanie z Brighton bardzo dobrze, lecz potem było już tylko gorzej i gorzej. W efekcie sięgnął zaledwie po punkt i stracił bezpośredni kontakt z liderem tabeli Premier League.
Klopp i Salah nie mają dziś powodów do świętowania. (fot. Reuters)
W trakcie przedmeczowej konferencji prasowej Juergen Klopp bardzo chwalił Mewy. Zwracał uwagę na wspaniały początek sezonu w ich wykonaniu, a także to, jak dobrze zaprezentowały się one w zeszłotygodniowym starciu z Manchesterem City, któremu uległy 1:4. Niemiec spodziewał się wymagającego wyzwania i się nie pomylił.
Pierwszy fragment spotkania na to nie wskazywał. The Reds objęli prowadzenie już w 4. minucie, kiedy dokładnym przerzutem popisał się Virgil van Dijk, Mohamed Salah podał do Jordana Hendersona, a ten uderzył zza pola karnego w kierunku dalszego słupka. W 15. minucie Yves Bissouma zmusił Alissona do zjawiskowej interwencji, po której piłka odbiła się od słupka. Po 24. minutach było jednak 2:0, a z gola głową cieszył się Sadio Mane.
Senegalczyk był zresztą bliski skompletowania dubletu, ale jego drugie trafienie nie zostało uznane, wszak skierował futbolówkę do siatki ręką.
Brighton otrząsnęło się dopiero w ostatnim fragmencie pierwszej połowy. To wtedy zdobyło bramkę kontaktową. Enock Mwepu przelobował golkipera gospodarzy uderzeniem zza szesnastki.
Po przerwie Mewy poszły (poleciały?) za ciosem. Po bardzo dobrej akcji, którą rozprowadzili Marc Cucurella i Adam Lallana na 2:2 trafił Leandro Trossard. Chwilę później boisko opuścił Jakub Moder.
Już z poziomu ławki rezerwowych reprezentant Polski śledził to, jak jego koledzy dopełniają nie lada niespodzianki. Mecz na Anfield zakończył się bowiem remisem. Ten oznacza, że Liverpool traci do lidera tabeli Premier League trzy punkty. Brighton po raz kolejny udowodniło, że trzeba się z nim liczyć.
sar, PiłkaNożna.pl