Milik goni Piątka, Napoli wygrywa
W meczu 22. kolejki włoskiej Serie A SSC Napoli pokonało Sampdorię 3:0. Na boisku od pierwszej minuty pojawiło się aż czterech reprezentantów Polski.
(fot. Reuters)
W Serie A Polacy mają okazję się ze sobą mierzyć dość często, jednak rzadko zdarza się, by na murawie było ich aż czterech, do tego już od pierwszej minuty. Tak właśnie stało się w dzisiejszym starciu Napoli z Sampdorią, bo w każdej z drużyn znalazło się dwóch naszych kadrowiczów.
Od pierwszych minut zauważyć można było przewagę faworytów. Napoli spokojnie wymieniało podania w środku pola, próbując uśpić rywala, natomiast Sampdoria wyglądała tak, jakby nie miała ani jednego pomysłu na zmuszenie gospodarzy do choćby najmniejszego błędu. Jasne było, że taka gra musi zemścić się na zawodnikach z Genui, i tak też się niedługo potem stało.
Pierwszy sygnał do ataku dał Piotr Zieliński, który uderzając z ostrego kąta zmusił Emila Audero do efektownej interwencji. Nie pomylił się natomiast Arkadiusz Milik. Nasz napastnik po dograniu od Jose Callejona z prawego skrzydła pewnie skierował piłkę do siatki, a ten kontratak w wykonaniu Napoli można było jedynie chwalić.
To musiał być sygnał dla zawodników Sampdorii, którzy powinni otrząsnąć się, by móc walczyć o wyrównanie. Szybko jednak padł gol numer dwa, którego niemal minutę później strzelił Lorenzo Insigne. Włoch jest daleki od swojej szczytowej formy w tym sezonie, ale tym razem nie miał problemów z pokonaniem Emila Audero mocnym strzałem z pola karnego.
Jeszcze przed przerwą w wielkim zamieszaniu pod bramką do siatki ponownie trafił Milik, ale sędzia nie uznał tego gola. Na kolejne emocje trzeba było więc czekać do drugiej połowy spotkania w Neapolu.
Przez pierwszy kwadrans po wznowieniu gry nie działo się zbyt wiele. Napoli wiedziało, że ma mecz pod kontrolą, a Sampdoria wciąż nie mogła znaleźć pomysłu na zmianę złej sytuacji, dlatego mecz nieco uspokoił się.
Goście swoich sytuacji doczekali się dopiero w końcówce. To wtedy Karol Linetty został zablokowany przez Kalidou Koulibaly’ego z kilku metrów, także wtedy świetny, minimalnie niecelny strzał z dystansu oddał Bartosz Bereszyński. Na nic to się jednak zdało, bowiem po strzale Piotra Zielińskiego na minuty przed końcem meczu sędzia dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym Sampdorii.
Do piłki podszedł Simone Verdi, który ustalił wynik spotkania. Wynik się nie zmienił, choć trzeba przyznać, że każdy z Polaków miał szanse, by na niego wpłynąć. Wykorzystał ją tylko jeden z nich, zbliżając się do Krzysztofa Piątka na odległość jednego gola.
pber, PiłkaNożna.pl