Morata bez hat-tricka, Chelsea bez zwycięstwa
Sprawa była prosta – Arsenal przed derbami Londynu tracił do Chelsea 7 punktów i już 4 do czwartego Liverpoolu. Przegrywając znacznie zredukowałby swoje szanse na TOP4 i występy w Champions League. Z kolei The Blues nie wyzbyli się chyba do końca marzeń o obronie tytuł i nawet jeśli to były bardziej mrzonki niż marzenia, to mistrzowie Anglii nie byli zainteresowani remisem na Emirates. Musieli wygrać.
Zadania jednak nie mieli prostego. Odkąd
Antonio Conte został menedżerem CFC przeciwko drużynie
Arsene’a Wengera stanął po raz szósty. Nie miał, i cały czas nie ma, korzystnego bilansu, bo wygrał tylko raz. Ale on akurat porażki potrafi przekuwać w zwycięstwa. Kiedy w poprzednim sezonie został na Emirates znokautowany 0:3 postanowił zmienić ustawienie drużyny i w konsekwencji sięgnął po tytuł. Teraz nie bardzo miał co zmieniać, natomiast musiał zacząć punktować tak regularnie jak
Pep Guardiola i liczyć na to, że w końcu maszyna Katalończyka się zatnie.
Kolejne, z konieczności, nie wiedzieć już które w tym sezonie ustawienie defensywy Kanonierów plus ostatnie wyniki kazały mimo wszystko w roli lekkich faworytów postawić Chelsea. Od początku środowego meczu trwała jednak szaleńcza wymiana ciosów. Szwankowała skuteczność napastników, ale też znakomicie spisywali się obaj bramkarze –
Thibaut Courtois i
Petr Cech. Podejrzanie niefrasobliwie grała defensywa Chelsea, ale i tak goście mając na boisku dwóch znakomitych Belgów, bo nie tylko
Courtoisa, ale także i
Edena Hazarda, na minutę przed końcem mieli trzy punkty w kieszeni.
A jednak nie dowieźli zwycięstwa do końca. Po znakomitym meczu, po najlepszej reklamie Premier League jaką można było sobie wymarzyć, w północnym Londynie zabrakło zwycięzców. A może inaczej – 2:2 oznacza, że zwycięzcami są oba kluby z Manchesteru, zwłaszcza United. Z kolei największym przegranym Alvaro Morata, który powinien skompletować hat-tricka, tymczasem zepsuł trzy sytuacje sam na sam z Cechem.
Zbigniew Mucha