byłby dziś w znacznie gorszej sytuacji. Starczy wspomnieć, że angielski napastnik był odpowiedzialny za 11 z 21 ligowych trafień drużyny, co stanowi aż 52-procentowy wkład. Nie do wiary, iż sprowadzenie 27-latka kosztowało włodarzy ekipy z Hampshire zaledwie 20 milionów funtów.
Z drugiej strony, jak mogło wynieść więcej?
ZDROWIE NIE SŁUGA
O ile obecnie urodzony w Winchester piłkarz jest jednym z najskuteczniejszych graczy angielskiej ekstraklasy, o tyle wcześniej najlepsze wyniki strzeleckie notował w Championship. To tam w sezonie 2013/14 zdobył 21 goli, czym walnie przyczynił się do awansu Burnley na wyższy szczebel. I choć po promocji Ings – podobnie jak teraz w relacji z Southampton – był główną nadzieją The Clarets w walce o byt w elicie, jego 11 bramek zdało się na nic. Przynajmniej jeśli chodzi o los drużyny Seana Dyche’a, albowiem sam snajper przedstawił się szerszej publiczności na tyle dobrze, iż sięgnął po niego Liverpool.
The Reds usilnie starali się wówczas załatać wyrwę po odejściu Luisa Suareza latem 2014 roku. Stąd decyzja o zakontraktowaniu nie tylko zawodnika, który lada moment miał zadebiutować w reprezentacji Synów Albionu, ale też Christiana Benteke oraz Roberto Firmino. Niestety tylko ostatni z nich stał się istotnym, wręcz kluczowym członkiem zespołu na dłużej. Belg nie znalazł wspólnego języka z Jurgenem Kloppem, Anglika powstrzymały problemy zdrowotne.
Nie dalej niż na pierwszej sesji treningowej pod okiem niemieckiego szkoleniowca, który na początku października zastąpił na stanowisku szkoleniowca Brendana Rodgersa, Ings doznał urazu więzadeł krzyżowych. Dojście do pełni sprawności zajęło mu 210 dni. Tą cieszył się zaś o wiele krócej, wszak nie minęło nawet pół roku, a napastnik uszkodził chrząstkę stawową w drugim kolanie. – Stwierdzenie, iż jesteśmy zawiedzeni byłoby niedopowiedzeniem. [Ings] jest tak wspaniałą osobą i pracuje tak ciężko, że zasługuje na lepszy los – wyznał rozżalony Klopp. Kolejne 288 dni przerwy brzmiało jak wyrok.
Na nieszczęście byłego piłkarza Burnley, powrót do zdrowia zbiegł się w czasie z początkiem rządów tria Mane-Firmino-Salah. Przebicie się do wyjściowej jedenastki graniczyło z cudem. Na finalny sezon Danny’ego na Anfield złożyło się czternaście występów, z czego większość po wejściu na boisko z ławki rezerwowych. Na cały okres spędzony w barwach The Reds – 38 spotkań, 9 trafień i 2 poważne kontuzje.
I to właśnie z uwagi na ową podatność na urazy – bardziej niż z powodu umiejętności – jego transfer na St Mary’s Stadium obarczony był sporym ryzykiem. Nawet jeśli w trakcie rocznego wypożyczenia zdobył dla Świętych osiem goli, cierpiąc przy okazji na – a jakże – problemy ze ścięgnem.
MIERZĄC SIŁY NA ZAMIARY
Jak się jednak okazało, wszelkie obawy były niesłuszne. Wprawdzie w bieżących rozgrywkach Ings rozkręcał się powoli, ale kiedy już wszedł na najwyższe obroty, kroku dotrzymują mu jedynie najlepsi.
Po osiemnastu kolejkach Premier League 27-latek miał w dorobku jedenaście trafień, do których dorzucił dwie bramki w Pucharze Ligi. Jeśli chodzi o zmagania ligowe, bardziej produktywny w poczynaniach ofensywnych jest jedynie Jamie Vardy. Poza tym, tak samo dobrze radzą sobie Tammy Abraham oraz Pierre-Emerick Aubameyang, natomiast plecy Anglika w klasyfikacji najlepszych strzelców oglądają między innymi Sadio Mane, Mohamed Salah, Harry Kane i Raheem Sterling. Co stoi za świetną dyspozycją piłkarza rodem z Winchester?
Przede wszystkim – niewiarygodna skuteczność. W rywalizacji na poziomie angielskiej ekstraklasy Danny oddał dotąd 40 strzałów, spośród których 18 było celnych, a rzeczone 11 znalazło drogę do siatki. Daje to 45-procentową dokładność uderzeń, a niespełna co czwarte z nich zamienia się w gola. Takim wynikiem nie powstydziliby się najbardziej wyborowi snajperzy globu, poczynając na Robercie Lewandowskim, a na Erlingu Haalandzie kończąc.
Drugim składnikiem sukcesu jest natomiast umiejętne gospodarowanie siłami. I tu ukłon w stronę Ralpha Hasenhuttla, który na dwadzieścia okazji tylko czterokrotnie trzymał Ingsa na boisku przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Efekt? Całkowity brak problemów zdrowotnych. Co zaś tyczy się relacji między szkoleniowcem a zawodnikiem, pierwszy nie może nachwalić się drugiego, na każdym kroku podkreślając jego profesjonalizm oraz mentalność zwycięzcy. Ba, Austriak po cichu domaga się nawet powołania swojego podopiecznego do kadry Garetha Southgate’a!
Nie ma się jednak co byłemu opiekunowi RB Lipsk dziwić. Angielski napastnik jest dziś nie tylko jednym z najskuteczniejszych graczy Premier League, ale też koronnym argumentem Southampton w kwestii dążeń do utrzymania się w elicie. I o ile zespół z St Mary’s Stadium spisuje się znacznie poniżej oczekiwań, o tyle do Ingsa nie sposób mieć jakichkolwiek pretensji. Zważywszy na prominentny wkład w rezultaty drużyny, jest on akurat najświętszym ze Świętych.
MACIEJ SAROSIEK