Przejdź do treści
Manchester United’s Rasmus Hojlund rejected during UEFA Europa League 2024/2025 Round of 16 1st leg match. March 6,2025. (ALTERPHOTOS/Jorge Ropero)
2025.03.06 San Sebastian
pilka nozna liga Europy
Real Sociedad - Manchester United
Foto Alter Photos/SIPA USA/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Ligi w Europie Premier League

Lepsze nic niż rydz. Manchester United usprawiedliwia Arsenal

Przykład Manchesteru United pokazuje, że Arsenal nie postępuje zupełnie nierozsądnie, zwlekając ze sprowadzeniem napastnika.

Maciej Sarosiek

fot. Alter Photos/SIPA USA/PressFocus

Drużyny, które w niedzielne popołudnie zmierzą się ze sobą na Old Trafford, łączy aktualnie niewiele. Pod względem osiąganych wyników, poziomu gry, jakości kadry zawodniczej, realnych ambicji oraz perspektyw gospodarze zostali daleko w tyle za gośćmi. Doskonale oddaje to tabela Premier League – Kanonierzy są wiceliderami, Czerwone Diabły zajmują 15. miejsce. A jednak coś wspólnego mają. W zasadzie czegoś wspólnie nie mają. Klasowej, strzelającej gola za golem dziewiątki.

Londyńczycy żyją z tym już długo. Na trybunach, w pubach i na łamach mediów od lat toczy się dyskusja pod hasłem-pytaniem: „Czy Arsenal potrzebuje nowego napastnika?”. Z reguły natychmiast pada odpowiedź „Tak, na wczoraj.” i żaden uczestnik konwersacji nie polemizuje. Wyjątki występują tylko w okresach wysokiej formy podbramkowej Kaia Havertza. Wtedy dyskusja cichnie, by za jakiś czas rozgorzeć ze zdwojoną głośnością.

Osoby zarządzające klubem z Emirates Stadium podzielają opinię, że centrum ataku zespołu należy wzmocnić. Nie bez powodu zeszłego lata zabiegały o ściągnięcie Benjamina Sesko z RB Lipsk. Nieprzypadkowo zimą wysłały do Aston Villi poważną ofertę kupna Olliego Watkinsa. Nie dla frajdy bacznie monitorują sytuację Alexandra Isaka w Newcastle United. Mimo to, obsadzając szpicę, Mikel Arteta nadal wybiera między Havertzem (sprowadzonym z myślą o zastąpieniu Granita Xhaki w linii pomocy) a Gabrielem Jesusem. Obaj są bardzo pożyteczni. Żaden nie jest jednak rasowym napastnikiem, bezlitosnym łowcą goli. Nigdy nie był i nigdy nie będzie.

Aktualnie Niemiec i Brazylijczyk leczą urazy, więc hiszpański szkoleniowiec wystawia na środku ataku strzelców jeszcze mniej wyborowych – Leandro Trossarda lub Mikela Merino. W połączeniu ze spowodowaną problemami zdrowotnymi absencją Bukayo Saki oraz Gabriela Martinellego istotnie utrudnia to stołecznej drużynie trafianie do siatki. Zwłaszcza w meczach ligowych (w dwóch ostatnich kolejkach zagrała na zero z przodu), wszak w starciu Ligi Mistrzów z PSV wpakowała między słupki siedem piłek. Napędza też wspomnianą dyskusję o potrzebie zakontraktowania nowego napastnika. – Na co wy jeszcze czekacie?! – pyta dyrektorów Kanonierów opinia publiczna.

– Na dostępność preferowanego zawodnika – odpowiadają niewerbalnie oficjele. Ruchami wykonywanymi na rynku transferowym wyraźnie zaznaczają, iż wolą poczekać na dogodną okazję do ściągnięcia Isaka albo Sesko niż sprowadzić kogoś, byle sprowadzić. Nie szukają półśrodków. Nie wyznają zasady: lepszy rydz niż nic. Wolą cierpieć teraz – oglądając nieudolne próby zdobycia bramki przez zespół i słuchając komentarzy, że się do tego przyczynili – niż potem – oglądając kiepskie występy atakującego kupionego za duże pieniądze i słuchając komentarzy, iż zmarnotrawili fundusze na niewłaściwego piłkarza.

Zarządcy Manchesteru United postąpili zgoła odmiennie. Latem 2023 roku pragnęli uzupełnić kadrę o klasową dziewiątkę, słusznie oceniając, że obecność takiej wzniosłaby ekipę Erika ten Haga na wyższy poziom. Wymarzonym kandydatem był Harry Kane. Z obawy przed skomplikowanymi, długimi i prawdopodobnie bezowocnymi negocjacjami z Tottenhamem (do Bayernu Monachium swoją gwiazdę puścił, ale do ligowego rywala raczej nie pozwoliłby jej odejść) z Anglika jednak zrezygnowano. Postawiono na Rasmusa Hojlunda. 20-latka z nikłym doświadczeniem w futbolu na elitarnym szczeblu. Zawodnika zdradzającego potencjał na stanie się klasową dziewiątką, nie już taką będącego, a mimo to kosztującego ponad 60 milionów funtów.

Debiutancki sezon Duńczyka w barwach Czerwonych Diabłów był obiecujący. 16 trafień i kilka efektownych akcji potwierdziły, że młokos faktycznie jest materiałem na napastnika przez wielkie n. Że wystarczy poczekać aż w pełni się rozwinie, by mieć do dyspozycji nie lada snajpera.

Drugi, czyli bieżący sezon nie przyniósł jednak postępu w poczynaniach Hojlunda. Wprost przeciwnie. W 36 meczach uzbierał 7 goli. Nie wzbogacił dorobku od 19 występów. Po raz ostatni umieścił piłkę w siatce 12 grudnia. To doprawdy żenujące, zawstydzające statystyki.

1210

minut czeka na gola Hojlund.

Koronny argument obrońców 22-latka (których z każdym upływającym tygodniem ubywa) stanowi mizerność serwisu, jaki otrzymuje. Partnerzy z zespołu rzeczywiście nie stwarzają mu dostatecznie wielu dogodnych okazji do oddania uderzenia, często nie dostrzegają jego wyjść na czystą pozycję lub zwyczajnie z nich nie korzystają. Ale Duńczyk również nie robi wszystkiego idealnie. Marnuje część nielicznych dogodnych okazji do zdobycia bramki albo w ogóle do oddania uderzenia. Nie zawsze ustawia się na boisku odpowiednio do tego, by odebrać podanie. Było tak za kadencji Ten Haga, jest pod wodzą Rubena Amorima. A przecież Portugalczyk miał uwolnić potencjał Hojlunda, jak w Sportingu uwolnił potencjał Viktora Gyokeresa, gracza pod pewnymi względami podobnego do Rasmusa.

Ten jeszcze może stać się klasową dziewiątką. Wciąż jest młody. Nadal nie występuje w drużynie sprzyjającej strzelaniu gola za golem. Na razie jednak rozczarowuje. Jest, a jakby go nie było. Nie wzniósł zespołu na wyższy poziom. Jego transfer do Manchesteru United to zdecydowanie bardziej kit, w dodatku drogi, niż hit. Niejako usprawiedliwia to podejście Arsenalu do kwestii sprowadzenia nowego napastnika.

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 10/2025

Nr 10/2025