Od
początku sezonu poznański Lech miał problem z ustabilizowaniem
formy. Kolejorz grał w kratkę, nie potrafiąc wygrać w lidze
więcej niż dwóch spotkań z rzędu. Dziś to już nieaktualne.
Od siedmiu spotkań Lech nie zaznał goryczy porażki. We Wrocławiu będzie mu jednak trudno przedłużyć świetną serię (FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl)
Nawet
jeśli udawało mu się zwyciężyć w dwóch kolejnych spotkaniach
PKO Ekstraklasy, w następnym był sprowadzany na ziemię. I to
boleśnie, bo po dwóch wygranych z rzędu przegrał ze Śląskiem
Wrocław przed własną publicznością, później historia
powtórzyła się w prestiżowym starciu z Legią w Warszawie. Kiedy
już wydawało się, że Lech wchodzi na wysokie obroty, maszyna się
zacinała. Spadało morale, entuzjazm trzeba było budować od nowa.
Strata do czołowych lokat szybko rosła i stało się jasne, że
Kolejorz jak powietrza potrzebuje serii zwycięstw.
Ta
nadeszła na przełomie listopada i grudnia. Lech pokonał 3:0 Piasta Gliwice,
następnie wywiózł zwycięstwo 2:0 z Płocka, zaś w miniony
weekend uporał się z Łódzkim Klubem Sportowym. Poznański zespół
wygrał trzy ligowe mecze z rzędu po raz pierwszy w tym sezonie.
–
To było wyrównane spotkanie. Po bramce dla nas ŁKS musiał się
otworzyć, dzięki czemu mieliśmy więcej sytuacji i jedną z nich
zamieniliśmy na gola, który zamknął mecz. Cieszy nie tylko
wygrana, ale też kolejny występ na zero z tyłu – mówi Jakub
Kamiński, który w minioną sobotę przy golu Kamila Jóźwiaka
zaliczył pierwszą w karierze asystę w Ekstraklasie. – Jak
najlepszą grą próbuję odwdzięczać się trenerowi za to, że
daje mi szanse. Nie będę ukrywał, czekałem na ten moment.
Nadszedł w ósmym występie w Ekstraklasie. Świetnie, że Kamil
wykorzystał moje podanie. Oby było więcej takich akcji.
Biorąc
pod uwagę również odniesione 4 grudnia zwycięstwo ze Stalą Stalowa Wola w 1/8
finału Pucharu Polski, seria triumfów Kolejorza wydłuża się do
czterech meczów. A warto zauważyć, że jeszcze wcześniej Lech zaliczył
dwa ligowe remisy z Koroną Kielce i Pogonią Szczecin, a także
pucharową wygraną z Resovią. Reasumując, drużyna prowadzona
przez trenera Dariusza Żurawia pozostaje niepokonana we wszystkich
rozgrywkach od 25 października. Lech okazuje się rycerzem późnej
jesieni.
–
Cieszymy się z serii, bo to dla nas pierwsza taka w sezonie. Nie
popadamy jednak w euforię, ponieważ do czołówki tabeli trochę
nam jeszcze brakuje. Zachowujemy spokój – twierdzi Kamil Jóźwiak,
który w meczu z ŁKS w bardzo dobrym stylu wrócił do gry po
przerwie spowodowanej urazem. – Z moim zdrowiem już wszystko jest w
porządku. W połowie tygodnia zacząłem trenować z zespołem.
Czasu było niewiele, ale stwierdziliśmy z trenerem, że skoro czuję
się dobrze, to mogę wejść na boisko w końcówce i spróbować
pomóc drużynie.
Wysoka
dyspozycja Jóźwiaka – choć ze względu na wspomnianą kontuzję
reprezentant Polski nie wystąpił w dwóch spotkaniach – to tylko
jedna z przyczyn dobrej postawy Kolejorza. Przede wszystkim poznański
zespół przestał popełniać proste błędy w defensywie. Na lidera
linii obrony wyrósł Thomas Rogne, który przeżywa najlepszy okres,
od kiedy trafił do Lecha. Norweg znakomicie się ustawia i
praktycznie nie przegrywa pojedynków. W grze w powietrzu nie ma na
niego mocnych, ale tym atutem wyróżniał się już wcześniej. W
ostatnich siedmiu meczach – w lidze i Pucharze Polski – Kolejorz
stracił zaledwie jednego gola! Spora w tym zasługa bramkarza:
Mickey van der Hart w końcu zaczął pokazywać, że gra nogami nie
jest jego jedynym walorem. Holender interweniuje pewnie i
zdecydowanie, nie ma problemów z koncentracją. Zdarza mu się nawet
ratować drużynę, jak w pucharowym boju ze Stalą.
Defensywa
Lecha tworzy monolit, choć w trakcie omawianej serii bez straconej
bramki została poddana zmianom. Roszady wymusiła kontuzja Roberta
Gumnego, który wypadł z gry na wiele miesięcy. W efekcie Lubomir
Satka został przesunięty na prawą stronę obrony, a jego miejsce
na środku zajął Tomasz Dejewski. W tym, co by nie mówić, eksperymentalnym zestawieniu defensywa Kolejorza spisuje się
nadspodziewanie dobrze.
Gdyby
zespół trenera Żurawia czekała już tylko kończąca rok potyczka
z Arką Gdynia, można byłoby typować, że efektowna passa zostanie
przedłużona. Tyle tylko, że wcześniej Lech pojedzie do Wrocławia.
W najbliższą sobotę zagra ze Śląskiem, który w listopadzie był
najlepszą drużyną PKO Ekstraklasy, a na dodatek będzie chciał się zrehabilitować za ostatnią porażkę 0:3 z Legią.
–
Śląsk gra w tym sezonie naprawdę dobrą piłkę i regularnie
punktuje. Mamy obecnie dobrą serię, jesteśmy na fali wznoszącej i
wydaje mi się, że jedziemy do Wrocławia w roli faworyta. To ważne spotkanie, bo ewentualna wygrana pozwoli nam bardzo
zbliżyć się do czołówki tabeli – przekonuje Kamiński.
–
Zdaję sobie sprawę z tego, że Śląsk nie jest słabym
zespołem i mecz we Wrocławiu nie będzie łatwy. Jestem jednak
przekonany, że będziemy kontynuować dobrą serię do końca roku –
zapowiada Portugalczyk Joao Amaral.
Konrad
Witkowski