Legia mogła nie wyjść na drugą połowę w Szwecji. Mioduski ujawnia kulisy
Legia Warszawa przegrała w Szwecji ostatni mecz w fazie ligowej Ligi Konferencji. Na początku spotkania kibice Djurgarden odpalili pirotechnikę, a dym przerwał mecz na kilkanaście minut.
W piątej minucie spotkania fani Djurgarden odpalili race dymne, które sprawiły, że mecz musiał zostać przerwany. Po kwadransie arbiter wznowił rywalizację, ale widoczność była mocno ograniczona.
– Uważam, że to był skandal, że mecz został wznowiony tak szybko, gdy widoczność była jaka była – przyznał Dariusz Mioduski w rozmowie z radiem Zet. – Prawdopodobnie ma to związek z ogólnymi regulacjami dotyczącymi walkowerów. Gdyby przedłużenie meczu trwało za długo, wtedy potencjalnie mogliśmy się domagać walkowera. UEFA nie chciałaby, żeby takie sytuacje miały miejsce i chyba na siłę rozpoczęli ten mecz. W warunkach, które z punktu widzenia widoczności, ale i zdrowia zawodników, którzy biegali w tym dymie, tej chemii, którą wdychali. Sama widoczność była fatalna – siedząc na trybunie nie widziałem, gdzie jest piłka. Ta bramka stracona – spodziewam się, że przy tej bramce „Kobi” mógł jej nie zobaczyć od razu. Najbardziej poważną kwestią, jaka się wydarzyła, to była kwestia nieuznania naszej bramki. Z tych ujęć, które są dostępne, było widać, że padła bramka. Sędzia nie tylko nie uznał jej, ale jeszcze pozwolił na kontynuowanie gry. W wyniku tego poszła kontra, po której straciliśmy gola na 2:0. Dodatkowo za protesty naszych zawodników, dokładnie Morishity, dostaliśmy kartkę, po której jest on zawieszony na kolejne spotkanie.
Już w trakcie meczu Legia podjęła działania w sprawie napisania protestu do UEFA. Jednym z pomysłów była nawet propozycja, by zespół nie wyszedł na drugą część spotkania.
– Od razu w przerwie meczu reagowaliśmy dosyć mocno. Na końcu zdecydowaliśmy się, żeby wyjść na drugą połowę, bo był taki pomysł, żeby może zaprotestować, ale ostatecznie to nie ma sensu i nie wygrywa się takimi rzeczami. Dograliśmy ten mecz do końca. Domagaliśmy się materiałów dotyczących bramki, ale prawda jest taka, że w tego typu rzeczach bardzo rzadko można coś zdziałać. Prawdopodobnie ten mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Nie wiem, czy byśmy wygrali, przegrali czy zremisowali, ale byłaby dużo większa szansa, żebyśmy zdobyli chociaż jeden punkt – przyznał Mioduski.