Zbigniew Boniek komentując na gorąco wyniki losowania grup eliminacyjnych do mistrzostw świata stwierdził, że celem naszej reprezentacji jest minimum drugie miejsce. Trudno się z nim w tej kwestii nie zgodzić, ponieważ poza Anglikami, wszyscy pozostali przeciwnicy znajdują się jak najbardziej w zasięgu biało-czerwonych.
Minimum drugie miejsce? To nasz obowiązek! (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)
Na długo przed poniedziałkowym losowaniem było wiadomo, że istnieje duża szansa na to, by Polska trafiła do tej samej grupy co jedna ze światowych potęg. Los mógł nam przydzielić także Chorwatów i Duńczyków, jednak tym razem nie był on dla nas łaskawy i ponownie postawił na drodze naszych piłkarzy Anglików, a więc jednego z najtrudniejszych przeciwników jacy byli rozstawieni.
Drużyna prowadzona przez Garetha Southgate’a w niczym nie przypomina tej, z którą zmagaliśmy się podczas eliminacji do mistrzostw świata w Brazylii. Stare pokolenie ustąpiło miejsca młodszym i już w 2018 roku mieliśmy przedsmak tego, na co może być stać Anglików. Powtarzane jak mantra hasło „football is coming home” nie znalazło co prawda pokrycia w boiskowych realiach, jednak dotarcie do półfinału mundialu było jasnym sygnałem, że w angielskiej piłce idzie nowe. Jeśli dodać do tego fakt, że Wyspiarze zaczęli odnosić wielkie sukcesy w młodszych kategoriach wiekowych, to mamy pełen obraz tego, że rywalizacja z nimi nie będzie należeć do spacerków.
Southgate’a zrobił ze swoją reprezentacją to, czego nie udało się Adamowi Nawałce w schyłkowym okresie swoje panowania, ani Jerzemu Brzęczkowi, choć ten drugi ma w tym zakresie dużo większe zasługi. Przetoczenie do zespołu narodowego świeżej krwi w postaci młodych graczy było niezbędne, ale w polskim wydaniu odbywa się to nieco wolniej.
Nie ma się co oszukiwać, Anglicy to dzisiaj światowa czołówka, jeden z kandydatów do wygranej na EURO 2020 i – wszystko na to wskazuje – faworyt do medali w Katarze. Zdobycie punktów na Wembley lub PGE Narodowym będzie naszym wielkim sukcesem i wartością dodaną w wyścigu o drugie miejsce w grupie, które jest po prostu obowiązkiem naszych piłkarzy.
Można oczywiście odnosić się do rywali z kurtuazją. Można z ostrożnością godną gajowego ze słynnego Killera głosić, że poziom futbolu się wyrównał i nie ma już dziś słabych drużyn. Można również z podziwem spoglądać na Dominika Szoboszlaia, o którego zaraz będą walczyć najlepsi na kontynencie, ale prawda jest taka, że ogranie Andory, San Marino oraz Albanii – i to dwukrotnie, jest naszym obowiązkiem.
Czy będzie sporym nadużyciem, gdyby już teraz uznać, że osiemnaście „oczek” wywalczonych na tych rywalach to bagaż punktowy, który musimy zgromadzić, by w ogóle myśleć o katarskich piaskach? Być może, ale bez nich możemy od razu wypisać się z tego wyścigu. Jeśli zaś chodzi o Węgrów, których traktuje się jako trzecich do decydującej rozgrywki, to owszem, mogą oni napsuć nam nieco krwi, ale na końcu wszystkich rachunków to Polska dysponuje obecnie lepszym zespołem i lepszymi piłkarzami. Madziarzy awansowali co prawda na mistrzostwa Europy po pamiętnym barażowym meczu z Islandczykami, ale patrząc obiektywnie, są oni dziś co najwyżej europejskim średniakiem plasującym się półkę niżej od Polski.
Trzeba też pamiętać o drugim znaczeniu rozpoczynających się wiosną eliminacji. Dla wielu z naszych zawodników to będzie już ostatnia szansa, by zagrać na mundialu i coś na nim osiagnąć. Pokolenie Kamila Grosickiego, Grzegorza Krychowiaka, Kamila Glika czy Roberta Lewandowskiego następnej szansy nie dostanie, a dla wielu graczy, którzy przez lata stanowili trzon reprezentacji to ostatni dzwonek, by raz jeszcze spróbować swoich sił na najważniejszej piłkarskiej imprezie.
Co ważne, jeszcze przed EURO 2020 możemy się dowiedzieć, czy ich marzenia będą mogły się ziścić.
Grzegorz Garbacik