Legia zasłużenie w meczu a szczycie pokonała Cracovię. Po pierwszej połowie wydawało się nawet, że może dojść do powtórki z meczu z Jagiellonią, czyli efektownego zwycięstwa gospodarzy, w porę jednak Cracovia otrząsnęła się z pierwszego szoku.
Domagoj Antolić przeżywa ostatnio zwyżkę formy (fot. Piotr Kucza/400mm.pl)
Sześć punktów przewagi to w żadnej lidze nie jest przewaga gwarantująca cokolwiek, a w polskiej Ekstraklasie – szczególnie. Niemniej obiektywnie trudno dziś z pełną odpowiedzialnością wskazać zespół, który byłby w stanie tę przewagę Legii zniwelować. Jeśli ktoś może bowiem Legii zaszkodzić, to najszybciej sama sobie, choć łatwiej uwierzyć, że będzie się rozkręcać i powiększać przewagę. O dobrym wyniku uzyskanym w stolicy gościom coraz częściej trudno nawet marzyć. Bilans domowych meczów Legii: 10 wygranych, 36 zdobytych bramek, średnia blisko 3 wbite gole na mecz, osiem zwycięstw z rzędu. W każdym razie niemal wszyscy ligowi rywale zagrali tym razem dla Legii – punkty stracili Piast, Lech, Śląsk, a przede wszystkim Pogoń.
• • •
O przypadku Portowców już pisaliśmy przed tygodniem. Sytuacja zmieniła się o tyle, że o ile do tej pory nie za bardzo było z grą, to jako tako wyglądały wyniki. W sobotę nie było ani gry, ani wyniku. Górnik – jak ma często w zwyczaju na własnym boisku (7 zwycięstw, 1 porażka przy bilansie delegacyjnym: 0 wygranych, 7 razy w plecy) – odprawił Pogoń pewnie i bezdyskusyjnie.
• • •
Mistrz Polski przegrywa na boisku beniaminka, a właściwie nawet nie na jego boisku, bo to przecież beniaminek bezdomny. W dodatku najlepszym zawodnikiem w szeregach tegoż mistrza był bramkarz… Raków wygrał zasłużenie – Tudor, Szczepański, Bartl i Schwarz zdominowali drugą linię Piasta. Częstochowski klub wciąż jeszcze jest pod kreską (środkową, nie czerwoną), ale wcale pod nią nie musi skończyć po 30 kolejkach.
• • •
Posada Iwajło Petewa nie należy do najmocniejszych. Szepcze się o rozmaitych scenariuszach związanych z jego przyszłością, wszystko to jednak oparte jest na plotkach, pogłoskach, domniemaniach. Na razie wciąż to Bułgar rządzi szatnią, choć w atmosferze dalekiej do sielanki. 1 punkt zdobyty w trzech meczach, bez strzelonej bramki, z siedmioma straconymi – w efekcie „na Lecha” stawiło się zaledwie 7 tysięcy fanów, w dodatku z transparentem: „Brak jest walki, charakteru, mamy dość tego burdelu”. Lech – wiadomo, był rozpędzony, dobrze wszedł w nowy rok, zatem niewiele przemawiało za tym, że Jagiellonii uda się cokolwiek ugrać. Tymczasem niespodzianka – dobrze nastawiona ruszyła na Lecha z impetem i to był zupełnie inny zespół niż w dotychczasowych meczach. Tyle że ten zupełnie inny zespół mógł i powinien… przegrać, bowiem KKS wypracował sobie, a w zasadzie Gytkjaerowi, tyle dogodnych okazji, że trudno zrozumieć, jak tego meczu nie wygrał. Duńczykowi jednak nic nie wychodziło i nie wchodziło – jak nie jemu. Całe szczęście, że sprawy w swoje ręce wziął w końcu pierwszy „młotkowy” Ekstraklasy – kolejny gol Modera po atomowym uderzeniu każe przypuszczać, że mamy do czynienia ze specjalistą dużej klasy.
• • •
Wisła zatrzymała Wisłę. Szóste z rzędu zwycięstwo odebrał Białej Gwieździe jej były zawodnik Alan Uryga, ale przede wszystkim świetny Dominik Furman. Lider Nafciarzy najpierw popełnił błąd przy golu dla gospodarzy, a potem niczym niestrudzony koń pociągowy pchał swoją drużynę do celu. Gol, asysta, mnóstwo groźnych piłek wstrzelonych w pole karne krakowian – to remis imienia Dominika Furmana. Gdyby Biała Gwiazda dowiozła wygraną do końca, dystans do imienniczki z Płocka zredukowałaby do trzech punktów…
• • •
Tak jak Legia mogła być zadowolona z wyników jej rywali z czołówki, tak Wisła Kraków zapewne nie może narzekać na rozstrzygnięcia niedzielnych meczów, w których brały udział drużyny ze strefy spadkowej. Korona przegrała z Lechią, a Arka podzieliła się punktami z ŁKS. Tym samym nikt się do Wisły nie zbliżył, a Korona nawet dystans straciła. Za styl punktów nikt nie przyznaje, kielczanie są oczywiście w podłym nastroju, natomiast ich podły nastrój nie może zmienić opinii, że rozegrali bardzo dobry mecz. Atakowali z pasją, bez respektu dla rywala, oddali mnóstwo celnych i niecelnych strzałów, lecz Lechia miała jak zwykle dwóch piłkarzy, którzy z pewnego poziomu nie schodzą praktycznie nigdy. Dlatego Kuciak znów wybronił kilka niebezpiecznych strzałów, a Paixao, prócz tego, że pracował na całym boisku, to jeszcze zrobił swoje, czyli trafił do siatki.
• • •
Słówko o meczu w Gdyni. To nie był dobry mecz Arki. Wystarczy powiedzieć, że ŁKS prócz zdecydowanej przewagi w posiadaniu piłki (59 do 41) oddał dużo więcej strzałów, w tym dwa razy więcej celnych. Niezależnie od tego Arka już dopisywała sobie trzy punkty, gdy gola strzelił Vejinović. Cokolwiek by nie mówić o zawodniku, na zatrudnienie którego w Gdyni trzeba był rozbić skarbonkę, to choć formą specjalnie nie błyszczy, to jednak jego gole decydowały w tym sezonie o remisie w derbach, on tydzień temu doprowadził do wyrównania z Rakowem, a teraz był bliski zostania bohaterem spotkania z ŁKS. Arka jednak nie zasłużyła na pełną pulę. Nie potrafiła się umiejętnie bronić. Nie potrafiła utrzymać piłki, wymienić kilku podań, liczyła na długie podanie w kierunku któregoś z napastników, co kończyło się stratą i pozwalało bezkarnie napędzać ataki łodzianom. W 94 minucie ŁKS doprowadził do remisu, który – jako się rzekło – najbardziej pewnie ucieszył kibiców Wisły Kraków.
• • •
Kolejkę zamykał mecz w Lubinie. Zagłębie w 2020 rok weszło kiepsko – z 1 punktem w trzech meczach. Kibice jednak mogą Miedziowym wiele wybaczyć, tylko nie porażkę w derbach Dolnego Śląska. I ze Śląskiem lubinianie zagrali akurat bardzo porządnie. Wynik otworzył Żivec, ale ozdobą były nożyce Szysza i gol na 2:0. Śląsk miał szansę wskoczyć na podium, Zagłębie mu na to nie pozwoliło.
Zbigniew Mucha