Długi, nietypowy, emocjonujący, pouczający. Taki był zakończony w zeszłą niedzielę, dwudziesty ósmy w historii sezon Premier League. Pora na wnioski.
Piłkarze Liverpoolu byli niedoścignieni. (fot. Reuters)
A konkretnie dwadzieścia wniosków. Dokładnie tyle, ilu uczestników zmagań. Każdemu poświęcimy uwagę, na każdego przyjdzie kolej. Uszeregowanie drużyn odpowiada miejscom, jakie te zajęły w finalnej tabeli rozgrywek.
1. Lepiej późno niż wcale.
Liverpool zakończył trwające trzydzieści lat oczekiwanie i sięgnął po upragniony tytuł mistrzowski. Na temat osiągnięcia piłkarzy Juergena Kloppa powstały już setki tysięcy artykułów. Całe szczęście, wszak The Reds zasłużyli na to, by o nich pisać, jak mało kto. Sezon 2019/20 był dla nich absolutnie wyjątkowy, pod wieloma względami rekordowy. Sprawia to jednak, że o jeden wniosek w ich przypadku niezwykle trudno. Stawiamy więc na ciekawostkę. Klub z Merseyside przypieczętował mistrzostwo jednocześnie najwcześniej, jak i najpóźniej w dziejach angielskiej ekstraklasy. Najwcześniej, bo aż na siedem kolejek przed finiszem rozgrywek. Najpóźniej, ponieważ dopiero w czerwcu. Wszystko przez pandemię.
2. Najlepszym atakiem na tytuł mistrzowski jest obrona.
Gdyby o losach tytułu mistrzowskiego decydowała siła ofensywy, najlepszą drużyną w Anglii ponownie zostałby Manchester City. Kluczowa była jednak szczelność defensywy, a w tym aspekcie The Citizens dalecy byli od ideału. Ba, żeby tylko od ideału. Dalecy od samych siebie z najświeższej przeszłości. W sezonie 2019/20 stracili 35 goli. To odpowiednio o 8 i 12 więcej niż w rozgrywkach 2017/18 i 2018/19. Na regres wpłynęło kilka czynników. Do najbardziej znaczących należały poważny uraz Aymerica Laporte’a – bez wątpienia najlepszego obrońcy w drużynie Pepa Guardioli – oraz brak wzmocnień po odejściu Vincenta Kompany’ego. Kataloński szkoleniowiec do dziś nie może odżałować nie sprowadzenia Harry’ego Maguire’a. Niebawem z pewnością ruszy na zakupy.
3. Kto czeka, czasem błądzi.
Manchester United dopiął swego i na samym finiszu zmagań uzyskał prawo do występów w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Niewykluczone, iż osiągnąłby to prędzej, a sezon w jego wykonaniu wyglądałby kompletnie inaczej, gdyby Bruno Fernandes trafił na Old Trafford nie zimą, a już zeszłego lata. Taki był zresztą plan, lecz Czerwone Diabły nie chciały przystać na ówczesne wymagania finansowe Sportingu Lizbona. Kiedy zaś Portugalczyk przeprowadził się wreszcie do Anglii, całkowicie odmienił grę drużyny Ole Gunnara Solskjaera. W 14 meczach ligowych zdobył 8 bramek i zaliczył 7 asyst. Stał się liderem zespołu. Najlepszym piłkarzem Premier League w lutym oraz czerwcu. Pozwolił kibicom uwierzyć w nastanie lepszych czasów. Jest wielce prawdopodobnym, że jeśli 25-latek i dyrygowana przezeń ofensywa utrzyma dyspozycję z drugiej części sezonu 2019/20, United będzie musiało zrobić miejsce w gablocie z trofeami.
4. Cudze nadal chwalą, swoje nareszcie znają.
Zakończone niedawno rozgrywki miały być dla Chelsea okresem przejściowym. Czasem ze zmniejszoną presją na osiąganie wybitnych wyników i sięganie po puchary. Frank Lampard miał zdobyć doświadczenie w pracy w wielkim klubie na najwyższym poziomie, a przy okazji przemodelować drużynę i jej styl gry. Poszło mu jednak na tyle dobrze, iż sezon należy uznać za udany. The Blues zajęli miejsce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów, a do tego awansowali do finału Pucharu Anglii. Wszystko to przy ogromnym udziale wychowanków akademii, którzy – między innymi za sprawą zakazu transferowego – wreszcie otrzymali szansę gry w pierwszym zespole. Mason Mount, Tammy Abraham, Andreas Christensen, Fikayo Tomori, Reece James, Callum Hudson-Odoi, Billy Gilmour i Ruben Loftus-Cheek uzbierali w sumie grubo ponad sto występów w wyjściowej jedenastce w samej tylko lidze. W poprzednich rozgrywkach piłkarze ukształtowani przez Chelsea zaliczyli ich zaledwie szesnaście. I choć Roman Abramowicz do spółki z Mariną Granovskają już wzmocnili kadrę Hakimem Ziyechem oraz Timo Wernerem, w przyszłym sezonie wychowankowie z pewnością nie zostaną odstawieni na boczny, dawno zapomniany tor.
5. Prawdziwie gotową do wielkich rzeczy drużynę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, a po tym, jak kończy.
Po 21 kolejkach rozegranych do 1 stycznia mieli na koncie 45 punktów i byli wiceliderami. Po następnych 17 seriach gier uplasowali się na piątej pozycji w tabeli, suma ich oczek wyniosła 62. Zawodnicy Leicester wyraźnie nie byli gotowi na awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Druga część sezonu była w ich wykonaniu nieporównywalnie słabsza od pierwszej. I o ile rozgrywki 2019/20 i tak były dla Lisów bardzo udane – piąte miejsce to ich drugi najlepszy wynik w historii występów w Premier League – o tyle niedosyt z pewnością pozostał.
6. Zdrowie nie sługa.
Pamięć o porażce w finale Ligi Mistrzów, niedostateczne wzmocnienie drużyny w letnim oknie transferowym, kiepskie wyniki w początkowej fazie sezonu, utrata zaufania zawodników do szkoleniowca i na odwrót, zmiana menedżera. Wszystko to miało wpływ na pełne turbulencji poczynania boiskowe Tottenhamu w rozgrywkach 2019/20. Niewykluczone jednak, że najwięcej kłopotów sprawiły zespołowi urazy. Zgodnie z danymi portalu tranfermarkt.de, szesnastu piłkarzy Kogutów zmagało się z kontuzjami, które wykluczyły ich z gry przynajmniej na jedno spotkanie. Znacznie utrudniło to pracę Jose Mourinho, który dopiero w końcówce sezonu zyskał możliwość korzystania z pełnego potencjału kadry. Efekt był co najmniej zadowalający. Londyńczycy przegrali tylko jeden z ośmiu meczów po powrocie z wymuszonej pandemią przerwy i uzyskali przepustkę do Ligi Europy.
7. Liczy się jakość, nie ilość.
Osiemnaście. Oto liczba piłkarzy, z których w minionych rozgrywkach ligowych skorzystał Nuno Espirito Santo. Najmniej spośród wszystkich szkoleniowców w stawce. Mimo to, Wolverhampton potwierdziło przynależność do czołowych przedstawicieli Premier League i drugi raz z rzędu zajęło miejsce, które może dać prawo gry w kwalifikacjach Ligi Europy (warunkiem jest zwycięstwo Chelsea w finale Pucharu Anglii). Tym razem Wilkom było o tyle trudniej, że musiały godzić występy na krajowym podwórku ze zmaganiami na arenie międzynarodowej. Poradziły sobie na tyle sprawnie, że upiekły dwie pieczenie (owce?) na jednym ogniu, wszak wciąż mają szansę na triumf w Lidze Europy.
8. Precyzyjna mapa to podstawa w drodze do celu.
Arsenal wreszcie ją posiada. Dzięki Mikelowi Artecie wie, w którym kierunku podążać i jaką metodą to robić. Momentami nadal zbacza z kursu, ale generalnie trzyma się obranego azymutu. Wszyscy związani z Kanonierami zdają sobie sprawę z tego, jak długa i wymagająca droga czeka klub, który pragnie znów być wielki. Ambicje znacznie wykraczają poza osiągane aktualnie rezultaty. Najlepiej wie o tym hiszpański szkoleniowiec. Jeszcze przed ostatnią kolejką zmagań przyznał, że ewentualne zakończenie sezonu na ósmym miejscu w tabeli i sięgnięcie po Puchar Anglii nie sprawi, iż rozgrywki 2019/20 będą dla londyńczyków udane. Jeśli jednak będą podążać zgodnie z nakreśloną przez niego mapą, kolejne lata powinny być dużo lepsze.
9. Wierz w siebie, nawet gdy inni w ciebie nie wierzą.
Według większości ekspertów i obserwatorów, miało być totalnym outsiderem. Czerwoną latarnią ligi. Beniaminkiem, który wróci tam, skąd przybył, szybciej niż trwa wymówienie jego nazwy. Tymczasem Sheffield United okazało się rewelacją rozgrywek. Ekipą, która po dość niespodziewanym awansie do elity rzuciła wyzwanie jej etatowym członkom. Już teraz nie brakuje głosów, iż podopieczni Chrisa Wildera byli najlepszymi nowicjuszami w historii Premier League. Bez pokaźnych nakładów finansowych – budżet płacowy The Blades odpowiadał zaledwie 23% średniej wydatków wszystkich klubów – za to z oryginalnym stylem gry i zdeterminowaną kadrą zawodniczą oraz szkoleniową. I choć ostatecznie piłkarzom z Bramall Lane nie udało się awansować do europejskich pucharów, diametralnie zmienili sposób, w jaki się ich postrzega.
10. Stara formuła nie rdzewieje.
Szczelna defensywa, walka o drugie piłki, długie podania, wykorzystywanie stałych fragmentów gry. W Burnley wszystko funkcjonuje po staremu. Recepta na sukces – a kolejny finisz w środku stawki niewątpliwie takim jest – od lat pozostaje bez zmian, a jednak wciąż przynosi efekty. Ba, coraz lepsze efekty! W minionym sezonie The Clarets wygrali piętnaście spotkań. To rekord w historii ich występów na poziomie Premier League.
11. Cierpliwość popłaca.
Siedem miesięcy. Tyle czasu minęło między wstydliwą, rekordową, niechlubną porażką 0:9 z Leicester a podpisaniem nowego, długoterminowego kontraktu przez Ralpha Hasenhuettla. Efekty pracy Austriaka, których kwintesencją była bardzo udana końcówka sezonu w wykonaniu Southampton (Danny Ings i spółka zanotowali serię siedmiu meczów bez porażki), to hymn na cześć cierpliwości zarządu klubu. Szefostwo nie przejęło się październikowym niepowodzeniem – a przynajmniej nie na tyle, by zrazić się do szkoleniowca – i skupiło się na długofalowym wymiarze projektu. Ten prezentuje się coraz lepiej. Święci grają futbol efektowny, coraz częściej efektywny, a nade wszystko intensywny. Sprawia to, że ich przyszłość maluje się bardziej w barwach rywalizacji o prawo do występów w europejskich pucharach, aniżeli walki o utrzymanie.
12. Nawet wysokiej klasy kierowca nie zajedzie daleko autem bez sprawnego silnika.
Jeśli ktoś spodziewał się, że zatrudnienie Carlo Ancelottiego sprawi, iż Everton z dnia na dzień stanie się kandydatem do występów w europejskich pucharach, spotkał go spory zawód. Wynikał on z naiwności, mało racjonalnej oceny sytuacji. Włoch może i jest jednym z najlepszych w swoim fachu, ale do cudotwórcy mu daleko. Bez właściwie zbudowanej kadry nie sposób oczekiwać od niego sukcesu. O ile The Toffees mogą pochwalić się silną ofensywą, o tyle w pozostałych formacjach mają spore braki. Zdecydowanie najsłabiej wypada środek pomocy, który ani nie wspiera obrońców, ani nie kreuje sytuacji napastnikom. Tom Davies sporo rzeczy robi nieźle, ale żadnej z nich bardzo dobrze. Fabian Delph nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Gylfi Sigurdsson dopiero w końcówce rozgrywek przypomniał, dlaczego klub zapłacił za niego 50 milionów euro, lecz nie ma gwarancji, że Islandczyk zrobi to ponownie w następnym sezonie. Jean-Philippe Gbamin miał zastąpić Idrissę Gueye, ale niemal cały rok zmagał się z urazami. Andre Gomes i Anthony Gordon sami nie pociągną tego wózka. W trakcie letniego okna transferowego Michael Brands musi wlać do silnika nowy, wyższej jakości olej.
13. Nie taki Bruce słaby, jak go malowali.
Mierzył się ze zmasowaną krytyką od pierwszego dnia pracy. Wytykano mu marny bilans zwycięstw na poziomie Premier League (do tego sezonu prowadzone przezeń zespoły wygrały tylko 28% rozegranych spotkań). Wyśmiewano jego osiągnięcia na tle wielbionego nad rzeką Tyne Rafy Beniteza. Skazywano go na porażkę i rychłe zwolnienie. A jednak Steve Bruce wykonał powierzone mu zadanie. Newcastle United zapewniło sobie utrzymanie w ekstraklasie na długo przed końcem rozgrywek. I o ile styl gry drużyny częściej niż często wołał o pomstę do nieba, o tyle nie inaczej było z warunkami pracy, jakie panują na St James’s Park. Od kilku miesięcy nie wiadomo, kto będzie właścicielem klubu w przyszłości. Nikt z nikim nie rozmawia, nikt nie interesuje się losem Srok. A im większe zawirowania poza boiskiem, tym okazalsze wyrazy uznania dla Bruce’a i jego zawodników.
14. Stary człowiek też może, ale ograniczeń nie uniknie.
Blisko trzydzieści, a momentami nawet ponad trzydzieści. Tyle wynosiła średnia wieku drużyny Crystal Palace w rozgrywkach 2019/20. Nie przeszkodziło to Orłom w wywalczeniu utrzymania, lecz ograniczenia wynikające ze starzejących się organizmów są coraz bardziej widoczne. Na finiszu sezonu londyńczycy przegrali siedem kolejnych spotkań. Większość z piłkarzy nie wejdzie już na wyższy poziom. Wprost przeciwnie, będzie schodzić coraz niżej. Aby zespół na tym nie ucierpiał, latem zarząd musi zapewnić mu dopływ świeżej, młodej krwi. Nawet, jeśli Roy Hodgson bardzo ceni sobie doświadczenie.
15. Kto nie ryzykuje, w Premier League się nie utrzymuje.
Rozstanie z Chrisem Hughtonem wielu osobom jawiło się jako pozbawione sensu, niestosowne, a przede wszystkim ryzykowne. W końcu urodzony w Anglii trener dwukrotnie zapewnił Brighton utrzymanie na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej, co przy potencjale ówczesnej kadry wydawało się zadaniem co najmniej karkołomnym. Zarząd klubu dostrzegł jednak, że drużyna spisuje się coraz słabiej, a dotychczasowy szkoleniowiec może z niej więcej nie wycisnąć. Nawet po wzmocnieniach. Nowy, w osobie Grahama Pottera, i owszem. Wprawdzie pozycja w tabeli tego nie pokazuje (w poprzednich rozgrywkach Mewy były 17.), ale ekipa z Amex Stadium poczyniła pod jego wpływem znaczący progres. Na jej grę dużo częściej niż wcześniej patrzyło się z przyjemnością. Występy w ekstraklasie w kolejnym sezonie zostały zapewnione szybciej i sprawniej. Niewykluczone, że pod wodzą Hughtona nie byłoby to w ogóle możliwe. W końcu kto się nie rozwija, ten się zwija.
16. Jak trwoga, to do Moyesa, czyli dobre korzystniejsze od lepszego.
Kiedy jasnym stało się, że projekt Manuela Pellegriniego zmierza donikąd – tudzież do Championship – władze West Hamu zwróciły się z prośbą o pomoc do jego poprzednika. W ich ocenie David Moyes nie był w stanie wprowadzić drużyny na wyższy poziom, ale do utrzymania jej w Premier League nadawał się idealnie. Szkot nie zawiódł. Młoty zapewniły sobie spędzenie kolejnego roku w elicie na kolejkę przed finiszem zmagań. Nowy-stary szkoleniowiec miał decydujący głos w kwestii zimowych transferów i sprowadził do klubu dwóch bardzo dobrych piłkarzy – Tomasa Soucka oraz Jarroda Bowena. Ponadto sprawił, iż pozostali gracze, jak Angelo Ogbonna, Declan Rice czy Robert Snodgrass, prezentowali się znacznie lepiej niż w początkowej fazie sezonu. Wszystkich przebił jednak Michail Antonio. Anglik, podobnie jak kiedyś Marko Arnautović, został przesunięty ze skrzydła na środek ataku, co uczyniło z niego jednego z dwóch (obok Raheema Sterlinga) najskuteczniejszych strzelców angielskiej ekstraklasy ery pandemicznej. W 9 występach po wznowieniu rozgrywek zdobył 9 bramek, dzięki którym zapewnił zespołowi dalszy byt w elicie.
17. Co kilka par nóg, to nie jedna, ale…
Czasem i jedna wystarczy do utrzymania się w Premier League. Jak w przypadku Aston Villi. Jack Grealish przez większość sezonu był jedynym wartościowym zawodnikiem The Villans. Zdobył najwięcej bramek, zaliczył najwięcej asyst, miał najwięcej kontaktów z piłką, wykreował najwięcej sytuacji strzeleckich, wykonał najwięcej celnych podań, uzyskał najwięcej stałych fragmentów gry po faulach i zanotował najwięcej skutecznych dryblingów spośród wszystkich piłkarzy w drużynie. Długimi momentami tylko on prezentował poziom wymagany w ekstraklasie. Po czerwcowym wznowieniu rozgrywek weszli nań także defensorzy oraz Trezeguet, co zapewniło beniaminkowi sukces.
18. Wszystko, co piękne, kiedyś się kończy.
Najmniejszy stadion w lidze, jeden z najskromniejszych budżetów, zespół osiągający wyniki ponad stan i prezentujący widowiskowy, ofensywny futbol, szkoleniowiec wyciągający ze swoich podopiecznych absolutne maksimum. Takie było Bournemouth w trakcie pierwszej w historii klubu przygodzie z najwyższą klasą rozgrywkową. Odpowiednik futbolowego Kopciuszka. Jego piękna bajka dobiegła jednak końca, a to, czy zostanie kiedykolwiek powtórzona, stoi pod dużym znakiem zapytania. Po powrocie na zaplecze ekstraklasy, sytuacja finansowa będzie bardzo skomplikowana, wszak aż 88% zarobków Wisienek stanowiły dotąd wpływy z tytułu praw telewizyjnych. W przyszłych rozgrywkach będą one nieporównywalnie mniejsze. Nie wiadomo, co ostanie się z kadry zawodniczej i czy Eddie Howe będzie kontynuował swoją karierę menedżerską na Dean Court. Wielu sądzi, iż tylko pod jego wodzą drużyna z południa Anglii może odbudować swoją pozycję w hierarchii krajowego futbolu. Analizując jego dokonania, nie sposób się nie zgodzić.
19. Niecierpliwość nie popłaca.
Javi Gracia, Quique Sanchez Flores, Nigel Pearson oraz duet Hayden Mullins i Graham Stack. Oto lista szkoleniowców, którzy w sezonie 2019/20 prowadzili Watford. Klub z Vicarage Road stał się pierwszym przedstawicielem Premier League w 28-letniej historii zmagań, który w trakcie jednych rozgrywek rozstał się z trzema menedżerami. Rodzina Pozzo nigdy nie miała cierpliwości do trenerów – za jej rządów w Hertfordshire pracę straciło już trzynastu – lecz tym razem zapłaciła za to ogromną cenę. Czy zmieni to jej postępowanie – nie wiadomo. Pozostaje tylko gdybanie nad tym, gdzie znajdowałyby się dzisiaj Szerszenie, jeśli Javi Gracia nadal był ich opiekunem.
20. Bez wzmocnień ani rusz.
W zeszłym sezonie Norwich było najlepszą drużyną Championship. W tym – najgorszą na poziomie Premier League. To kolejny dowód na to, jak różne wymagania sportowe obowiązują na poszczególnych szczeblach. Bez znaczących wzmocnień kadry po awansie do elity, trudno myśleć o pozostaniu w niej na dłużej. Osoby zarządzające klubem były tego świadome, lecz Kanarków nie było stać na inwestycje. Naruszyłoby to stabilną, zdrową sytuację finansową. Wszyscy, począwszy od właściciela, a skończywszy na piłkarzach, byli świadomi ryzyka spadku w zasadzie od dnia przypieczętowania promocji. Daniel Farke mówił o zaledwie 5-procentowej szansie na utrzymanie. Niepowodzenie nie jest więc ani zaskoczeniem, ani tragedią. Niewykluczone, że ekipa z Carrow Road prędko wróci do angielskiej ekstraklasy. Tym razem gotowa.
Kolejny sezon Premier League wystartuje już 12 września. Wtedy okaże się, które zespoły wyciągnęły właściwe wnioski z rozgrywek 2019/20.
Maciej Sarosiek