Nie taki diabeł straszny jak go malowali
Lech Poznań udanie rozpoczął europejską przygodę 2022-23. Mistrzowie Polski pokonali przed własną publicznością Karabach Agdam i pokazali, że są w stanie powalczyć o awans do drugiej rundy eliminacji Champions League. Jeśli to by się udało, wówczas ścieżka do fazy grupowej jakichkolwiek europejskich rozgrywek znacznie by się wyprostowała.
Karabach śni się po nocach już kilku polskim klubom. Wartość drużyny z Azerbejdżanu na europejskim rynku jednak znacznie wzrosła, więc losowanie pierwszej rundy dla Lecha zostało odebrane w naszym kraju bardzo źle. W końcu mistrz Polski trafił na najsilniejszego rywala z możliwych, który w ostatnich latach eliminował już Legię Warszawa, Piasta Gliwice czy wcześniej Wisłę Kraków.
Lech jednak nie pękł. Ustawił się defensywnie, co przecież nie było normą w trakcie poprzedniego sezonu ligowego. Kolejorz czekał cierpliwie na rywala na swojej połowie, ale był na tyle dobrze zorganizowany, że Azerowie nie byli w stanie stworzyć choćby jednej klarownej sytuacji. OK., może grali lepiej w piłkę, wymieniali więcej podań, ale tak naprawdę ani razu nie zagrozili bramce Artura Rudki. Ukrainiec zagrał solidne spotkanie, zaliczył kilka interwencji, pokazał pewność i spokój, ale tak naprawdę ani razu nie został zmuszony do największego wysiłku. Widać było, że żyje w bramce, ma w sobie dużo energii i jest bardzo pewny siebie. Demony ze sparingu z Widzewem Łódź zostały przegonione i kibice Kolejorza mogą mieć nadzieję, że Ukrainiec da w bramce odpowiednią jakość.
Sporą jakość pokazał także Joel Pereira, który radził sobie z najgroźniejszym piłkarzem Karabachu Abdellahem Zoubirem. Portugalczyk czasami został wrzucony na karuzelę przez skrzydłowego, ale grał bardzo uważnie, umiejętnie się ustawiał i nie pozwolił rozwinąć skrzydeł rywalowi. Sam natomiast popisał się asystą przy trafieniu Mikaela Ishaka, który potwierdził, że jego gole mają olbrzymią wartość dla Lecha.
W sezonie mistrzowskim Szwed pięciokrotnie otwierał wynik spotkania ligowego, a jeśli do tego doliczymy gole, po których Kolejorz po prostu obejmował prowadzenie (np. na 2:1) to takich trafień będzie dziewięć. Jeśli doliczymy też bramkę na 2:2 z Rakowem w Częstochowie, to mamy dziesiątego gola, który miał bardzo duży wpływ na końcowy wynik meczu i zdobycz punktową.
A jak ocenić debiut Johna van den Broma? Pozytywnie! Nie chciał iść na otwartą wymianę ciosów z Karabachem, ponieważ wiedział, że zbytnie otworzenie się na Azerów może zakończyć się katastrofą. Ustawił Lecha defensywnie, odpowiedzialnie, nauczył piłkarzy odpowiedniego poruszania się w strefach i sprawił, że przyjezdni byli może i efektowni, ale kompletnie brakowało im efektywności.
Nastroje przed rewanżem są jednak stonowane. Wyjazd do Baku będzie olbrzymim wyzwaniem. Karabach u siebie w poprzednim sezonie przegrał tylko raz – w Lidze Konferencji Europy z Olympique Marsylia…
Paweł Gołaszewski