Niespodzianka Arsenalu, a może pogrom Bayernu?
Nie ma w naszej redakcji zgodności co do tego, kto awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów z pary Arsenal Londyn – Bayern Monachium. „Jeżeli Kanonierzy postawią rywali pod ścianą, ci nie wytrzymają presji” – czytamy w jednym tekście. „Bayern dysponuje tak potężną mocą, że jest w stanie zmiażdżyć Arsenal już w pierwszym meczu 1/8 finału” – czytamy w innym. A Wy po której stronie się opowiadacie?
Nie da się ukryć, że zdecydowanym faworytem dwumeczu Arsenalu Londyn z Bayernem Monachium są mistrzowie Niemiec. Jeżeli jednak Kanonierzy nie sprawią niespodzianki teraz, to kiedy?
Już w zeszłym sezonie obie drużyny rywalizowały w tej samej fazie rozgrywek i wówczas również stawiano na Bawarczyków. Piłkarze Juppa Heynckesa wygrali 3:1 w Londynie i wydawało się, że rewanż na Allianz Arenie będzie formalnością. Tymczasem Arsenal rozegrał znakomity mecz, wygrał 2:0 i tylko przez bramki stracone u siebie nie awansował do dalszego etapu.
Wszyscy pamiętamy, że poprzednią edycję Bayern wygrał w cuglach i w zasadzie tylko Kanonierzy potrafili im poważnie zagrozić. Dlaczego więc w tym sezonie miałoby być inaczej? W końcu drużyna Arsene’a Wengera bieżący sezon ma bardziej udany. Biorąc nawet pod uwagę nieco gorszą formę w ostatnim czasie (chodzi głównie o porażkę 1:5 z Liverpoolem na Anfield Road), The Gunners są w stanie zmobilizować się na najważniejsze mecze.
Kibice Arsenalu mają nadzieję, że przebudzi się Mesut Oezil, który po świetnym początku w ekipie Kanonierów, ostatnio spuścił nieco z tonu, ale on również zapowiada, że na mecze z Bayernem będzie szczególnie przygotowany. – Ostatnio spisywałem się nieco gorzej, a konfrontacja z Bawarczykami będzie dla mnie próbą charakteru. Osobiście kocham mecze o taką stawkę- nie krył reprezentant Niemiec.
W ostatnich latach w fazie pucharowej LM Kanonierzy niemal zaprzepaszczali szansę na awans w pierwszych meczach. Jako przykład można podać właśnie konfrontację sprzed roku z FCB oraz dwumecz z Milanem w sezonie 2011/12 (0:4 na San Siro i 3:0 na Emirates). Wiele więc będzie zależeć od pierwszego spotkania. Jeżeli Arsenal osiągnie korzystny rezultat, w rewanżu wszystko będzie możliwe.
Biorąc pod uwagę aktualną dyspozycję, zdecydowanie lepiej spisują się Bawarczycy, którzy w ostatnich czterech meczach strzelili 16 goli i nie stracili żadnego! Rywale z jakimi drużyna Guardioli się mierzyła nie byli jednak najwyższych lotów – Eintracht Frankfurt, słabiutki w tym sezonie Hamburger SV, Nuernberg i Freiburg. Kanonierzy z kolei w przeciągu ponad tygodnia mieli na rozkładzie Liverpool (dwa razy) i Manchester United, więc są przyzwyczajeni do gry na najwyższym poziomie co kilka dni.
Kolejnym argumentem przemawiającym za Arsenalem są kontuzje skrzydłowych FCB – Francka Ribery’ego i Xherdana Shaqiriego. Szczególnie bolesna jest absencja nominowanego do Złotej Piłki Francuza, który potrafi brać na siebie ciężar konstruowania ataków. Można – całkiem słusznie – zauważyć, że Bayern ma kilku piłkarzy klasy światowej, ale Franck to absolutny wybór numer jeden Guardioli.
Mało kto stawia na awans Arsenalu, co również przemawia na korzyść drużyny Wengera. Można użyć wyświechtanego już sformułowania: „Bayern musi, Arsenal może”. Jeżeli Kanonierzy postawią rywali pod ścianą, ci nie wytrzymają presji.
kol, PilkaNozna.pl
Arsenal w dwumeczu z Bayernem nie ma najmniejszych szans. Bawarczycy są na tyle mocni, że już w Londynie powinni rozstrzygnąć losy awansu do kolejnej rundy Ligi Mistrzów.
Przed meczem Arsenalu z Bayernem Monachium mam dokładnie takie samo wrażenie, jakie dopadło mnie przed meczem z City z Barceloną. Fani angielskiego futbolu atmosferę podkręcili do granic możliwości, starcie Obywateli z Blaugraną okrzyknęli przedwczesnym finałem, zapowiadali, że Hiszpanie na Etihad Stadium doświadczą piekła. Kto oglądał, ten widział dokładnie – umówmy się: Barca była zespołem zdecydowanie lepszym, zwyciężyła zasłużenie i w ćwierćfinale również zjawi się zasłużenie. Propaganda siadania wygodnie w fotelu i zapinania pasów rodem z Premier League ma się doskonale, szkoda tylko, że poziom piłkarski pozostawia wiele do życzenia.
Z bliźniaczą sytuacją mamy do czynienia przed hitem środowym. W jednym z programów eksperci bredzą coś o słabości Bayernu w obronie (?!), którą Arsenal będzie miał wykorzystać z zimną krwią. A gdy już to nastąpi, Pep Guardiola się pogubi (?!) nie będzie widział, jak reagować na sytuację, której nie doświadczył przecież w słabej (?!) Bundeslidze.
Bayern w trwającym sezonie niemieckiej Bundesligi stracił dotychczas dziewięć goli w 21 meczach. Kolejny najlepszy rezultat odnotował Bayer Leverkusen, który w 21 meczach dał sobie strzelić 22 gole. W fazie grupowej Ligi Mistrzów Bawarczycy stracili pięć bramek w sześciu meczach (w tym trzy w ostatnim spotkaniu, gdy awans mieli już pewny). Drugi wynik – City – to dziesięć straconych goli. W środę Guardiola wystawi żelazną linię defensywną Rafinha – Boateng – Dante – Alaba, w bramkę wstawi Nueuera. To tylko kilka słów o słabej, zagubionej obronie Bayernu.
Tak, w Londynie nie zagrają ani Ribery, ani Shaqiri. Może i byłaby to wielka strata w przypadku klubu innego, niż Bayern. Tutaj mamy jednak do czynienia z firmą ogromną, ze wspaniale wyselekcjonowanymi kadrami. Na skrzydłach w środę zagrają najprawdopodobniej Robben i Goetze, więc jakościowej straty nikt w Monachium nie odczuje. Pytanie, czy Guardiola zdecyduje się na wariant z Mandżukiciem, typowym napastnikiem, czy jednak pośle do boju „fałszywego” Muellera.
Bayern dysponuje tak potężną mocą, że jest w stanie zmiażdżyć Arsenal już w pierwszym meczu 1/8 finału i pozbawić Kanonierów złudzeń nawet nie w 90, a 45 minut spotkania. Arsenal zdążył już w tym sezonie dostać lanie od Liverpool’u. Bayern takie zespoły, jak Liverpool FC wciąga nosem. Na miejscu Szczęsnego już teraz zachęcałbym partnerów z drużyny do formowania autobusu, siadania wygodnie w fotelach i zapinania pasów…
pka, Piłka Nożna