Maradony nie dało się zatrzymać
W latach 80-tych reprezentacja Belgii liczyła się na świecie, a jednym z jej filarów na mundialach w 1982 i 1986 roku był Franky Vercauteren. Uważany za legendę Anderlechtu Bruksela, kilkanaście miesięcy temu przestał być trenerem Royal Antwerp FC.
Veracauteren – były filar reprezentacji Belgii.
JAROMIR KRUK
Pamięta pan swoje występy przeciw reprezentacji Polski?
Najlepiej wspomina się miłe chwile – mówi Vercauteren. – W eliminacjach mistrzostw świata w Meksyku pokonaliśmy Polaków w Brukseli 2:0, a ja zdobyłem gola. Musieliśmy wtedy na Heysel wygrać, ale to wy zajęliście potem pierwsze miejsce w grupie, nam przyszło walczyć w barażach z Holandią, która miała wtedy zespół z niebywałym potencjałem. W tamtych czasach Polska dysponowała bardzo silną reprezentacją, regularnie uczestniczącą w finałach mistrzostw świata, a na mundialu w Hiszpanii sięgnęła po medal.
W Hiszpanii przegraliście z Polską 0:3 po hat-tricku Zbigniewa Bońka.
Boniek, piłkarz światowej klasy, zagrał wtedy rewelacyjne zawody, ale nie przegraliśmy z Bońkiem, przegraliśmy z Polską. Byliście tego dnia zdecydowanie lepsi, zespół świetnie funkcjonował, nie dziwiło, że zaszedł daleko. W piłce nożnej są takie dni, kiedy czujesz siłę przeciwnika, nie jesteś mu się w stanie oprzeć – tak było w Barcelonie.
Źle się pan czuł, siedząc na ławce podczas kończącego kwalifikacje mundialu w Meksyku meczu z Polską w Chorzowie w 1985 roku, w którym padł bezbramkowy remis promujący gospodarzy?
No nie byłem szczęśliwy, ale też nie zamierzałem polemizować z trenerem Guyem Thysem. Zawsze mówił, że podejmuje wszelkie decyzje dla dobra drużyny i piłkarze muszą się im podporządkować. Mieliśmy wielu wspaniałych zawodników, czasami trzeba było jednak przyjąć do wiadomości to, co postanowił Thys. On się nie musiał tłumaczyć, a w reprezentacji nie ma miejsca i czasu na obrażanie się. Znacznie bardziej zabolała mnie absencja na Euro ’80, gdy kadra Belgii dotarła do finału. Rozumiałem jednak dlaczego pominął mnie selekcjoner. Po prostu grałem słabo w Anderlechcie, zdarzało mi się mecze przesiadywać na ławce. Byłem zawiedziony, wściekły, lecz się zmobilizowałem, wziąłem do pracy i pojechałem na finały Espana ’82 i na kolejny mundial do Meksyku. Na Euro też zagrałem, ale turniej w 1984 roku nam nie wyszedł. Po srebrze wywalczonym cztery lata wcześniej we Włoszech mierzyliśmy wysoko, tyle że tym razem już po rywalizacji grupowej wracaliśmy do domu.
Czuł się pan jak bohater narodowy po strzeleniu gola Holandii w barażach o meksykański mundial?
Cała drużyna zapracowała na awans, a moje trafienie w pierwszym meczu postawiło nas w przyzwoitej pozycji wyjściowej. Wtedy obowiązywała zasada z bramkami strzelanymi na wyjeździe i kilka minut przed końcem Hansa van Breukelena pokonał Georges Grun. Nie jestem w stanie opisać naszej radości. Nie byliśmy faworytem dwumeczu, bo Oranje mieli w składzie Marco van Bastena, Ruuda Gullita, Franka Rijkaarda, niesamowitą drużynę, ale na boisku wyrzuciliśmy ich z mundialu. Cały kraj szalał, Belgowie pamiętali, że jakiś czas byli pod holenderską okupacją. Po dziś konfrontacje belgijsko-holenderskie mają szczególną otoczkę. A najważniejsze dla nas było wtedy, że jedziemy na mundial, najważniejszą imprezę dla każdego piłkarza. Nic nie jest w stanie jej dorównać, nawet dzisiejsza Liga Mistrzów. Na finały mistrzostw świata przyjeżdżają najlepsi, jest niesamowita presja. Mogę nazwać się szczęściarzem, bo dwukrotnie wystąpiłem na mundialu.
Maradona w półfinale w Meksyku w 1986 roku był nie do zatrzymania?
W Hiszpanii sprawiliśmy sensację, wygrywając z Argentyną, ówczesnym mistrzem świata i chyba poczuliśmy się zbyt pewnie, a w drugiej fazie skarciły nas Polska i Związek Radziecki. Na kolejnych finałach Diego był nie do zatrzymania, grał na innym poziomie niż pozostali uczestnicy turnieju. On się bawił, czarował, nie umieliśmy znaleźć na niego sposobu. Piłka nożna to gra zespołowa, lecz w Meksyku Diego urządził swoje zawody. Nawet my grając przeciw niemu, podziwialiśmy go. Nie ma sensu go porównywać z kimkolwiek, teraz mamy Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, futbol się zmienił, jest inne sędziowanie, gwiazdy są bardziej chronione niż wtedy. Nie mam żadnych wątpliwości – Maradona był futbolowym geniuszem nie do skopiowania. Wszyscy w Meksyku próbowali go zatrzymać, nikomu się nie udało. W każdym razie, Belgii na pewno wstydu nie przynieśliśmy. Na mundialu większość jest zawiedzionych, szczęśliwi wracają tylko nieliczni.
W Polsce mówiąc Anderlecht, wielu kibiców pomyśli: Franky Vercauteren.
W Anderlechcie grałem z wielkimi piłkarzami z mojego kraju – choćby Enzo Scifo, Georgesem Grunem, reprezentantami Danii, Holandii, innych krajów. Docieraliśmy do finałów europejskich pucharów, zdobywaliśmy je. Przeciwstawialiśmy się najlepszym i najbogatszym klubom Europy, pokazywaliśmy atrakcyjny futbol. Jestem dumny, że byłem cząstką wielkiego Anderlechtu.
Dlaczego Anderlecht wówczas nie sięgnął po najważniejsze trofeum – Puchar Mistrzów?
Przegraliśmy półfinały z Aston Villą i Steauą Bukareszt, co uznano za wielkie rozczarowania, ale na krótko, bo te zespoły zdobywały Puchar Europy. Przed dwumeczem z Aston Villą widziano w nas faworyta, ale w angielskim zespole nie brakowało świetnych piłkarzy, przypadkowo na wysoki pułap się nie dostał. Takie porażki niczym się nie różnią od przegranych z Realem Madryt czy Barceloną, bo w tamtym okresie Aston Villa i Steaua miały mocne zespoły, tyle że nie cieszyły się tak wielką popularnością. Może nam zabrakło nieco jakości, by zdobyć Puchar Europy? Ale teraz to tylko się zastanawiamy, czasu nie cofniemy.
Pamięta pan jakichś polskich piłkarzy ze złotego okresu ligi belgijskiej?
W latach 70-tych i na początku 80-tych za wielką gwiazdę w Belgii uchodził Włodzimierz Lubański, lider Lokeren. To był niesamowicie zdolny piłkarz, o wielkiej skali talentu. Potem dołączył do niego Grzegorz Lato, jego pamiętam też z mundialu w Hiszpanii, gdzie dał się nam we znaki. Nie przypominam sobie bym prowadził jakichś polskich zawodników, będąc trenerem, ale jeszcze nie zakończyłem kariery. Może pojawi się propozycja z Polski?
Jest pan zadowolony z tego co osiągnął jako szkoleniowiec?
Cały czas jestem głodny sukcesów, a już prawie rok po opuszczeniu Antwerpii czekam na nowe wyzwanie. Komplikacje pojawiły się przez pandemię. Miałem ostatnio jakieś zapytania, ale chyba nie do końca konkretne, nie wiem czy też mówiono mi prawdę. Cały czas jestem na bieżąco z tym, co się dzieje.
Obecna reprezentacja Belgii jest lepsza niż zespół Thysa z lat 80-tych?
Nie będę się bawił w porównania. Może w zespole Roberto Martineza jest więcej topowych gwiazd z najlepszych lig świata, ale my też mieliśmy znakomitych zawodników, spójrzmy choćby na obsadę bramki, o pozycję numer jeden walczyli Jean-Marie Pfaff i Theo Custers. Obecna generacja jest bardziej utalentowana, ale łączy ją z naszą jedno – nic nie wygrała. Martinez dysponuje gwiazdami Premier League, piłkarzami z innych topowych lig, potrafimy grać ekscytująco, ale czegoś brakuje, mimo iż w zasadzie nie mamy słabych punktów. Może Katar okaże się krajem, gdzie dojdzie do eksplozji potencjału Czerwonych Diabłów? To jest możliwe.
Katar będzie dobrym gospodarzem mundialu?
A dlaczego miałby nie być? Nie oceniajmy gospodarza finałów mistrzostw świata przez pryzmat polityki. Zawodnicy pojadą tam grać w piłkę, nie zajmować się innymi sprawami. Organizacyjnie Katar zabezpieczy wszystko optymalnie. Znam mentalność ludzi z tego regionu, zrobią wszystko, co w ich mocy, by każdy piłkarz, kibic czuł się u nich jak najlepiej. Niemalże przed każdą tego typu imprezą w mediach pojawiają się różne wątpliwości, ale nie zapominajmy, że to piłka nożna będzie na mundialu najważniejsza.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ NA ŁAMACH TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (NR 29/2022)