Liczy się tylko mistrzostwo
Przychodził do Legii jako pomocnik, ale w środku pola praktycznie nie gra. Występuje jako środkowy obrońca, choć potrzebował czasu, aby pozbyć się pewnych przyzwyczajeń i grać nieco bardziej odpowiedzialnie. Czy tylko dlatego wicemistrzowie Polski mieli na początku sezonu takie problemy z defensywą?
Wrażenia po pierwszym roku w Legii?
Mam pozytywne odczucia – mówi Rafał Augustyniak. – Mamy wicemistrzostwo, wywalczyliśmy Puchar Polski, odczarowaliśmy Superpuchar, awansowaliśmy do fazy grupowej europejskich pucharów. To wszystko były świetne momenty, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Naszym celem na ten sezon jest mistrzostwo Polski.
Jesteś środkowym pomocnikiem czy obrońcą?
Kiedy przychodziłem do Legii, myślałem, że będę pomocnikiem, choć na początku wiedziałem, że w pierwszych meczach będę występował jako środkowy obrońca. Rozmawiałem z trenerem Runjaiciem i dyrektorem Zielińskim na temat mojej roli w zespole, więc to było naturalne. Myślałem jednak, że po kilku tygodniach wrócę do środka pola. No a dzisiaj jestem stoperem i raczej tak już zostanie.
Łatwo było się przyzwyczaić?
W głowie przestawiłem się, że jestem już defensorem. Miałem jednak moment, że byłem zły.
Kiedy?
Na początku rundy wiosennej poprzedniego sezonu. Usiadłem na ławce, nie grałem, pojawiały się myśli, że przecież nie rywalizuję na swojej pozycji… Teraz już wiem, że jestem środkowym obrońcą, konkurencja jest jeszcze większa niż w zeszłorocznych rozgrywkach, ale nie narzekam, ponieważ walka o miejsce w składzie rozwija mnie jako piłkarza. Kiedy grałem na szóstce, lubiłem się włączać do akcji ofensywnych, iść do przodu. Jako środkowy obrońca dużo rzadziej mogę sobie na takie rzeczy pozwolić. Popełniłem trochę błędów, grając w defensywie, które wynikały właśnie z tych wcześniejszych przyzwyczajeń. Wypuszczałem się do przodu, kiedy nie powinienem był tego robić, trochę się zapominałem. Podświadomość. W ostatnich meczach byłem jednak znacznie bardziej skupiony na tym, że jestem ostatnim stoperem i muszę grać odpowiedzialniej.
Jak sobie radzisz z meczami, kiedy wiesz, że zawaliłeś gola?
Staram się jak najszybciej skasować tę sytuację z głowy. Tej akcji już nie cofnę i nie mam na to wpływu. Oczywiście, wyciągam wnioski i analizuję swoje zachowania, aby w przyszłości nie popełniać podobnych błędów. Inna sprawa, że kiedy strzelę gola, tak jak ostatnio w meczu domowym ze Zrinjskim Mostar, to też długo tego nie rozpamiętuję, nie oglądam tej sytuacji po sto razy, bo to nie ma sensu. Było, minęło.
Łatwo jest wrócić do domu, kiedy wiesz, że przez twoje błędy zespół stracił gola albo przegrał mecz?
Najtrudniejszy był powrót z Wrocławia kilka tygodni temu. Traciliśmy gole nawet nie jak juniorzy, a jak trampkarze. Kiedy rywal biegnie przez pół boiska do sytuacji sam na sam z bramkarzem, wiadomo, że ustawienie obrońców nie było należyte i jest problem.
Powiedziałeś po jednym z ostatnich meczów, że poprawa gry defensywnej Legii wynika z jednej odprawy Runjaicia, która trwała półtorej godziny. Możesz zdradzić szczegóły?
Trener pokazał wiele sytuacji, w których źle zachowujemy się i co powinniśmy poprawić. Ta odprawa zadziałała na drużynę i znacznie poprawiła naszą mentalność. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie przystoi nam tracić takiej liczby goli.
Na początku sezonu po meczach w europejskich pucharach raczej były żarty z tych straconych bramek, bo na dwie stracone odpowiadaliście trzema strzelonymi. Znacznie większa krytyka spadła na was, kiedy zaczęliście seryjnie przegrywać mecze.
Nagle przestaliśmy strzelać gole i problem z grą w defensywie znacznie urósł. Można zdobyć cztery bramki i trzy stracić, ale tak się nie da grać w każdym meczu. Super, że w europejskich pucharach praktycznie za każdym razem nam to wychodziło, ale w rozgrywkach ligowych nie zawsze to działało.
Dlaczego defensywa Legii była tak dziurawa?
Staraliśmy się grać bardzo ofensywnie i trochę zapominaliśmy o obronie, strukturze całego zespołu. Stracone gole nie były winą tylko linii defensywnej. Trener powtarza, że napastnik jest pierwszym obrońcą i cała drużyna musi po prostu lepiej bronić, więcej pracować w destrukcji.
Wspomniałeś o golu ze Zrinjskim. Przed tym spotkaniem liczono wam serię rzutów rożnych bez zdobytej bramki. Dostałeś nagrodę od kolegów?
Żadnego prezentu nie było. A tak serio, sporo pracujemy nad stałymi fragmentami i dochodzimy do sytuacji strzeleckich. Brakowało niewiele, aby tę serię przerwać wcześniej. Czasami odpowiedniego timingu, a czasami po prostu lepiej ustawionego celownika.
Który moment przez ten rok w Legii był dla ciebie najtrudniejszy?
Początek rundy wiosennej, kiedy usiadłem na ławce. Zagrałem w pierwszym składzie z Koroną Kielce, popełniłem błąd, ponieważ znowu wyskoczyłem za daleko od własnej bramki, straciliśmy gola. Prowadziliśmy już 3:0, zrobiło się nagle 3:2, była nerwówka. Później w Lubinie usiadłem na ławce, wszedłem na końcówkę, ale następnie przyszło kilka spotkań, w których nie pojawiłem się nawet na chwilę na boisku. To był trudny moment. Dużo myślałem. Bolało. Najważniejsze, że podniosłem się i wróciłem do regularnej gry do końca sezonu. Dużą rolę w tym wszystkim odegrała moja rodzina. Mam na miejscu żonę, syna, rodziców, od najbliższych dostaję największe wsparcie.
Który moment z pobytu w Legii wspominasz na razie najmilej?
Finał Pucharu Polski. Graliśmy przez dwie godziny w osłabieniu po czerwonej kartce dla Yuriego Ribeiro. Każda kolejna akcja, kiedy udało się wybronić i wybić piłkę, napędzała nas do tego, aby przetrwać, choć myślałem, że przez pierwsze 10-15 minut spróbujemy strzelić gola i dopiero się cofniemy. Te akcje się jednak nie zazębiały, wiedziałem, że musimy dotrwać do karnych i miałem takie wewnętrzne przekonanie, że w konkursie jedenastek będziemy lepsi. Dla mnie było to pierwsze trofeum w seniorskiej piłce.
Czułeś się jednym z bohaterów finału? Dużo wygranych pojedynków, często asekurowałeś kolegów, do tego wykorzystany rzut karny w serii jedenastek…
Pokazaliśmy już niejednokrotnie, że kiedy tracimy zawodnika na boisku, potrafimy się w takich sytuacjach odnajdywać. Każdy wie, że musi dać z siebie więcej, aby zatuszować brak jednego z kolegów i nadążać z asekuracją. Paradoksalnie mnie się tak czasami lepiej gra, ponieważ obrona jest ustawiona niżej i możemy skupić się na właściwym przesuwaniu, doskoku, jeden za drugiego walczy.
Stresujesz się, kiedy podchodzisz do karnych w trakcie konkursu?
Nie mam większego ciśnienia. Skupiam się na tym, aby uderzyć w to miejsce, które wybrałem. Decyzję podejmuję wcześniej, kiedy idę ze środka boiska do pola karnego, choć w finale Pucharu Polski miałem inne intencje. Założyłem, że będę uderzał w środek bramki, ale trzech kolegów przede mną wybrało takie rozwiązanie, więc musiałem coś zmienić.
Jak odnajdujesz się w Warszawie?
Trenujemy w Książenicach, więc potrzeba trochę czasu na dojazd do LTC i powrót. W domu jestem koło godziny 15, czasami 16, więc nawet nie mam ochoty na to, aby wychodzić na miasto. Wolę ten czas spędzić z dzieckiem, pobawić się. Czasami wyjdziemy na spacer, ale teraz pogoda za oknem do tego nie zachęca. Na przykład nad Wisłą pierwszy raz byłem dopiero w te wakacje, wcześniej nie było okazji.
Sezon 2023-24 jest wyjątkowy ze względu na to, że pierwszy raz w karierze łączysz ligę z europejskimi pucharami, ale droga do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy nie była łatwa.
Była trudna. Zaczęło się od tropikalnych upałów w Kazachstanie. Prawie dziesięć godzin w podróży, ponad czterdzieści stopni w cieniu, nie było czym oddychać. Do tego czułem się jakbyśmy cofnęli się w czasie o kilkadziesiąt lat. Wywieźliśmy remis i wiedzieliśmy, że w Warszawie będzie łatwiej. Rewanż dobrze zaczęliśmy, strzeliliśmy gole, ale później zawaliliśmy obronę stałych fragmentów. Najważniejsze, że dowieźliśmy prowadzenie do końca. Wiedeń? Nigdy nie brałem udziału w bardziej szalonym meczu niż rewanżowe starcie z Austrią. Czegoś takiego nie widziałem. Strzelaliśmy do siebie jak w filmie. Kiedy doszli nas na 4:3, nie dowierzałem, że to się dzieje. Na szczęście w końcówce Ernest Muci pokazał, że jest panem piłkarzem. Akurat tego gola oglądałem wiele razy, bo zachowanie Erniego było kapitalne. Przyjęcie z kierunkiem, strzał – klasa światowa!
Po meczu w Austrii, dwumeczu z Midtjylland, zwycięstwach z Aston Villą i Pogonią Szczecin wydawało się, że jesteście mentalnie bardzo silni i nic was nie złamie. Co się stało w październiku?
Do końca września wszystko układało się perfekcyjnie, czuliśmy się mocni. Październik okazał się kubłem zimnej wody, chyba nikt nie potrafi wytłumaczyć tego, co się działo. Stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystywaliśmy, a rywale trafiali dokładnie wszystko, co mieli. Nie wiem, czy można to zrzucić na szczęście, czy na coś innego.
Runjaic uważa, że strata do lidera na koniec rundy może wynosić maksymalnie sześć punktów. Podpiszesz się pod tym?
Zdajemy sobie sprawę, że ta strata jest już pokaźna i na pewno nie może być większa. Do końca roku pozostało jeszcze kilka spotkań w Ekstraklasie, chcemy tę różnicę zniwelować. Jeśli wygramy pozostałe mecze ligowe, na pewno będziemy tracili mniej punktów niż obecnie. Skoro przegraliśmy cztery spotkania z rzędu, to dlaczego mamy nie wygrać?
Kto będzie najgroźniejszym rywalem w walce o mistrzostwo Polski?
Zawsze trzeba liczyć się z tymi drużynami, które w ostatnich latach były w czołówce, czyli Lech Poznań, Pogoń Szczecin i Raków Częstochowa. Jestem ciekawy, jak w dalszej części sezonu będą wyglądały Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław, ale na razie ich wyniki robią wrażenie. Lider ma średnią na poziomie 2,2 punkta na mecz, co jest bardzo dobrą statystyką. My postawiliśmy sobie cel na początku sezonu – liczy się tylko mistrzostwo, wiemy więc, że musimy się poprawić.
Brak awansu do fazy pucharowej w LKE może pomóc Legii w walce o mistrzostwo Polski?
Nie zgodzę się z tym. Na początku dochodzi tylko jeden dwumecz, który nie wiadomo jak się zakończy, a my mamy szeroką kadrę i jesteśmy w stanie to pogodzić. Trener ma często pozytywny ból głowy, bo na każdą pozycję ma po dwóch piłkarzy i w dodatku w tym sezonie praktycznie przez cały czas prawie wszyscy są do dyspozycji sztabu.
Rotacja może być atutem, ale też problemem, bo nie ma czasu się zgrać.
Gramy całą jesień co trzy dni, na normalny trening mamy czas tylko w trakcie przerwy reprezentacyjnej. Nie jest łatwo się zgrać, ale robimy cały czas postępy. Mamy sześciu piłkarzy na trzy miejsca w obronie, każdy chce grać, każdy o to walczy na treningach. Taka jest rola trenera, aby tym rotować i dawać szanse każdemu, bo jeśli grałoby trzech tych samych cały czas, pozostali byliby mocno niezadowoleni i mogłoby się to źle odbić na zespole. A co, jeśli pojawiłyby się kontuzje i żaden z tej rezerwowej trójki nie byłby gotowy?
Czujesz się zmęczony tym sezonem?
Miałem kontuzję, nie było mnie kilka tygodni, odpocząłem trochę od piłki i spojrzałem na to z boku, więc zmęczenia fizycznego nie czuję. Bardziej psychiczne. Gramy co trzy dni, trzeba cały czas utrzymywać bardzo wysoki poziom koncentracji, ale jest to wymagane na takim poziomie, na którym grasz o tytuł w lidze i występujesz w pucharach. Jesienią praktycznie nie oglądam piłki, wolę ten czas spędzać z synem i żoną. Wcześniej włączałem mecze w telewizji, teraz praktycznie tego nie robię. Inna sprawa, że staramy się przy małym nie oglądać telewizji. Rodzina jest odskocznią, najlepszą regeneracją dla mnie w tym sezonie.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI