Motor i Legia zapłaciły za brak klasowego bramkarza. Podział punktów w Lublinie
Golkiperzy obydwu drużyn zafundowali dzisiaj prawdziwe show w Lublinie. Ostatecznie Motor zremisował z Legią 3:3.
fot. Wojciech Szubartowski / pressfocus
Gwizdek, którego nie było
Jeśli ktoś przez ostatnie tygodnie jakimś cudem wciąż narzekał na poniedziałki z Ekstraklasą, to oznacza, że jej po prostu nie oglądał. Na tegoroczne ostatnie mecze kolejki nie można narzekać i na to samo czekaliśmy na Arenie Lublin.
I oczywiście – nie zawiedliśmy się. Natomiast element kuriozalny i trochę komiczny rozpoczął nam granie na Lubelszczyźnie. Kacper Rosa myślał, że sędzia gwizdnął spalonego, wypuścił sobie piłkę, a z błędu skorzystał Marc Gual.
Natomiast gracze trenera Stolarskiego nie zamierzali się poddawać. Motorowcy tworzyli sobie raz za razem kolejne okazje do wyrównania, co wreszcie się udało. Po podaniu Filipa Wójcika, swojego drugiego gola w sezonie strzelił Bradly Van Hoeven. I trzeba sobie szczerze powiedzieć, że bramkowy remis był jak najbardziej sprawiedliwy.
Dziwne gole, ale mecz świetny
Zakładamy, że jedni i drudzy na drugą część wychodzili z jakimś planem, aby ostatecznie wygrać mecz. Natomiast w 55. minucie trener Stolarski mógł mieć niemałe deja vu. Znów jego bramkarz podarował rywalowi stuprocentową sytuację, z czego skrzętnie skorzystał Kacper Chodyna. Co gorsza, dla beniaminka był to ósmy(!) stracony gol w pierwszym kwadransie po przerwie. Nikt nie może się „pochwalić” równie fatalnym wejściem w drugą połowę.
Na szczęście dla licznie zgromadzonych kibiców z Lublina, prowadzenie gości, nie trwało długo. Minęło 10 minut i znów mieliśmy remis po strzale Samuela Mraza. Najlepszy snajper Motoru wykorzystał podanie najlepszego asystenta beniaminka – Bartosza Wolskiego.
Natomiast błędy w szeregach gospodarzy nie ustawały. Ogólnie rzecz biorąc, to drużyna Goncalo Feio w drugiej połowie miała znaczną przewagę i kontrolę nad meczem. Potwierdzają to chociażby wejścia w trzecią tercję (21 do 14 na korzyść Legii) czy podania w tę strefę ( 73-25 dla Legii).
Generalnie stołeczni swoją przewagę potrafili przekuć w liczbę stwarzanych okazji, aż w końcu padł gol na 3:2. Lecz znów trzeba powiedzieć, że Motorowcy mogli tego uniknąć. Złamana linia spalonego sprawiła, że Ryoya Morishita nie miał problemu z wykorzystaniem podania od Rafała Augustyniaka. Japończyk dał Legii kolejne prowadzenie, które piłkarze Goncalo Feio nie zdołali utrzymać. To znaczy… Vladan Kovacević, który sprokurował rzut karny. W ostatniej akcji gola na 3:3 strzelił Samuel Mraz mimo nie trafienia karnego i zakończył mecz.