Mandziejewicz dla PN: Wykorzystać ludzi, którzy coś osiągnęli
23 sierpnia 1995 roku Legia po wyeliminowaniu IFK Goeteborg jako pierwszy polski klub zakwalifikowała się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jednym z filarów warszawskiej drużyny był wtedy Zbigniew Mandziejewicz, który równie dobrze radził sobie jako defensywny pomocnika, jak i w obronie. Nie ma Magatha, jest burza mózgów. Dogrywka z Jackiem Krzynówkiem – KLIKNIJ!
rozmawiał ZBIGNIEW MROZIŃSKI
– Co było siłą tamtej Legii? – Przede wszystkim wszyscy bardzo chcieliśmy zagrać w tych elitarnych rozgrywkach – mówi Zbigniew Mandziejewicz. – W zespole składającym się z kilkunastu piłkarzy nie wszyscy muszą się lubić, ale cel musi jednoczyć. Tak było właśnie w naszym przypadku, byli liderzy grupy jak Leszek Pisz, czy debeściak Marek Jóźwiak, ale drużyną byliśmy nie tylko w szatni. Często analizowaliśmy co można było zrobić lepiej, bo zawsze trzeba rozmawiać. Natomiast teraz ze zdziwieniem patrzę jak większość piłkarzy przed meczami paraduje po boisku w słuchawkach.
– Potem już tylko Widzew Łódź rok po was awansował do fazy grupowej Champions League. Dlaczego od dziewiętnastu lat nie mamy drużyny w tych rozgrywkach. – Przede wszystkim teraz jest więcej niż jedna runda eliminacyjna, więc o wzmocnieniach trzeba myśleć pół roku wcześniej, a nie dopasowywać nowych piłkarzy dopiero w czasie krótkiej letniej przerwy w rozgrywkach. No i trzeba rozgrywać jak najwięcej meczów sparingowych z silnymi rywalami zachodnioeuropejskimi.
– Tak dwadzieścia lat temu działo się w waszym przypadku? – Tak. Zorganizowano nam serię meczów z czołowymi drużynami francuskimi, takimi jak Lyon i Auxerre. Tego nam zabrakło, gdy rok wcześniej na tym samym etapie eliminacji Ligi Mistrzów wyeliminował nas Hajduk Split.
– Nie da się jednak ukryć, że latem 1994 roku mistrzowie Chorwacji byli od Legii jednak zdecydowanie lepsi. – Ale przynajmniej w Warszawie zobaczono jak należy budować zespół na takie rozgrywki. Przed meczami z nami Hajduk sprowadził z klubów zagranicznych kilku dobrych piłkarzy chorwackich, najbardziej znany z nich był taki pomocnik Aljosa Asanović. Rok później podobnie postąpiono w Legii, gdy latem z zagranicy przyjechali: Czarek Kucharski, Rysiek Staniek, Marcin Jałocha i Andrzej Kubica. Teraz polski klub marzący o występach w Lidze Mistrzów również powinien inwestować w klasowych zawodników, zarówno Polaków, jak i cudzoziemców.
– Te wszystkie czynniki pomogły wyeliminować IFK Goeteborg? – Na pewno. Mistrzowie Szwecji, który mieli za sobą już udział we wcześniejszych edycjach Champions League czuli się pewnie i pytali co to jest, ta Legia. W składzie mieli znanych w całej Europie zawodników jak Stefan Pettersson, Jesper Blomqvist, a przede wszystkim bramkarza Thomasa Ravellego.
– Który jednak z powodu kontuzji musiał opuścić boisko jeszcze przed przerwą pierwszego meczu z Legią, który został rozegrany dwa tygodnie wcześniej w Warszawie. – U siebie wygraliśmy 1:0 po golu strzelonym zaraz po przerwie przez Jurka Podbrożnego z rzutu karnego. Zwycięstwo nie było wysokie, ale rozegraliśmy naprawdę dobry mecz, staraliśmy się cały czas atakować bramkę Szwedów. Zaliczka więc była, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że w rewanżu będzie nas czekała ciężka walka.
– Dlatego w Goeteborgu trener Paweł Janas posadził na ławce rezerwowych kapitana drużyny filigranowego środkowego pomocnika Leszka Pisza? – Podobno z analiz drugiego trenera Mirosława Jabłońskiego wyszło, że byłoby lepiej, gdyby na początku meczu Leszka oszczędzać. Wyszedł na boisku jednak jeszcze przed przerwą, gdy zastąpił kontuzjowanego Krzyśka Ratajczyka.
– Tyle że wtedy przegrywaliście już 0:1. – Ale to właśnie Pisz w drugiej połowie zdobył wyrównującą bramkę.
– Jedyny raz w życiu strzałem głową? – Oj, udało mu się chyba tak ze dwa razy. A potem Jacek Bednarz również oddał niecodzienny atomowy strzał i wygraliśmy 2:1.
– Były jakieś ekstra premie finansowe za awans do fazy grupowej? – Były, ale dla nas najważniejsze było wtedy zakwalifikowanie się do najlepszej szesnastki klubowej Europy, bo wtedy były cztery grupy czterozespołowe, i możliwość rywalizacji z Blackburn Rovers, Spartakiem Moskwa i Rosenborgiem Trondheim. Zresztą to nas także nie zadowoliło, bo przecież dopiero w ćwierćfinale wyeliminował Legię Panathinaikos Ateny.
– Dlaczego kilka tygodni temu Śląsk Wrocław, w którym spędził pan większość swojej kariery piłkarskiej nie dał jednak rady słabszemu obecnie IFK Goeteborg w eliminacjach Ligi Europy? – Ale i obecny Śląsk nie jest Legią sprzed dwudziestu lat. Szwedzi wciąż są jednak zespołem dobrze ułożonym. W pierwszej połowie meczu rozegranego we Wrocławiu były szachy, ale po przerwie należało strzelić gola. A tak Goeteborg wywiózł remis 0:0, a potem wykorzystał atut, którym było swoje boisko.
– Rozegrał pan prawie 350 meczów w naszej ekstraklasie, a nie ma choćby jednego występu w pierwszej reprezentacji Polski? – Myślę, że dziś bardziej docenia się takich piłkarzy jakim byłem ja. O defensywnych pomocników nie tylko z dobrym odbiorem piłki, ale potrafiącym rozegrać i jeszcze oddać strzał na bramkę starają się teraz najlepsze kluby europejskie.
– A tak po sezonie 1995-96 przyszło się zadowolić transferem do austriackiego klubu Vorwaerts Steyr? – Miałem już 34 lata, więc nie było już szans na przeprowadzkę do silniejszej ligi niż austriacka. Ale niektórzy młodsi koledzy z tamtej Legii wyjechali do Francji, Hiszpanii… Bo taka powinna być kolej rzeczy, najpierw sukces z polskim zespołem, a dopiero później transfer zagraniczny. Szkoda mi młodych chłopaków, którzy zamiast grać u nas w piłkę lądują na ławkach rezerwowych, gdzieś w Europie.
– Prawie wszyscy zawodnicy z Legii, która jako pierwszy polski zespół awansowała do fazy grupowej Champions League wrócili jednak do kraju i teraz w różnych rolach działają w polskim futbolu. – To chyba normalne. Trzeba wykorzystywać doświadczenie ludzi, którzy coś osiągnęli.
– A co pan porabia? – Od kilku lat pracuję jako trener zespołów z Dolnego Śląska. Teraz jest to A-klasowy Lotnik Twardogóra, ale szykuje się też ciekawy projekt we Wrocławiu.
Lyczmański jasno o decyzji sędziego w meczu Raków – Jagiellonia. „To jest błąd”
Jagiellonia Białystok pokonała Raków Częstochowa 2:1 w ostatnim meczu sobotnich zmagań minionej kolejki Ekstraklasy. Po meczu szerokim echem odbiła się jedna z decyzji sędziego Pawła Raczkowskiego.
Media: Arkadiusz Pyrka zmieni klub! Polak trafi do czołowej europejskiej ligi
Zawodnik Piasta Gliwice nie pierwszy raz jest łączony z opuszczeniem szeregów drużyny swojego obecnego pracodawcy. Teraz do gry o jego usługi miał się włączyć nowy klub.
Prezes Śląska Wrocław po spadku z Ekstraklasy. „Kibicom należą się przeprosiny”
Ekipa z Dolnego Śląska oficjalnie nie ma już szans na utrzymanie się w polskiej elicie na kolejny sezon. W wywiadzie z portalem Śląsknet.com do mizernego wyniku klubu odniósł się jego prezes Michał Mazur.
Wiadomo już, że Śląsk Wrocław przyszłą kampanię spędzi w Betclic 1. lidze. Wiele wskazuje na to, że klub ze stolicy Dolnego Śląska opuści Ante Simundza. Schedę po słoweńskim szkoleniowcu przejąć może Szymon Grabowski.