Nie ma się co oszukiwać – po starciu w Warszawie sprawa awansu była już rozstrzygnięta. Odwrócenie losów meczu przez Legię było scenariuszem z gatunku science-fiction, choć w pierwszej połowie w pewnej chwili leciutko zapachniało bramką kontaktową.
ODROBIONA LEKCJA
Goncalo Feio i spółka odrobili lekcję z pierwszego meczu, gdzie do przerwy Legia naprawdę dobrze broniła dostępu do własnej bramki, aczkolwiek nie wyprowadzała prawie żadnych konkretnych kontr. Przy intensywności, jaką zaproponowali londyńczycy, było to właściwie oczekiwanie na wyrok, wykonany ostatecznie w drugich 45 minutach. Tym razem drużyna z Łazienkowskiej starała się konstruować szybkie ataki, a nawet momentami wysoko pressować zawodników „The Blues”. Druga strona medalu jest taka, że piłkarze Chelsea wyglądali trochę tak, jakby wyszli na to spotkanie za karę. Mając zaliczkę przywiezioną z Warszawy, nie musieli forsować tempa.
Na początku spotkania gospodarze mieli dwie bardzo dobre okazje. Po błędzie Radovana Pankova futbolówkę przejął Cole Palmer, który po krótkim rajdzie uderzył na bramkę Vladana Kovacevicia. Chwilę później Serb najpierw zatrzymał Christophera Nkunku, a następnie znów Palmera. Pozostając przy temacie Kovacevicia, to jedna z zastanawiających zmian w składzie. Kacper Tobiasz być może nie zasłużył, żeby grać, ale wypożyczonego ze Sportingu Lizbona golkipera za chwilę w Warszawie nie będzie. Tym razem Portugalczyk postawił jednak na bardziej doświadczonego bramkarza. Goncalo Feio do gry desygnował także m.in. Tomas Pekharta czy Claude’a Goncalvesa, których notowania w ostatnim czasie nie stały najwyżej.
TRENERSKI NOS
Można powiedzieć, że miał nosa szkoleniowiec Legii, ponieważ w 10. minucie Pekhart został sfaulowany w polu karnym przez Filipa Jorgensena. Czech podszedł do piłki ustawionej na jedenastym metrze i skutecznie uderzył. Z kolei Goncalves i Ryoya Morishita byli najjaśniejszymi postaciami w zespole z Łazienkowskiej. Obydwaj zawodnicy w pierwszej połowie realnie zagrozili bramce strzeżonej przez Jorgensena.
Chelsea drogę do bramki Legii znalazła w 33. minucie. Jadon Sancho wygrał pojedynek z Rubenem Vinagre i dograł do niepilnowanego Marca Cucurelli, który skierował piłkę do bramki.
Hiszpan trafił po raz drugi jeszcze przed przerwą, ale chorągiewka sędziego asystenta poszybowała w górę, w związku z czym gol nie został uznany.
Drugą połowę ponownie od mocnego uderzenia rozpoczęła Legia. Vinagre zacentrował z rzutu rożnego, a Goncalves zgrał do Kapuadiego, dzięki któremu Polacy wyszli na prowadzenie.
Steve Kapuadi TRAFIA i Legia po raz drugi obejmuje prowadzenie w Londynie!
Gospodarze mieli kilka wyśmienitych okazji, aby odrobić straty, ale ich starania spełzły na niczym. Po strzale Madueke Kapuadi wybijał piłkę z linii, a przy trafieniu Tyrique’a George’a był spalony.
Legia zrewanżowała się za porażkę przed własną publicznością. Mimo że warszawianie wracają z Londynu z tarczą, zakończyli udział w pucharach. Bez wątpienia mogą być jednak zadowoleni z tego jak – wraz z Jagiellonią Białystok – reprezentowali Ekstraklasę w tym sezonie na arenie międzynarodowej.
1 Komentarz
najstarszy
najnowszyoceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Jolo
18 kwietnia, 2025 00:39
Morishita i Pululu to w pucharowym dwumeczu cień zawodnika z ekstraklapy. Może po prostu są słabi…
Świetna akcja Bakambu i szczęście Ezzalzouliego. Betis prowadzi z Fiorentiną [WIDEO]
Betis wyszedł na prowadzenie w 7. minucie spotkania z Fiorentiną. Swoje warunki fizyczne wykorzystał Cedric Bakambu, a piłkę tuż za linią bramkową umieścił Abde Ezzalzouli.
Czy pogromcy Legii zrobią krok w stronę finału? Djurgarden – Chelsea [LIVE]
Djurgarden podejmuje Chelsea w pierwszym meczu półfinałowym Ligi Konferencji. Szwedzi spróbują sprawić niespodziankę i postawić się faworyzowanym The Blues.
Morishita i Pululu to w pucharowym dwumeczu cień zawodnika z ekstraklapy. Może po prostu są słabi…