PilkaNozna.pl kontynuuje cykl „Legendy Futbolu”. W każdą środę prezentujemy sylwetkę osobowości ze świata piłki nożnej, która zapisała się złotymi zgłoskami na kartach historii tej dyscypliny. Czas na ikonę futbolu lat 90, jednego z najlepszych włoskich piłkarzy i dwukrotnego medalistę mistrzostw świata, czyli Roberto Baggio.
Najsłynniejszy włoski dziennikarz sportowy Gianni Brera, który na żywo oglądał popisy m.in. Giuseppe Meazzy, stwierdził, że Roberto Baggio był najlepszym piłkarzem w dziejach Italii. Jego styl gry doskonale opisał Michel Platini, który powiedział, że pozycją Roberto było „9,5″ – coś pomiędzy kreatywną „dziesiątką”, a typową „dziewiątką”, wykańczającą akcje. W swojej karierze grywał także na skrzydłach. Był niski (174 cm), ale za to bardzo dynamiczny, szybki, świetnie kontrolujący piłkę, dzięki czemu znakomicie czuł się w pojedynkach jeden na jeden z obrońcami. Mimo wielkich umiejętności uważa się, że nie zrobił kariery na miarę swojego talentu. Przeszkodziły w tym kontuzje, ale możliwe, że inaczej by to odbierano, gdyby nie przestrzelił karnego w najważniejszym meczu życia. Jego zmarnowana jedenastka dziwiła tym bardziej, że zasłynął jako specjalista od tego stałego fragmentu gry. W całej karierze 122 razy ustawiał piłkę na wapnie, z czego strzelił 108 goli. Czy Baggio osiągnął tyle, na ile było go stać? A może zmarnował najlepsze lata kariery? Oceńcie sami.
Odkrycie Roberto Baggio przyszedł na świat 18 lutego 1967 roku jako szóste dziecko Matyldy i Fiorindo. W sumie ma siedmiu braci i jedną siostrę. Zdolności sportowe przejawiał już od najmłodszych lat, stał się też wzorem do naśladowania dla swojego młodszego brata Eddy’ego, który też był zawodowym piłkarzem, jednak nie posiadł talentu na miarę Roberto. Szczytem możliwości młodszego Baggio było rozegranie kilkudziesięciu meczów w Serie B.
Roberto początkowo grał w juniorach miejscowego klubu, gdzie wypatrzył go Antonio Mora, skaut Vicenzy Calcio. Do tego zespołu, grającego na trzecim szczeblu rozgrywkowym w kraju, przeszedł w 1981 roku. Pierwszoplanową postacią drużyny stał się w sezonie 1984/85 i od razu walnie przyczynił się do awansu Vicenzy do Serie B. Zwrócił tym uwagę Fiorentiny, która kupiła 18-letniego zawodnika. W pierwszym roku nie zadebiutował w Serie A, ponieważ nabawił się poważnej kontuzji, która zagrażała nawet jego karierze. Kiedy wrócił do pełnej sprawności nabrał dystansu do świata i zmienił wiarę na buddyzm (wcześniej uważał się za katolika). Na dowód przywiązania do nowej filozofii życia postanowił zapuścić warkocz, który stał się jego znakiem rozpoznawalnym.
Po powrocie do zdrowia zagrał w pięciu meczach Coppa Italia, a we włoskiej ekstraklasie zadebiutował dopiero 21 września 1986 roku w meczu z Sampdorią. Na arenie krajowej zaistniał po ukończeniu 20 roku życia, kiedy stał się zawodnikiem pierwszego wyboru w drużynie z Florencji. Dobra postawa zaowocował powołaniem do reprezentacji na mecz z Holendrami. W drużynie narodowej Baggio zadebiutował w 1988 roku. To był dla niego przełom.
Brąz gospodarzy Od tego momentu stał się największym piłkarskim talentem w kraju. W 1989 roku Fiorentina awansował do finału Pucharu UEFA, w którym uległa Juventusowi. W następnym sezonie Baggio zdobył 17 bramek w Serie A i w klasyfikacji strzelców przegrał tylko z Marko van Bastenem. W tym roku Włosi byli gospodarzami mistrzostw świata, a Azeglio Vicini powołał Baggio na turniej. Selekcjoner Squadra Azzurra w pierwszych dwóch meczach (z Austrią i USA) nie dał szansy Roberto, ale w ostatnim spotkaniu grupowym z Czechosłowacją 23-latek pojawił się na boisku i zadziwił cały świat. W 78. minucie, po wspaniałym rajdzie strzelił swojego pierwszego gola na mundialu. Włosi w dalszej fazie pokonali Urugwaj i Irlandię, ale w półfinale po rzutach karnych ulegli Argentynie. W meczu o brąz Baggio trafił do siatki po raz drugi w turnieju. Italia wygrała z Anglią 2:1 i została trzecią drużyną świata.
Najlepszy piłkarz globu Po mistrzostwach Roberto trafił do Juventusu, w którym spędził najlepsze lata swojej kariery. W 1993 roku zdobył ze Starą Damą Puchar UEFA, a we wszystkich rozgrywkach strzelił 30 goli. Za ten rok przyznano mu Złotą Piłkę France Football i nagrodę FIFA dla najlepszego piłkarza na świecie. Na mundial do Stanów Zjednoczonych jechał więc jako absolutna gwiazda, która miała u stóp cały świat. Miał poprowadzić Italię do zwycięstwa. W grupie jednak Włosi spisali się bardzo słabo i tylko dzięki korzystniejszemu bilansowi bramkowemu wyszli z 3. miejsca. Spotkanie 1/8 finału z Nigerią też nie zwiastowało niczego dobrego. Italia przegrywała od 26. minuty, w dodatku na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu czerwoną kartkę dostał Gianfranco Zola. Na szczęście Baggio w 88. minucie doprowadził do wyrównania, a w dogrywce wykorzystał rzut karny. W ten sposób Włosi prześliznęli się do ćwierćfinału. W nim pokonali Hiszpanów, a awans do najlepszej czwórki w samej końcówce zapewnił niezawodny Roberto.
W półfinale Italia zmierzyła się z rewelacyjną Bułgarią, a mecz okazał się pojedynkiem dwóch największych gwiazd obu zespołów. Na dwa trafienia Roberto Baggio, Christow Stoiczkow odpowiedział tylko jednym i Włosi zameldowali się w finale. Ostateczne starcie, w którym Squadra Azzurra grała z Brazylią, kompletnie rozczarowało kibiców, którzy zamiast pięknej, finezyjnej gry, byli świadkami piłkarskich szachów. Ani przez 90 minut, ani w dogrywce gole nie padły i o mistrzostwie decydował konkurs jedenastek. W ostatniej serii Włosi byli w beznadziejnej sytuacji, i aby myśleć o zwycięstwie Roberto musiał trafić do siatki. Piłkarz Juventusu przeniósł jednak piłkę nad poprzeczką i Puchar Świata powędrował do ekipy Canarinhos.
Baggio na turnieju w USA był w znakomitej formie, strzelił 5 goli, ale najbardziej zapamiętano mu ten przestrzelony rzut karny. Uważano także, że gdyby wykorzystał jedenastkę, drugi raz z rzędu zdobyłby Złotą Piłkę. Wielu dziennikarzy i ekspertów było przekonanych, że przez tę jedną sytuację nie wygrał tego prestiżowego plebiscytu. Zajął drugie miejsce za Stoiczkowem.
Regres zamiast dalszego rozwoju Po mundialu Baggio miał 27 lat i wchodził w najlepszy wiek dla piłkarza. W tym momencie znowu miał problemy z kontuzjami, i mimo że zdobył z Juve swoje pierwsze scudetto, nie miał tak dużego wpływu na grę zespołu, jak w poprzednich latach. W dodatku w Starej Damie pojawiła się wschodząca gwiazda włoskiego futbolu – Alessandro Del Piero. Dla Roberto w Turynie zrobiło się za ciasno. Zaproponowano mu w prawdzie nowy kontrakt, ale na dużo gorszych warunkach. Długo podejmował decyzję, ale ostatecznie odszedł z Juventusu do innego krajowego giganta – AC Milan.
W zespole rossonerich nie zawsze był zawodnikiem pierwszego wyboru, a Fabio Capello widział w nim bardziej jokera wchodzącego z ławki. W ciągu dwóch lat gry w Mediolanie strzelił 19 goli we wszystkich rozgrywkach. Na pocieszenie w pierwszym sezonie zdobył swoje drugie, i ostatnie, mistrzostwo Włoch. Przez ten czas był pomijany przez Arrigo Sacchiego w powołaniach do reprezentacji i nie pojechał na Euro 1996.
Powrót do formy Baggio wiedział, że musi zrobić krok w tył, żeby jeszcze zaistnieć na arenie międzynarodowej, dlatego w 1997 roku przeniósł się do Bologny. W jednym sezonie strzelił 22 goli w Serie A, dzięki czemu wywindował klub z Bolonii na ósmą pozycję w tabeli. Dzięki temu zapracował na powrót do reprezentacji – Cesare Maldini powołał go na mundial we Francji. Normalnie Baggio nie był typowany do gry w pierwszym składzie, ale w skutek kontuzji Del Piero stał się podstawowym zawodnikiem. W pierwszym meczu z Chile (2:2) asystował przy bramce Chrsitiana Vieriego i wypracował karnego, którego sam zamienił na gola. W drugim spotkaniu z Kamerunem (3:0) zaliczył asystę, a w trzecim golem w 89. minucie przypieczętował zwycięstwo nad Austrią (2:1). Tym samym stał się pierwszym Włochem, który zdobywał bramki w trzech kolejnych finałach mistrzostw świata. Po wyjściu z grupy Italia wygrała skromnie z Norwegią, a w ćwierćfinale przegrała po rzutach karnych z późniejszymi triumfatorami – Francuzami (choć Baggio swoją jedenastkę wykorzystał).
Po kolejnym udanym mundialu otrzymał szansę w jeszcze jednym wielkim klubie. Tym razem przeniósł się do drugiego mediolańskiego zespołu – Interu. W czasie jego dwuletniego pobytu trenerami nerazzurrich byli Mircea Lucescu, Luciano Castellini, Roy Hodgson i Marcello Lippi, ale u żadnego z nich Roberto nie rozwinął skrzydeł. Stracił miejsce w składzie reprezentacji, w klubie zaś był w cieniu Brazylijczyka Ronaldo. W 2000 roku, mając 33 lata, przeszedł do outsidera ligi – Bresci Calcio. Nieoczekiwanie w pierwszym roku pomógł zespołowi zająć siódme miejsce w lidze, które było najlepszym w historii klubu. Po udanym sezonie znowu posypały się oferty transferowe, m.in. z Realu Madryt i Arsenalu Londyn, Roberto jednak już nie zaryzykował. Został w Bresci i grał w niej do końca kariery. W 2004 roku Giovanni Trapattoni zrobił ukłon w stronę Baggio i powołał go na towarzyski mecz z Hiszpanią, który był zwieńczeniem jego kariery. Zagrał w nim jako kapitan, a schodząc z boiska otrzymał owację na stojąco. W reprezentacji rozegrał 56 spotkań i strzelił 27 goli.
Po zakończeniu kariery długo odpoczywał od profesjonalnego futbolu. Dopiero w 2010 roku zaczął działać we włoskim związku piłkarskim (FIGC), a w 2011 zdobył licencję trenera UEFA A, która uprawnia go do prowadzenia zespołu w Serie A. W styczniu 2013 odszedł z FIGC, z powodu – jak sam przyznał – odmiennej od związkowej filozofii rozwoju futbolu. Jego zdaniem we Włoszech za mało stawia się na pracę z młodzieżą. Prywatnie od lat jest związany z jedną kobietą. W 1989 roku wziął ślub ze swoją długoletnią przyjaciółką Andreiną Fabbi, z którą ma trójkę dzieci: Valentinę, Mattia i Leonardo.
Na koniec polecamy krótki film z kompilacją goli Roberto Bagggio: